Od kilku tygodni jasne było, że to ostatni sezon w karierze Artura Boruca. 42-latek nie miał co liczyć na występy u Aleksandara Vukovicia. Były już trener Legii Warszawa odstawił doświadczonego bramkarza od składu. Dla Boruca nie było miejsca nawet na ławce rezerwowych.
Tak też było w ostatnim meczu Legii w tym sezonie. To była szansa dla Boruca na pożegnanie się na boisku. Tak się jednak nie stało i były reprezentant Polski mecz oglądał z trybun. Był na "Żylecie", gdzie pożegnali go najbardziej zagorzali fani stołecznej drużyny.
Takie zachowanie klubu nie spodobało się Radosławowi Kałużnemu. Były reprezentant Polski, który w kadrze grał razem z Borucem, uważa, że bramkarz zasłużył na inne, oficjalne pożegnanie.
ZOBACZ WIDEO: Z Pierwszej Piłki #8: co dalej z Lewandowskim? Transfer na horyzoncie
- Legia zachowała się fatalnie. Kiedy nie tak dawno trzeba było klub na boisku ratować, to Artur był OK. W tyłek go całowano, kiedy swoimi interwencjami Legię do pucharów ciągnął. A teraz w ten sam tyłek go kopnięto. Czy komuś to się podoba, czy nie - jest i pozostanie ikoną klubu. I nawet nieeleganckie, właściwie "wsiowe" zachowanie Legii tego nie zmieni. Ten chłopak zasłużył na szacunek. Za to, co zrobił w trakcie całej kariery w Legii, za to, co z nią przeszedł i przeżył - powiedział Kałużny.
- Vuković zagiął parol na Boruca po czerwonej kartce w meczu ligowym, a później dokończył jego czyszczenie. Ale na tyle, na ile znam Artura, w ogóle go to nie rusza - dodał Kałużny.
Boruc w Legii rozegrał 129 spotkań. To z warszawskiego klubu odchodził w 2005 roku do Celtiku Glasgow, gdzie był jedną z największych gwiazd. Później Boruc grał dla ACF Fiorentina, Southampton FC i Bournemouth.
Czytaj także:
Pierwszy transfer Bayernu Monachium. Bawarczycy przedstawili nowego obrońcę
"Taka jest właśnie Polska". Ukrainiec już u nas nie mieszka