Już w wieku trzynastu lat zaczął trenować z seniorami, a niedługo poźniej został najmłodszym debiutantem w historii norweskiej ekstraklasy. Piłkarska Europa bardzo szybko usłyszała o jego ogromnym talencie i każdy czołowy klub zapragnął go mieć w swoich szeregach. Martin Odegaard mógł jednak szybko odbić się od ściany po transferze do Realu Madryt, gdzie jako młodziutki chłopak nie mógł liczyć na regularne występy.
- Musiał bardzo wcześnie opuścić dom, były wobec niego duże oczekiwania, z którymi musiał sobie poradzić. Kiedy jednak patrzysz na jego rodzinę, jego agenta i ludzi wokół niego, to wiesz, że nie znalazł się w tym miejscu przypadkowo - podkreślił podczas jednej z konferencji prasowych szkoleniowiec Arsenalu, Mikel Arteta. Dzięki ambicji i ciężkiej pracy Norweg przezwyciężył swoje demony, odwracając losy swojej kariery.
Europejskie tournee
Nie każdy nastolatek ma okazję zwiedzić ośrodki treningowe niemal wszystkich topowych drużyn w Europie. To tylko świadczy o tym, jakie poruszenie zapanowało na kontynencie, kiedy piłkarski świat usłyszał o Odegaardzie. W wieku 15 lat i 118 dni urodzony w Drammen pomocnik stał się najmłodszym graczem, który wystąpił w spotkaniu norweskiej ekstraklasy. Co więcej, rok późnej doczekał się debiutu w seniorskiej reprezentacji Norwegii.
ZOBACZ WIDEO: Fernando Santos wprost o problemach reprezentacji Polski. "Tak trudno jeszcze nie miał"
W swoim pierwszym i ostatnim pełnym sezonie w ojczyźnie Odegaard zdobył 5 goli i dołożył do tego 7 asyst. Wszyscy przeczuwali, że już niedługo piłkarz opuści kraj. - Musiał odejść. Wyrastał z tego klubu, jeszcze zanim zaczął w nim grać - przyznał w rozmowie z "The Athletic" Jostein Flo, który prowadził zawodnika w Stromsgodset IF. Trener przyznał również, że na meczach pojawiało się w pewnym momencie tylu skautów, że z trudem mieścili się wszyscy na trybunach.
Ojciec Odegaarda starał się jak najlepiej zatroszczyć o karierę syna, więc gdy ten otrzymał zaproszenia od topowych drużyn, aby mógł lepiej zapoznać się z klubową infrastrukturą, wyruszył z nim na europejskie tournee. Miało to pomóc zawodnikowi podjąć jak najlepszą decyzję odnośnie swojej przyszłości. Ostatecznie w grze o nastolatka pozostały cztery zespoły: Bayern Monachium, Real Madryt, Arsenal i Liverpool.
Wybór padł na "Królewskich", choć ściany w swoim pokoju Odegaard miał poobklejane plakatami z wizerunkiem... Lionela Messiego. FC Barcelona bardzo chciała pozyskać Norwega, a ten równie optymistycznie zapatrywał się na ten ruch. Plany pokrzyżował 14-miesięczny zakaz transferowy nałożony na Dumę Katalonii w 2015 roku. A Odegaard nie chciał zwlekać i pozostawać na jeszcze jeden sezon w Stromsgodset.
Zbyt dobry na ławkę
"Kiedy Florentino Perez kupuje ci norweskiego piłkarza, musisz to zaakceptować. Prezes zadecydował, że Odegaard ma rozegrać trzy mecze z pierwszym zespołem, aby pomóc naszemu wizerunkowi. Mógłby być i najlepszym piłkarzem na świecie, ale nie obchodzi mnie to, bo nie prosiłem o jego transfer. Cała ta operacja została przeprowadzona ze względów PR-owych" - napisał Carlo Ancelotti w swojej książce "Quiet Leadership".
Przeprowadzka Odegaarda do stolicy Hiszpanii była brutalnym zderzeniem z rzeczywistością. Piłkarz nie miał szansy zaistnieć w pierwszej drużynie, dlatego został zesłany do rezerw, a to sprawiło, że o piłkarzu z każdym miesiącem mówiło się coraz mniej. Norwegowi zależało jednak na regularnych występach i rozwoju.
Klub zdecydował się dwukrotnie wypożyczyć pomocnika do Holandii - najpierw do Heerenveen, a następnie do Vitesse. Po powrocie do Madrytu jego pozycja w zespole nie uległa zmianie, więc znów zapadła decyzja, aby ogrywał się on w innym klubie. Tym razem Odegaard pozostał na Półwyspie Iberyjskim, dołączając do Realu Sociedad i to właśnie tam udowodnił na co go stać.
W sezonie 2019/2020 Norweg przypomniał o sobie piłkarskiej Europie. W biało-niebieskich barwach rozegrał łącznie 36 spotkań, w których zdobył 7 goli i zanotował 9 asyst. Dla trenera Imanola Alguacila piłkarz był nieoceniony, dlatego pewnie na niego stawiał. Klub finiszował w lidze na 6. pozycji, a także po 33 latach sięgnął po Puchar Króla.
Nowy rozdział
Mimo udanego wypożyczenia do San Sebastian, Odegaard zdecydował się wrócić do Realu, aby podjąć kolejną próbę walki o miejsce w wyjściowym składzie, ale tym razem jako gracz z doświadczeniem w La Liga. I faktycznie Zinedine Zidane dał szansę Norwegowi... w dziewięciu spotkaniach (łącznie 368 minut). W styczniu 2021 roku piłkarz został wypożyczony do Arsenalu, gdzie mógł trafić jeszcze jako nastolatek.
Arsene Wenger postrzegał go jako przyszłość "Kanonierów". Francuski szkoleniowiec zabrał piłkarza nawet na kolację, aby przekonać go do przeprowadzki do stolicy Anglii. - Naprawdę go polubiłem. Już jako piętnastolatek analizował grę w taki sposób jak teraz. Byłem zdesperowany, żeby go podpisać - powiedział Wenger w wywiadzie dla norweskiej stacji TV2.
I faktycznie transfer do Premier League okazał się dla Odegaarda strzałem w "10". Mikel Arteta był wówczas w trakcie budowy drużyny, która będzie w stanie rywalizować o najwyższe cele. Półroczne wypożyczenie zakończyło się definitywnym transferem na Wyspy za 35 milionów euro. Reprezentant Norwegii w końcu mógł zamknąć "królewski" i bolesny rozdział swojego życia.
Na swoim koncie ma już 92 spotkania w barwach "Kanonierów". Wraz z początkiem tego sezonu Odegaard został mianowany kapitanem drużyny, ciesząc się zaufanem kolegów i trenera. 24-latek zdaniem Artety jest urodzonym liderem i żaden piłkarz nie zasługiwał na tę opaskę bardziej niż on. Norweg w obecnych rozgrywkach ma 9 goli na swoim koncie, co czyni go trzecim najlepszym strzelcem Arsenalu (ex aequo z Eddiem Nketiahem), który w tym sezonie ma szansę zdobyć pierwsze mistrzostwo Anglii od dziewiętnastu lat.
Hubert Stępień, WP SportoweFakty
Zobacz też:
A więc zemsta? Arsenal może się odegrać na Chelsea
Mudryk zagrał 35 minut meczu. Już pobił rekord Premier League