W Polsce Ołeksij Szlakotin występował w Czarnych Żagań, Zagłębiu Sosnowiec i Koronie Kielce. Z tym ostatnim klubem dziewięć razy zagrał w ekstraklasie. Nie udało mu się zostać podstawowym bramkarzem i wyjechał. Dopiero w oddalonym o osiem tysięcy kilometrów od ojczyzny Hongkongu zagrzał miejsce na dłużej. Jest czołowym piłkarzem miejscowej ekipy Rangers.
32-latek udowadnia też, że z każdego kraju można pomóc zaatakowanej przez Rosję Ukrainie. Udało mu się już sfinansować m.in. dwie karetki i inny sprzęt medyczny. Cały czas zbiera pieniądze na pomoc ofiarom wojny.
Maciej Siemiątkowski, WP Sportowe Fakty: Co przekazują panu znajomi, którzy zostali w Ukrainie?
Ołeksij Szlakotin, bramkarz Hong Kong Rangers: Od początku wojny Ukraina jest podzielona na pół - ludzie albo są w wojsku, albo zostali wolontariuszami. Sytuacja nadal jest tragiczna.
ZOBACZ WIDEO: Jak czytać grę Bayernu? Wiemy, o co chodzi prezesom mistrza Niemiec
W jaki sposób pan ich wspiera?
Na początku wpłacałem pieniądze na oficjalne zbiórki pomocy Ukrainie. Jednak im więcej przeprowadziłem rozmów z ludźmi, którzy zostali w kraju, tym bardziej dochodziłem do wniosku, że trzeba działać też oddolnie. Okazało się, że wielu znajomych jest wolontariuszami. Ufam im tak jak sobie. Dostaję od nich listy najpotrzebniejszych rzeczy, kupujemy je w Europie i wysyłamy do konkretnych osób. Działam razem z kolegami, z którymi trenowałem jako junior. Oni też są za granicą.
Zaskoczyło pana wsparcie Polaków?
O was nawet nie ma co opowiadać! Od początku wiedziałem, że tak się zachowacie. Jesteście po prostu porządnymi ludźmi. Poznałem się na was, gdy grałem w Koronie Kielce. Gdy ktoś miał problem, to cała banda potrafiła go natychmiast razem rozwiązać. Wszyscy się wspieraliśmy. Taka właśnie jest Polska. Jestem wzruszony, gdy widzę, ile Ukraina dostała od was wsparcia.
Ludzie w Hongkongu wiedzą, co dzieje się w pańskim kraju?
W pierwszych dniach wojny dostałem tysiące wiadomości od nieznajomych. Pytali, jak mogą pomóc. Było ich tak dużo, że na Instagramie podałem im nr swojego konta bankowego, by tam mogli wpłacać pieniądze, jeśli chcą wesprzeć Ukrainę. Inni chcą wysyłać kasę do konkretnych rodzin, wtedy jestem pośrednikiem i przekazuję kontakty. Ukraińcy są zszokowani, że ktoś z Hongkongu potrafi przesłać dwa tysiące dolarów nieznajomej rodzinie. Przez kilka dni pytali mnie, czy to nie jest żart. To dowód na to, że nie wszystko na tym świecie jest stracone i nadal jest wielu dobrych ludzi. Pokazało nam też, ile prawdy jest w tym, że Rosja i Ukraina to bratnie narody. Ten, który niby jest bratem, zrzuca bomby na cały kraj.
Jaka sytuacja jest teraz w Hongkongu?
Tu nikt nie zapomniał o koronawirusie, choć przez większość ubiegłego roku sytuacja była opanowana. Gdy pojawiały się pojedyncze zakażenia, mówiły o tym wszystkie media. Ale kiedy w styczniu wykrywano już pięć przypadków dziennie, władze zamknęły wszystko. Tylko mieszkańcy mogli wlecieć do kraju. A po przylocie 21-dniowa kwarantanna. Każdy musi ją odbyć. Przez długi czas te rozwiązania działały. Jednak w lutym i marcu wykrywano już 50 tysięcy zakażeń dziennie. Pod koniec kwietnia sytuacja zaczęła się poprawiać i powoli wszystko znów się otwiera. Do tej pory wszystko było zamknięte włącznie z boiskami. Ostatni mecz zagraliśmy 2 stycznia. Dopiero teraz wracamy do trenowania.
Ile restrykcji nadal obowiązuje?
Maseczki są obowiązkowe w każdym miejscu. Zdejmujemy je dopiero w domach. Żeby gdziekolwiek się dostać, trzeba też mieć ważny paszport covidowy.
W tym roku minie sześć lat, od kiedy jest pan w Hongkongu. Urządził się tu pan na dobre?
Zdecydowanie to najlepsze miasto, w jakim byłem. Nie potrafię porównać go do żadnego innego. Podoba mi się międzynarodowy klimat tego miejsca. Są tu ludzie z całego świata. Do tego wszystko w zasięgu ręki - góry, morze, dżungla.
Poziom chińskiej piłki również pana satysfakcjonuje?
Nie było łatwo się tu odnaleźć, bo poziom jest specyficzny przez limity obcokrajowców. Liga jest zdominowana przez miejscowych graczy, dlatego potrzeba czasu, żeby się zaadaptować.
Widziałem dużo pochwalnych komentarzy kibiców na pana temat. Czuje się pan gwiazdą klubu?
Nie nazywałbym piłkarzy w ten sposób. Doceniam szacunek kibiców, sam ich podziwiam. Chcą, żebym zagrał w ich reprezentacji. W następnym roku minie mi siedem lat, odkąd jestem w Hongkongu i będę mógł ubiegać się o obywatelstwo.
Jak wyglądało pana życie między wyjazdem z Polski a przylotem do Hongkongu?
Byłem półtora roku bez pieniędzy. Najpierw podpisałem kontrakt w Portugalii, ale nie wydano mi pozwolenia na pracę. Przez to nie mogłem grać. Później poszedłem do klubu ukraińskiej ekstraklasy, który zbankrutował. Dlatego zdecydowałem, że chcę coś zmienić.
Spodziewał się pan, że po wyjeździe z Polski w 2015 roku kariera nabierze takiego rozpędu?
Po prostu szukałem dobrego miejsca, w którym będę mógł grać w piłkę. Kariera piłkarza przypada na lata, kiedy jest się w najlepszym okresie życia. Chciałem spędzić je w rozwiniętym miejscu i w towarzystwie inspirujących ludzi. I co najważniejsze - gdzie bramkarz obcokrajowiec będzie miał szanse na grę.
Co piłkarz w Hongkongu robi między treningami?
Bycie typowym piłkarzem zawsze było dla mnie nudne. Nawet jeśli prowadzimy się dobrze, to zostaje nam dużo wolnego czasu. Nigdy nie sprawiało mi przyjemności chodzenie po treningu do galerii handlowej. A jest masa rzeczy, których mogę się nauczyć lub doświadczyć. Czasami występuję jako model w sesjach fotograficznych. Mam tu dużo znajomych, wśród nich są fotografowie czy agenci. Dostaję oferty reklamowe i niektóre z nich wykorzystuję. Po wielu sesjach nie powiedziałbym już, że kilka godzin z fotografem jest zdecydowanie łatwiejsze niż trening.
Od pięciu lat mam też tu swoją szkółkę piłkarską. Zawsze chciałem to zrobić i dopiero Hongkong okazał się odpowiednim miejscem. Założyłem też markę bramkarskich rękawic. Szybko zrozumiałem, że nie ma co polegać wyłącznie na pensji z klubu. Chciałem być niezależny finansowo. Udało mi się znaleźć kilka źródeł dochodu.
Nie żałuje pan tak dalekiej przeprowadzki?
Nie. Szkoda, że nie zdecydowałem się na nią wcześniej.
Czytaj także:
- Bielik dostał ultimatum. "Może zaadaptować się w nowej lidze"
- Były reprezentant zażenowany Błaszczykowskim