Jesienią po debiucie w reprezentacji Polski natychmiast zaczął pokazywać się z jak najlepszej strony. Zapewnił Górnikowi sześć cennych punktów, zaliczając zwycięskie trafienia z ŁKS Łódź i GKS Bełchatów. Wiosną ponownie zachwycił. Tym razem Zahorski w spotkaniu z Estonią zdobył upragnionego debiutanckiego gola w reprezentacji Polski. Po przyjeździe z obozu kadry do Zabrza ponownie zaczął imponować strzelecką formą. W ostatnich dniach bramkarze Ruchu Chorzów i Jagiellonii Białystok zostali upokorzeni przez ambitnego sportowca. - Wszystkie bramki zdobyte przeciwko Jadze są zasługą całej drużyny. Do tego meczu podeszliśmy zdeterminowani jak nigdy dotąd. Strzeliliśmy trzy bramki i zasłużenie wygraliśmy. Mogliśmy zwycięstwo przypieczętować kolejnymi trafieniami, ale zawiodła skuteczność. Trzy punkty zostały w Zabrzu i to jest najważniejsze - zapewnił jeden z ważniejszych punktów w zespole Ryszarda Wieczorka.
Zahorski cieszy się z przełamania swojego kolegi z ataku Dawida Jarki. Obaj zawodnicy długo nie mogli pokonać bramkarzy rywali. Wydaje się, że w najbliższych spotkaniach zaliczą kolejne trafienia. - Osobiście życzyłem Dawidowi bramki. Jestem szczęśliwy, że po raz pierwszy razem w jednym meczu wpisaliśmy się na listę strzelców. Z Jarką rozumiem się bardzo dobrze na boisku jak i poza nim. Ja mu dograłem świetną piłkę, on mi, jesteśmy kwita. Szacunek dla niego - dodał 6-krotny reprezentant Polski.
W sobotę miała miejsce niecodzienna sytuacja, bowiem pod koniec meczu w bramce Górnika stanął Tomasz Hajto, a między słupkami Jagiellonii zobaczyliśmy Radosława Kałużnego. Limit zmian był już wykorzystany i ktoś musiał zastąpić kontuzjowanego Borisa Peskovicia i wyrzuconego za czerwoną kartkę Jacka Banaszyńskiego. Kałużny dwukrotnie wykazał się instynktem bramkarskim broniąc rzut wolny Hajty i dobitkę Dariusza Stachowiaka. "Zahor" pierwszy raz w życiu brał udział w tak kuriozalnej sytuacji. - Nie zdarzyło się żeby w meczu, w którym grałem w bramce stali obrońcy, a nie bramkarze. Na boisku zdarzają się różne sytuacje i ta była bardzo dziwna. Banaszyński popełnił katastrofalny błąd faulując biegnącego do pustej bramki Wodeckiego. Natomiast z Borisem zderzył się bodajże Sotirović i nasz bramkarz opuścił plac gry w 90. minucie meczu - skończył zawodnik Górnika.