Cały czas trwa bilans ofiar po poniedziałkowych trzęsieniach ziemi w Turcji i Syrii. Około 17 tysięcy osób zginęło w wyniku wstrząsów. W Turcji najmocniej ucierpiała południowo-wschodnia część kraju. Do akcji ruszyli także polscy strażacy, którzy pomagają w uwalnianiu ludzi spod gruzów zawalonych budynków.
- Od tamtej pory wszystko funkcjonuje inaczej. Sytuacja jest trudna - mówi nam Michał Nalepa, zawodnik II-ligowego Sakaryasporu. Jego miasto jest oddalone o blisko tysiąc kilometrów od epicentrum, ale i tak odczuwalne są skutki tej tragedii.
Maciej Siemiątkowski, WP SportoweFakty: Czy wasze miasto wróciło do życia po tragicznych trzęsieniach ziemi?
Michał Nalepa, zawodnik Sakaryasporu:
Skupiamy się na pomocy dla ludzi z terenów najmocniej dotkniętych trzęsieniami. W ostatnich dniach wyjechało od nas kilka tirów do miast, które ucierpiały. Mocno zaangażowani są nasi sympatycy. Pomagają też władze klubu. Prezydent pojechał do miast dotkniętych tragedią. Teraz najważniejsze, by do każdego miejsca dojechał ciężki sprzęt. Trudno pomóc bez koparek i innych maszyn budowlanych, bo wiele gruzów nie da się inaczej ruszyć.
ZOBACZ WIDEO: Piłkarz o nietypowym... nazwisku zaproponowany Legii. Robiłby furorę w Polsce!
Poznałem tu Polkę, która od kilkunastu lat mieszka w Sakaryi. Rodzina jej męża pochodzi z regionów najmocniej dotkniętych trzęsieniami. Mówiła mi, że nadal są wioski, do których nikt nie dotarł z pomocą. W mediach społecznościowych proszą o pomoc. Zdarzają się sytuacje, że jedna rodzina jest na zewnątrz i wie, że pod gruzami są krewni czy sąsiedzi. Słyszą się nawzajem, ale nie mają jak pomóc. Nie da się długo wytrzymać pod gruzami bez wody i jedzenia. Dodatkowym problemem jest pogoda. W tym regionie jest teraz zimno, niektórzy umierają z wychłodzenia. Czas jest bardzo ważny.
Czy u was także wprowadzono stan zagrożenia?
Tak, tu też jest ryzyko trzęsienia. Dwa miesiące temu 40 km od nas było trzęsienie ziemi o sile 5,8 w skali Richtera. Cały dom się trząsł. To było około piątej nad ranem. Wydawało mi się, że to sen. Dopiero żona mnie obudziła. Usiedliśmy na łóżku, które pływało jak materac w basenie. Siedzieliśmy sztywno, przerażeni. Pierwsze sekundy to był szok. Po chwili dotarło do nas, że to trzęsienie ziemi. Pobiegłem do pokoju dzieci. Czteroletni syn w połowie zsunął się z łóżka. Nogi mu wisiały. Podejrzewam, że to trzęsienie go poruszyło, bo zwykle nie wierci się w nocy i nigdy nie spadł z łóżka. Trwało to pół minuty, ale trudno było znowu zasnąć. Od razu napisał do mnie prezydent klubu. Pytał, czy wszystko u nas w porządku.
Czy wasze miasto jest przygotowane na taką katastrofę?
20 lat temu było tu wielkie trzęsienie ziemi. Wiele ludzi zginęło. Od tamtej pory przestrzega się wielu zasad budowlanych. Budynki nie mogą być zbyt wysokie, są dodatkowo zabezpieczone. Po zdjęciach z ostatniego trzęsienia widać, że niektóre budynki poleciały, a obok nich są inne, które stoją. Widać, że dużo zezwoleń na budowę było wydanych "na lewo", nie stosowano się do zasad i nie budowano wzmocnień, choć trzeba to robić. Wiele rzeczy nadal można obejść bokiem. Do tego jest kryzys i ludzi nie było stać na remontowanie domów. Potem niestety łatwo idą w dół.
Czy znacie podstawowe zasady zachowania na wypadek trzęsienia ziemi? Karol Angielski opowiadał nam, że ważne jest, by jak najszybciej wybiec z domu.
Ta zasada obowiązuje w dużych budynkach. Ja mieszkam w domu jednorodzinnym. W nich nie zaleca się gwałtownego wybiegania, bo podczas trzęsienia coś może zawalić się na ciebie, kiedy jesteś na zewnątrz. Brakuje edukowania w tej kwestii. Znajomy z Japonii mówi, że tam wszystkie procedury są przygotowane. Tu tego nie ma, polegamy na kontakcie z miejscowymi, którzy już wiedzą, jak się zachować.
Warto mieć pod ręką spakowane najpotrzebniejsze rzeczy. Wszyscy zapewniają nas, że domy takie jak mój, są przygotowane na najgorsze. Nigdy nie wolno mówić nigdy, ale dzięki temu jestem spokojniejszy. Choć cały czas zachowujemy czujność.
Co pan ma spakowane?
Mamy torbę, w której są kurtki i czapki dla dzieci. Mamy też tam pampersy dla najmłodszego syna, wodę, ciepłe ubrania, powerbanka i przenośny internet. To najpotrzebniejsze rzeczy na pierwsze godziny, by nie zamarznąć i mieć coś do picia.
W jakich okolicznościach dowiedział się pan o ostatnim trzęsieniu ziemi?
Mieliśmy wolne po meczu. Rano zobaczyliśmy pierwsze wiadomości, ale nie zdawaliśmy sobie jeszcze sprawy, jak było ono poważne. Myśleliśmy, że było podobne do tego, które przeżyliśmy niedawno. Z godziny na godzinę dochodziły coraz gorsze wieści. Zaczęliśmy się zastanawiać, jak możemy im pomóc. Rodzina kapitana naszej drużyny była tam. Wszyscy przeżyli, ale ich dom został zniszczony. Zrobiliśmy zbiórkę.
Czy wróciliście do treningów?
Większość drużyn już trenuje. W terenach dotkniętych tragedią jeszcze nie, tam powyjeżdżały całe drużyny, a niektórzy obcokrajowcy wrócili do siebie. W pozostałych miejscach wracają do pracy. Kolejka zaplanowana na ten weekend jest odwołana.
Widać, że odnalazł się pan z powrotem w Turcji.
Pod względem sportowym jest naprawdę dobrze. Mam dobre liczby, zdobyłem bramkę i mam osiem asyst. Ostatnio wygraliśmy pięć meczów z rzędu. Klub poczuł, że złapaliśmy wiatr w żagle. Jesteśmy na siódmym miejscu w tabeli. Liczymy na walkę o awans w play-offach. Szanse są.
Po niezbyt udanym okresie w Jagiellonii znów pan regularnie gra.
Trenerzy się zmieniają, w tym klubie mam już trzeciego szkoleniowca, ale u każdego gram. W Arce też tak było, potem w Jagiellonii szło to już w kratkę. Tu czuję się dobrze. Doceniam to, co mam w Turcji. Zobaczymy, co wydarzy się po sezonie.
rozmawiał Maciej Siemiątkowski, dziennikarz WP SportoweFakty
Czytaj też:
Były kadrowicz obśmiał plany Santosa. "Chłop się namęczy"
Gwiazda Lecha Poznań chce odejść z klubu. Powstał konflikt?