- Z takim zespołem jak Wisła grać jedenastu na jedenastu jest ciężko. Od momentu czerwonej kartki dla Piotrka Celebana było bardzo, bardzo ciężko. Udało nam się strzelić honorową bramkę. Robiliśmy wszystko, żeby ten wynik był korzystny. Wiadomo, że Wisła to mistrz Polski i w tym sezonie jest liderem. Przeciwko takiemu zespołowi gra się ciężko. W dziesięciu nie daliśmy rady - wyjaśniał po meczu z Wisłą Kraków Janusz Gancarczyk, lewoskrzydłowy Śląska Wrocław.
Spotkanie z Wisłą Kraków było kolejnym już pojedynkiem, którego zawodnicy Śląska nie potrafili rozstrzygnąć na swoją stronę. Jak na razie wrocławianie mają na swoim koncie zaledwie dwie wygrane. - Też nie przegrywaliśmy. Nie jest najgorzej. Wiadomo, w końcu jakieś zwycięstwo by się przydało, żebyśmy dzięki niemu ruszyli do przodu i następne mecze wygrywali. Na razie go jednak nie ma, a my gramy dalej i pojedziemy teraz do Bełchatowa. Tam musimy powalczyć o korzystny rezultat. Jest jeszcze wiele kolejek, będziemy się starać zdobywać punkty w każdym meczu. Mam nadzieję, że wiosną nazbieramy ich jak najwięcej - aby później przepracować zimę i spokojnie walczyć o jak najwyższe miejsce - powiedział w rozmowie z portalem SportoweFakty.pl młodszy z braci Gancarczyków grających w Śląsku.
- Gramy takim składem, jaki mamy. Nic nie wymyślimy. Staramy się grać jak najlepiej w każdym meczu. Nie wychodzi to. Mam nadzieję, że w następnym spotkaniu to poprawimy i coś w końcu strzelimy, zdobędziemy jakieś punkty - dodał piłkarz.
W meczu z Wisłą w drużynie prowadzonej przez Ryszarda Tarasiewicza ewidentnie brakowało klasowego snajpera. To właśnie z napastnikami jest największy problem we Wrocławiu. Trener Tarasiewicz może liczyć praktycznie tylko ma Tomasza Szewczuka. - Każdy zawodnik może strzelić bramkę. Nie ma co liczyć na przebłysk geniuszu jakiegoś zawodnika. Mamy wyrównany zespół i tworzymy kolektyw. Na pewno brakuje tych bramek, to jest nasza bolączka, ale staramy się poprawiać to na każdym treningu. Ostatnio dużo strzałów oddajemy na bramkę, ćwiczymy. Jeszcze to nie wychodzi, ale myślę, że z czasem będzie coraz lepiej - stwierdził pomocnik.
Zawodnicy Wisły po meczu podkreślali, że kluczem do sukcesu była czerwona kartka, którą ujrzał Celeban. W defensywie Śląska pojawiło się wtedy zamieszanie, a gracze z Krakowa umiejętnie to wykorzystali zagrywając prostopadłe piłki. - Zszedł Piotrek Celeban, później w środku zrobiła się dziura, bo Wiślacy grali o jednego więcej i potrafili nas rozklepać w środku i wypuścić prostopadłą piłkę do Pawła Brożka, który jest naprawdę szybkim i bardzo dobrym zawodnikiem. Bramki strzelili nam ich najgroźniejsi zawodnicy. Na to nic nie poradziliśmy - zakończył Janusz Gancarczyk.