- Kolejny raz przeżyliśmy to samo. Prowadziliśmy i roztrwoniliśmy wynik - analizuje w żołnierskich słowach trener Miedzi, Wojciech Łobodziński.
Jego drużyna przegrała z Legią w Warszawie 2:3, choć po pierwszym kwadransie prowadziła 2:0. Przewagę zdążyła oddać do przerwy, a w drugiej połowie gospodarze wywalczyli zwycięstwo po drugim efektownym trafieniu Filipa Mladenovicia.
- Nadal mieliśmy szanse przy remisie, a potem przy wyniku 2:3. Ale to, że postraszyliśmy, nic nie znaczy. Nie mamy punktów - dodaje.
I zwraca uwagę, że przed zespołem intensywne tygodnie. - Musimy pracować ze zdwojoną siłą. Szczególnie jeśli chodzi o obronę - przyznaje trener.
ZOBACZ WIDEO: Kiedy Lewandowski usłyszał to pytanie, aż zadrżał. Odpowiedział: tylko nie to!
Sytuacja beniaminka pogorszyła się w drugiej połowie. Wtedy Legia wyszła na prowadzenie, a Miedź w końcówce straciła zawodnika. W 78. minucie po dyskusji z arbitrem Angelo Henriquez rzucił ze złości bidonem. Za to został ukarany drugą żółtą kartką.
- Było nieprzyjemnie w szatni. Sam pamiętam podobne momenty, kiedy byłem piłkarzem. Mam nadzieję, że Angelo zrozumie te sytuację. Nie mam zamiaru go usprawiedliwiać. Konsekwencje na pewno będą - mówił Łobodziński o rozmowie z Henriquezem po meczu.
Nie był to jednak jedyny piłkarz, któremu w meczu z Legią puszczały nerwy. Arbiter Damian Kos sześć razy ukarał piłkarzy żółtą kartką. - Sędzia trochę nie wytrzymał intensywności meczu. Nie jest doświadczony. Nie udźwignął - komentuje trener Miedzi.
Po dziewięciu meczach beniaminek z Legnicy zdobył pięć punktów i jest przedostatni w tabeli. Od dołu tabeli spróbuje odbić się po przerwie reprezentacyjnej w starciu ze Stalą Mielec zaplanowanym na 2 października.
Czytaj też:
Sebastian Szymański doceniony. Polak piłkarzem miesiąca
Nicola Zalewski z wielką szansą! Polak może wygrać prestiżową nagrodę