Czy tak gra przyszły mistrz Anglii? Tottenham bez szans w 193. derbach północnego Londynu

Getty Images / James Williamson - AMA / Martin Odegaard cieszy się z bramki
Getty Images / James Williamson - AMA / Martin Odegaard cieszy się z bramki

Kolejny bardzo dobry mecz rozegrał Arsenal. Tottenham nie miał żadnych szans i derby północnego Londynu były dość jednostronne (2:0). Dzięki tej wygranej Kanonierzy mają już osiem punktów przewagi nad drugim w tabeli Premier League Manchesterem City.

Czy tak gra przyszły mistrz Anglii? Nie da się wykluczyć. Z jednej strony można zachwycać się nad grą Arsenalu, natomiast z drugiej trzeba powiedzieć, że Tottenham 
popełnił tak wiele prostych błędów, że spokojnie można było nimi obdzielić parę spotkań.

Zaczęło się od koszmarnego błędu Hugo Llorisa. Pozornie niegroźne podanie spod linii końcowej Bukayo Saki, ale lekki, prawie niezauważalny rykoszet sprawił, ze były już reprezentant Francji wbił sobie piłkę do własnej bramki. To był jednak punkt zwrotny, bo od 14. minuty dominacja Arsenalu nie podlegała żadnej dyskusji.

Jeszcze do przerwy wynik mógł być dużo wyższy. Cudowny strzał z woleja oddał rozgrywający fantastyczne zawody Thomas Partey i centymetrów zabrakło, by zdobył jedną z najładniejszych bramek w tym sezonie. Tu gospodarzy uratował słupek. Bardziej precyzyjny był nieco później Martin Odegaard. Strzelił mocno z dystansu, płasko, przy samym słupku i Lloris po raz drugi musiał wyciągać piłkę z siatki.

Lider Premier League długimi fragmentami bawił się na murawie. Miał sporą przewagę, wymieniał kolejne podania, a gdy przytrafiła się strata piłki, to momentalnie następował doskok i szybki odbiór. Każdy wiedział, co ma robić. Mikel Arteta stworzył fantastycznie funkcjonujący zespół, w którym nawet napastnik Eddie Nketiah wraca do obrony i ofiarnym wślizgiem blokuje dośrodkowania.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: szaleństwo po transferze Ronaldo. Zobacz, co się działo na meczu

Tottenham był stłamszony, miał problemy z wydostaniem się z własnej połowy, choć i tak parę razy zagroził bramce Arsenalu. I tu wychodzi wielkość drużyny. Nie mający wiele do pracy Aaron Ramsdale utrzymał koncentrację i najpierw obronił mocny strzał Heung-Min Sona, a w końcówce pierwszej połowy dobrze zachował się po uderzeniu głową Harry'ego Kane'a. Być może był to sygnał dla Antonio Conte, bo na drugą połowę wyszedł kompletnie odmieniony zespół Spurs. Mieliśmy prawdziwą nawałnicę, ale ponownie wybornie w bramce spisywał się Ramsdale.

Finalnie jednak gospodarze nie byli w stanie strzelić choćby gola kontaktowego. Arsenal zgarnął pełną pulę i powiększył przewagę w tabeli nad drugim Manchesterem City do ośmiu punktów. Wygląda to bardzo komfortowo z ich perspektywy.

Tottenham Hotspur - Arsenal FC 0:2 (0:2)
0:1 Hugo Lloris (s.) 14'
0:2 Martin Odegaard 36'

Składy:

Tottenham: Hugo Lloris - Matt Doherty (71' Richarlison), Cristian Romero, Eric Dier, Clement Lenglet (88' Ben Davies), Ryan Sessegnon (76' Ivan Perisić) - Dejan Kulusevski (88' Bryan Gil), Pape Sarr (76' Yves Bissouma), Pierre-Emile Hoejbjerg, Heung-min Son - Harry Kane.

Arsenal: Aaron Ramsdale - Ben White, William Saliba, Gabriel Magalhaes, Ołeksandr Zinczenko (86' Takehiro Tomiyasu) - Martin Odegaard (90+4' Fabio Vieira), Thomas Partey, Granit Xhaka - Bukayo Saka, Eddie Nketiah (90+4' Emile Smith Rowe), Gabriel Martinelli (79' Kieran Tierney).

Żółte kartki: Romero, Sessegnon, Sarr, Lenglet (Tottenham) oraz Martinelli, Gabriel Magalhaes (Arsenal).

Sędzia: Craig Pawson.

[multitable table=1494 timetable=10727]Tabela/terminarz[/multitable]
CZYTAJ TAKŻE:
Dziś El Clasico, a tu takie doniesienia o Lewandowskim i Realu
Legia postawiła na nim krzyżyk. "Szału nie zrobił"

Źródło artykułu: WP SportoweFakty