Plamą na życiorysie obiecującego teraz trenera jest mecz z maja 2006 roku. Był wtedy piłkarzem Zagłębia Lubin. Ich rywale z Cracovii zaproponowali odpuszczenie meczu za 100 tysięcy złotych. 21-letni wtedy Wojciech Łobodziński razem z kolegami złożył się na kupienie spotkania, które zakończyło się bezbramkowym remisem. Punkt dał Zagłębiu prawo gry w Pucharze UEFA.
Były piłkarz potem zeznawał też jako świadek w sprawie korupcji w Polarze Wrocław. Mówił o podpisywaniu listów o premiach za mecz. - Później dostawałem po meczu pieniądze, ale nie wiem czy kwoty otrzymywane na konto były takie same jak podpisywałem. Starsi zawodnicy mówili żeby podpisywać te listy. W grupie tak zawsze jest, że ci młodsi zawodnicy, nie powiem, że są zmuszeni, ale jakaś presja istnieje - zeznawał w prokuraturze (cytat z Blogu Piłkarska Mafia).
W związku z podejrzeniami o udział w aferze korupcyjnej wyhamowała jego kariera. To przedstawiciel złotego pokolenia polskiej piłki. W 1999 roku został wicemistrzem Europy do lat 17. Dwa lata później zdobył z kolegami złoty medal ME w kategorii U-19. Był uczestnikiem Euro 2008, pierwszego z udziałem Polski, nazywano go ulubieńcem Leo Beenhakkera. Zdaniem Holendra prezentował on "international level". A jako piłkarz Wisły Kraków Łobodziński był najlepiej opłacanym graczem w lidze. W 2011 roku klub go zawiesił, a następnie rozwiązano kontrakt za porozumieniem stron. Przez pół roku był bez klubu.
ZOBACZ WIDEO: Czesław Michniewicz odkrył karty. "Cieszy mnie jego powołanie"
W 2012 roku wrocławski Sąd Rejonowy skazał go na półtora roku więzienia w zawieszeniu na trzy lata i grzywnę za ustawianie meczów Zagłębia wiosną 2004 roku i ustawienie meczu z Cracovią (za: Blog Piłkarska Mafia). Rok później na pół roku zawiesił go Polski Związek Piłki Nożnej. Akurat, gdy odbudowywał karierę na zapleczu ekstraklasy w Miedzi Legnica.
Po latach wspominał, że żałował podpisywania listy przed meczem z Cracovią i robił to pod presją starszych piłkarzy. Od rozwiązania kontraktu z Wisłą rozegrał tylko dwa sezony w ekstraklasie - pierwszy w ŁKS-ie (runda wiosenna 2011/2012) i ostatni sześć lat później w Miedzi.
W Legnicy Łobodziński pracuje już 10 lat. W rozmowie z WP SportoweFakty podkreśla, jak dużo klub dał mu, gdy był na zakręcie kariery. - Przychodziłem jako piłkarz po przejściach. Zaczęło się przypadkowo, trener Bogusław Baniak pozwolił mi tu trenować, a później nalegał, bym podpisał kontrakt. Nie spodziewałem się, że zostanę na tyle lat - uśmiecha się.
Rekordowe pieniądze, porównania do wielkich poprzedników
Kiedy był piłkarzem, zwracał na siebie uwagę. Przebojowy skrzydłowy miał sympatię selekcjonera z zagranicy, a po mistrzostwie z Zagłębiem zapracował na transfer do Wisły. Klub zapłacił za niego 400 tysięcy euro. Zaraz po przejściu nie mógł odgonić się od porównań do legendarnych poprzedników - Kamila Kosowskiego i Jakuba Błaszczykowskiego. Wszystkie oczy kibiców skupione były na Łobodzińskim.
Od lat pracuje w cieniu - najpierw jako piłkarz, przez asystenta aż po pierwszego trenera rewelacji I ligi. W debiutanckim sezonie zapewnił Miedzi awans do ekstraklasy na trzy kolejki przed końcem sezonu.
- Jedno na boisku się nie zmieniło! - zapewnia. - Nadal jestem żywiołowy. Podobnie reaguję jako trener. Jestem pełen emocji. Ostatnio sędzia powiedział mi, że w tej kwestii nic się nie zmieniło w porównaniu do czasów, gdy byłem piłkarzem.
I opowiada o pracy w cieniu: - Nie mamy ogromnego budżetu i wielkich aspiracji, ale wytężonymi wysiłkami i konsekwencją właściciela, sztabu i dyrektora sportowego potrafiliśmy zrobić świetny wynik. Nikt nie wymieniał nas na starcie jako faworyta do awansu. A jednak dokonaliśmy tego.
W składzie Łobodzińskiego błyszczy napastnik 23-letni Patryk Makuch, strzelec 14 goli w tym sezonie. To jedyny zawodnik w kadrze Miedzi, który pamięta awans sprzed czterech lat. Wtedy zagrał tylko trzy mecze. Wraca do ekstraklasy jako lider zespołu.
Jednak to obcokrajowcy stanowią o sile mistrza I ligi. Strzałem w "10" okazały się transfery obrońców - doświadczonego w La Liga Jona Aurtenetxe i wypożyczonego z Broendby Jensa Martina Gammelby'ego. Do ekstraklasy z Miedzią wraca Chuca, były pomocnik Wisły Kraków.
Znaleźli balans
- Powoli szykujemy się do gry w ekstraklasie. Nasza ultraofensywna gra będzie musiała być zweryfikowana. Nie wstydzę się tego, że czasami będziemy musieli się częściej bronić. Jednak nie będziemy chcieli tracić naszej tożsamości opierającej się na kreatywnej grze. Chcemy być przy tym elastyczni i także dobrze bronić - tłumaczy styl gry swojej drużyny.
Miedź często chwalona była za ofensywną grę. Do tego ma najlepszą defensywę w lidze - w 33 meczach straciła 22 bramki, najmniej ze wszystkich. Połączenie tych dwóch elementów ma pozwolić na utrzymanie się w ekstraklasie.
"Powrót do piłki kosztował dużo pracy"
Łobodziński dokonał niebywałej w Polsce rzeczy. W debiutanckim sezonie w roli trenera na centralnym szczeblu awansował do ekstraklasy. Zastąpił w niej swojego trenerskiego nauczyciela, Jarosława Skrobacza.
- Miałem obawy przed przyjęciem oferty. Spadło to na mnie bardzo szybko i nie miałem wiele czasu na przemyślenie. Wziąłem to, co mi zaproponował zarząd. Jak spaść, to z wysokiego konia - śmieje się 39-latek, który dwa lata temu zakończył karierę piłkarza.
Już wtedy podglądał swoich trenerów z myślą, że kiedyś będzie w tej samej roli. Wśród nich byli Beenhakker, Maciej Skorża czy Robert Maaskant.
- Staram się słuchać piłkarzy. Zainspirował mnie film dokumentalny o reprezentacji Włoch, która zdobyła mistrzostwo Europy. Widać tam partnerskie relacje piłkarzy z Roberto Mancinim. Na jednej z odpraw przekazał im, że sami mają decydować, jak bronić w kolejnych momentach meczu. Tak znany trener potrafi oddać decyzje w ręce zawodników. Chciałbym dążyć do podobnego modelu w swoim zespole - opowiada o swojej pracy.
W lipcu Łobodziński wróci do ekstraklasy po raz trzeci od momentu, gdy jego kariera wyhamowała po korupcyjnym skandalu, w który zaangażował się jako młody piłkarz.
- Powrót do piłki kosztował mnie bardzo dużo pracy. Sam sobie chciałem udowodnić, że dam radę - przyznaje.
Kontrowersyjna postać nadal na ławce klubu Ekstraklasy
Szalone dwa miesiące. Ten rok może przejść do historii