Co za ironia! "Lewy" nie mógł doznać innego urazu

Getty Images / David Aliaga / Na zdjęciu: Robert Lewandowski
Getty Images / David Aliaga / Na zdjęciu: Robert Lewandowski

Robert Lewandowski opuści pożegnanie z Ligą Mistrzów przez ból pleców. Trudno dziwić się, że dopadła go akurat ta przypadłość, skoro dźwiga na nich całą Barcelonę. Nie ma w tej edycji Champions League klubu bardziej uzależnionego od jednego piłkarza.

Jak zdradził Albert Roge z "Revelo", Robert Lewandowski nie zagra we wtorkowym meczu z Viktorią Pilzno z powodu problemu z plecami. Trener Xavi przyznał, że "Lewy" faktycznie odczuwa dyskomfort, więc uznał, że skoro mecz w Czechach nie ma żadnej sportowej stawki, to Polak może odpocząć po wyczerpującym początku sezonu. Więcej TUTAJ.

Tym samym spotkanie z mistrzem Czech będzie pierwszym w tym sezonie, w którym Duma Katalonii nie będzie mogła liczyć na Lewandowskiego. Co to oznacza dla ekipy Xaviego? Nic dobrego. Barca jest już mocno uzależniona od bramek (18) i asyst (4) kapitana Biało-Czerwonych. Niech przemówią liczby.

Lepszy od Haalanda, Messiego i Neymara

Wkład Lewandowskiego w zdobycz bramkową (37) Barcy w tym sezonie wynosi aż 60 procent. Tylko jedną bramkę na trzy drużyna Xaviego zdobywa bez bezpośredniego udziału Polaka w postaci decydującego strzału albo asysty. Nie ma w tej edycji Ligi Mistrzów drugiego zawodnika, który miałby tak duży wpływ na swój zespół.

ZOBACZ WIDEO: Tu mamy problem! Burzyć przed mundialem?

Nawet fenomenalny Erling Haaland (22+3) czy przeżywający odrodzenie Lionel Messi (12+13) i Neymar (14+11). Wkład pierwszego w zdobycz Manchesteru City wynosi 51 proc. A udział Argentyńczyka i Neymara w bramkach PSG to 46 proc. Inni zawodnicy na Starym Kontynencie nawet nie zbliżają się do tego poziomu.

Decydujący

"Lewy" nie strzela jedynie dużo goli - zdobywa też ważne bramki. Nie dołącza do strzelaniny, gdy wszystko idzie dobrze. Jeszcze w Bayernie zapracował sobie na miano "ekskluzywnego otwieracza konserw", jak w Niemczech nazywa się piłkarzy strzelających gole na 1:0. W Hiszpanii potwierdził, że nie była to opinia na wyrost.

Dla Barcelony strzelił już 6 takich goli. Ponadto, dwukrotnie jego bramki przechylały szalę zwycięstwa na stronę Barcy, a w jednym meczu uratowały Dumie Katalonii remis. To łącznie 9 spotkań, w których trafienia Polaka miały niebagatelny wpływ na przebieg meczu albo jego rozstrzygnięcie.

Bez decydujących bramek "Lewego" Barcelona miałaby sześć punktów mniej w Primera Division i stratę siedmiu "oczek" do Realu. A w Lidze Mistrzów jechałaby do Pilzna, by walczyć o awans do Ligi Europy. Tyle Barcelonie dał punkt, który zapewnił jej Polak w meczu z Interem.

Warto też w tym miejscu wspomnieć, że "Lewy" już teraz, po ledwie jednej trzeciej sezonu, ma na koncie więcej bramek niż najlepsi strzelcy Barcelony w całych poprzednich rozgrywkach Pierre-Emerick Aubameyang i Memphis Depay (13).

O, ironio

Paradne jest to, że w Pilźnie zabraknie go akurat ze względu na ból pleców. Nie mogło być jednak inaczej, skoro od początku sezonu dźwigał Barcę na barkach niczym mityczny Atlas sklepienie niebieskie. Nawet taki piłkarski heros jak on mógł nie wytrzymać takiego obciążenia.

Nie będzie to pierwszy mecz, w którym "Lewego" zabraknie w "11". 10 września Polak usiadł na ławce w meczu 5. kolejki z Cadiz FC (4:0). Owszem, Barca prowadziła, nim Lewandowski pojawił się na boisku, ale przeżywała katusze. 34-latek przerwał je swoim wejściem, bo 25. minut wystarczyło mu do tego, by strzelić gola, a przy dwóch asystować.

W Czechach Barcelona nie będzie mogła jednak liczyć na ratunek ze strony Lewandowskiego, bo ten został w stolicy Katalonii. Jak poradzi sobie zespół Xaviego? Przekonamy się o godz. 21. Transmisja meczu Viktoria Pilzno - FC Barcelona w Polsacie Sport Premium 2.

Źródło artykułu: