Tak, to był dramat. Mecz Barcelony z Bayernem (0:3) wyglądał jak spotkanie klas 1A z 6B. Kibice na Camp Nou mogli przeżywać deja vu sprzed roku, gdy w podobnym stylu mistrz Niemiec pokazywał rywalom miejsce w szeregu. Podobnie jak wtedy, w środowy wieczór gospodarze nie zdołali oddać celnego strzału.
Widać było gołym okiem, że wiara w dobry wynik uleciała z nich już przed pierwszym gwizdkiem, gdy jasne stało się, że Barcelona odpada z Ligi Mistrzów już po fazie grupowej. Drugi rok z rzędu. Teraz jednak porażka powinna boleć mocniej.
Przed rokiem drużyna była w rozsypce, po skrzydłach biegali Yusuf Demir i Ferran Jutgla, a środkowym napastnikiem bywał Luuk de Jong. Trenerem był Ronald Koeman, który publicznie krytykował piłkarzy i dawał do zrozumienia, że z takimi graczami jakich ma w drużynie, nic poważnego nie zbuduje.
Po zwolnieniu Holendra i zatrudnieniu Xaviego Joan Laporta postanowił wzmocnić zespół i wydał na nowych piłkarzy ponad 200 milionów euro. Oczekiwania wzrosły, ale musiały, skoro sprowadzasz do swojej drużyny czołowego napastnika świata.
ZOBACZ WIDEO: Michniewicz go pominął. "Na jego miejscu bym się wkurzył"
Odpadnięcie z Ligi Mistrzów najmocniej zabolało nie tylko księgowych pracujących na Camp Nou. Podłamany klęską w Champions League musi być też Robert Lewandowski, któremu po 12 latach przerwy znów przyjdzie grać w Lidze Europy.
Na pewno nie tego oczekiwał piłkarz, który przez dekadę strzelił w LM 91 bramek.
Nie zgadzam się jednak z opinią, że reprezentant Polski może się czuć oszukany i wykorzystany (WIĘCEJ TUTAJ). 34-letniego piłkarza nikt nie zmuszał do transferu na Camp Nou, a tak świadomy i inteligentny człowiek musiał wiedzieć, na co się pisze.
Bo miasto jest wspaniałym miejscem do życia, ale na tu i teraz FC Barcelona na pewno nie jest drużyną gotową do osiągania sukcesów w Lidze Mistrzów. I Lewandowski musiał o tym wiedzieć, decydując się na podpisanie kontraktu z Dumą Katalonii.
Obok Lewandowskiego latem do drużyny, za wielkie pieniądze, trafili Jules Kounde i Raphinha. Za darmo sprowadzono z kolei Francka Kessiego, Hectora Bellerina, Andreasa Christensena i Marcosa Alonso. Na razie tylko pierwszy z nich spełnia oczekiwania. Czy pozostali to nazwiska mogące gwarantować rywalizację z PSG czy Manchesterem City?
Zespół jest w budowie i nie może być jeszcze gotowy na starcia z największymi. Z kolei Lewandowski nie może się czuć oszukany, bo przecież musiał wiedzieć, że nie trafia do gotowej drużyny. Rozczarowany? Na pewno, bo pomimo procesu, w jakim znajduje się Barcelona, jeden punkt w dwumeczu z Interem Mediolan (0:1 i 3:3) to stanowczo za mało.
Jednak zdecydowanie zbyt wcześnie na kategoryczne oceny.
Imponuje mi łatwość, z jaką inni oceniają, już po kilku miesiącach, decyzję jednego z najlepszych polskich sportowców w historii. "Ogromny błąd", "Największa pomyłka w karierze", "Największy błąd" - to nie są cytaty z anonimowych kont na Twitterze.
Reprezentant Polski ma 34 lata, w klubowej karierze wygrał wszystko. Po ośmiu latach gry w Bayernie potrzebował zmiany i nowego bodźca. Jeśli zamiana Monachium na Barcelonę może uchodzić za tragiczną pomyłkę, to dziękuję bardzo. Polski napastnik już strzela gole jak na zawołanie (18 goli w 17 meczach) i w Katalonii jest idolem numer jeden.
Liga Europy to nie Liga Mistrzów, ale dla Lewandowskiego to nie koniec świata. Większy problem mają władze Barcelony, czyli jak wyrównać budżet, który zakładał co najmniej ćwierćfinał Ligi Mistrzów.
Tomasz Skrzypczyński, WP SportoweFakty