Duma Katalonii czeka na mistrzostwo Hiszpanii najdłużej w XXI wieku, podobnie jest z triumfem w Lidze Mistrzów. Z największego sportowego kryzysu od przełomu wieków Barcę miał dźwignąć Robert Lewandowski. Korzyści z transferu Polaka miały być jednak obustronne i o ile "Lewy" ze swoich zobowiązań się wywiązuje, to Barcelona warunków umowy nie dotrzymuje.
"Lewy" robi, co może. Dość powiedzieć, że Camp Nou... nigdy nie widziało skuteczniejszego debiutanta - nie ma w historii Barcelony napastnika, który w tak spektakularny sposób przywitałby się z cules. A przecież w bordowo-granatowej koszulce Barcy biegali najwybitniejsi przedstawiciele dyscypliny.
Od pierwszych meczów sezonu Lewandowski dźwigał Barcę na barkach niczym mityczny Atlas sklepienie niebieskie, ale wystarczyły trzy miesiące, by ciężar oczekiwań i indolencji kolegów z drużyny przytłoczył nawet takiego herosa. Polak miał być tym, który wniesie Dumę Katalonii na szczyt, tymczasem to Barcelona sprowadziła go do swojego poziomu...
ZOBACZ WIDEO: Lewandowski nawet o tym nie marzył. Ten puchar jest realny
Robert Lewandowski to trzeci najlepszy strzelec (91) w historii Ligi Mistrzów. Od debiutu w 2011 roku zdobywał bramki w każdej edycji Champions League - tylko Lionel Messi może się pochwalić dłuższą tego typu passą. Wychodził z grupy w każdym z ostatnich 11 sezonów. Dokonywał w tych rozgrywkach rzeczy niesłychanych, jak strzelenie czterech goli w jednym meczu na poziomie półfinałów.
Słowem: jego miejsce jest w Lidze Mistrzów. A teraz po 11 latach przerwy, za sprawą będącej balastem Barcelony, znów zagra w Lidze Europy. To rozgrywki drugiej kategorii, które z Champions League nie mają nic wspólnego. Ani pod względem prestiżu, ani korzyści finansowych. Więcej TUTAJ.
Polak w Lidze Europy nic nie może zyskać, za to może stracić. Zresztą, już stracił - wszelką nadzieję na Złotą Piłkę. Nie wygra plebiscytu "France Football" piłkarz, który pożegnał się z Ligą Mistrzów, nim zaczęła się gra na poważnie. Kiedy inni dopiero schodzą się na imprezę, "Lewy" jedzie już Uberem do domu.
A przecież Lewandowski dał się namówić na transfer do Barcelony nie dlatego, że chciał podbić nową ligę, spróbować życia w nowym kraju, nauczyć córki języka, spacerować po plaży, odzyskać radość z gry itd. To tylko przyjemne efekty uboczne decyzji, którą motywowała obsesja na punkcie zdobycia Złotej Piłki.
Z Hiszpanii i z Camp Nou droga na scenę Theatre du Chatelet, na której co roku wręczana jest Ballon d'Or dla najlepszego piłkarza świata, jest zdecydowanie krótsza niż z Bundesligi i Monachium. 14 piłkarzy z LaLigi (6 Barcelony i 8 Realu) zdobyło łącznie 24 Złote Piłki (po 12) - takim gronem laureatów nie może się pochwalić żadna inna liga, żaden inny klub. Właśnie tym Joan Laporta zwabił Lewandowskiego, ale Polak może czuć się oszukany i wykorzystany.
Po wizjach roztaczanych przez prezydenta Barcelony "Lewy" miał szykować spicz i smoking na galę Oscarów, ale teraz co najwyżej odbierze Telekamerę na gali "Tele Tygodnia" - taka jest różnica między Ligą Mistrzów a Ligą Europy. Laporta obiecał Polakowi odcisk dłoni w Alei Gwiazd przy Hollywood Boulevard, a załatwił odlew ręki na promenadzie w Międzyzdrojach.
Barcelona zdegradowała "Lewego" do europejskiej drugiej ligi. Od dekady Lewandowski nie był tak daleko od Złotej Piłki jak teraz, a przecież przejście do Barcelony miało go do niej przybliżyć. Dotąd Polak był wzorem do naśladowania pod względem planowania kariery. Teraz transfer do Barcy powoli zaczyna wyglądać na jego największy błąd w życiu zawodowym.
Maciej Kmita, dziennikarz WP SportoweFakty