- Kiedy zadzwonił do mnie Tomek Rząsa, wiedziałem, że to już koniec. Widząc przychodzący numer, zjechałem natychmiast na pobocze. Po tej rozmowie przez jakiś czas nie byłem w stanie prowadzić. Trząsłem się, płakałem – mówił na Stadionie Narodowym Sławomir Peszko.
Co 44-krotny reprezentant Polski miał dokładnie na myśli?
Tu warto przenieść się na łamy jego biografii - "Peszkografii", którą napisał z dziennikarzem Sebastianem Staszewskim.
ZOBACZ WIDEO: Ilu napastników pojedzie na mundial? Piątek czy Kownacki?
– Jest jedna historia, która zmieniła moje życie. To blizna na zawsze. Gdybym dostał bilet na lot wehikułem czasu albo szansę od złotej rybki na jedno życzenie, to bez zastanowienia cofnąłbym się do 6 kwietnia 2012 roku. Wiecie co bym wtedy zrobił? Po prostu nie odebrałbym telefonu. Ale odebrałem. A wszystko co wydarzyło się później, to wielkie gówno, o którym chciałbym zapomnieć – przyznaje wychowanek Nafty Jedlicze.
Awantura w kolońskiej taksówce
O co chodzi? O słynną aferę taksówkową w Kolonii. Peszko (wówczas piłkarz 1.FC Koeln) z Marcinem Wasilewskim (gracz RSC Anderlecht wpadł wówczas do niego w odwiedziny) pokłócili się z marokańskim taksówkarzem, który zdaniem Peszki próbował ich naciągnąć jadąc naokoło. - On tłumaczył, że pomylił trasę, że nie wiedział jak jechać, ale ewidentnie kręcił. A do tego w pewnej chwili warknął pod nosem... "Jeb... Polaki"! O ty ch… złamany. Ze złości wychyliłem się do kierowcy i zacząłem wyrywać taksometr, który rozpadł się na kawałki - tak opisywał tamto zdarzenie Peszko.
Niedługo później kierowca… uciekł z auta, a na miejscu pojawiła się policja. Uciec próbowali też polscy piłkarze, ale zostali szybko schwytani przez niemieckich stróżów prawa. Na komisariacie Peszko wydmuchał 1,5 promila. Franciszek Smuda wyrzucił go wtedy z kadry (tuż przed Euro 2012), mimo że za "Peszkinem" wstawiali się między innymi Błaszczykowski, Lewandowski czy Podolski. To zdaniem samego zainteresowanego najgorszy i najbardziej wstydliwy moment jego kariery.
Zaskakująca rada od Podolskiego
Jak jednak wiadomo, w jego przygodzie z piłką nie brakowało też humorystycznych momentów. Zresztą, Sebastian Staszewski przyznał, że nagrali w sumie ponad 100 godzin rozmów i większość odbyła się w wesołej atmosferze. A w trakcie wieczoru autorskiego na Stadionie Narodowym Peszko przywołał anegdotę, w którą znów "zamieszany" był wspomniany Lukas Podolski. Tym razem chodziło o odprawę przed meczem FC Koeln z Kaiserslautern.
"Na odprawie trener Schaefer długo i zawile tłumaczył coś po niemiecku, ale nic nie kapowałem. - O co chodziło? Co mam robić? - zapytałem Podolskiego, gdy trener tylko skończył i wyszedł z szatni. - Nic nie zrozumiałeś? - No nie, przecież nie mówię po niemiecku. - To nawet lepiej. Pier.. ol to, co ten facet mówi i rób to samo co w Poznaniu. - Ale co z defensywą? Jak grać w ataku? - Mówię ci: tak jak w Lechu. Nie będziemy się przecież bronić. Próbuj strzelać, kiwać, zero strachu. A jak nie będziesz wiedział co zrobić, to zagraj do mnie…" - tak opisywał swoje początki w Kolonii i tamtą rozmowę z "Poldim" Peszko.
W środę lot do Barcelony. "Mogę pocisnąć 'Lewemu'"
Były gwiazdor Lecha Poznań przyznaje, że miał szczęście grać i zaprzyjaźnić się z kilkoma bardzo dobrymi piłkarzami. Wiadomo, że w tym gronie jest Robert Lewandowski, o którym Peszko mówi z uśmiechem, że w przeszłości mógł być chodzącą reklamą Wedla, bo pochłaniał mnóstwo słodyczy.
- A czy dobre relacje mamy do dzisiaj? Tak, choć wiadomo, że teraz Robert ma mniej czasu niż kiedyś. Ale gdy wybierałem się do Monachium, to zawsze do niego, do jego domu, nie do hotelu. Tak samo jest w Barcelonie. Lecąc na mecz z Bayernem, lecę do Roberta - opowiadał Peszko, nie unikając też odpowiedzi na pytanie Mateusza Borka (prowadził wieczór autorski), czy "Peszkin" mógłby sobie pozwolić na skrytykowanie Roberta, gdyby ten zagrał słabszy mecz…
- Na razie nie ma ku temu powodu, ale gdyby, odpukać, "Lewy" nic nie strzelił w 2-3 meczach na mundialu, to na pewno mu pocisnę - uśmiechnął się w swoim stylu Peszko. I właśnie taka jest jego książka. Jest i uśmiech, są i łzy. Są sukcesy, jest i wstyd za wszystkie niechlubne wybryki…
Koszmar Juventusu. Gol Milika na otarcie łez
Znamy datę powrotu Kamila Glika