Losy niedzielnego meczu przy Bułgarskiej rozstrzygnęły się już w pierwszych 45 minutach. Bramki dla Zagłębia Lubin zdobyli Dawid Kurminiowski oraz Łukasz Łakomy. Lech Poznań odpowiedział tylko trafieniem Artura Sobiecha.
W samej końcówce spotkania piłkę do bramki Zagłębia skierował jeszcze Mikael Ishak. Ostatecznie sędzia Łukasz Kuźma dopatrzył się zagrania ręką szwedzkiego snajpera i nie uznał gola, co wzbudziło mnóstwo kontrowersji.
Szymon Marciniak był arbitrem VAR w meczu 21. kolejki PKO Ekstraklasy. Uczestnik MŚ 2022 opowiedział o swoich odczuciach związanych z tą sytuacją w niedzielnym wydaniu programu "Liga Minus".
- Mecze rozgrywane o godz. 15:00 nie mają kamery z drugiej strony boiska - zdradził płocczanin. - Jadę teraz wkurw... wkurzony i sam nie wiem czy ta ręka była, czy nie. Ja, żeby zawołać sędziego do monitora, muszę mieć sto procent pewności. Zrozumcie mój brak komfortu. Niby fajnie, mamy VAR, niby mamy kamery, a jednak tej sytuacji nie byłem w stanie udowodnić - kontynuował.
ZOBACZ WIDEO: Powrót do Ekstraklasy? "Kilka klubów odetchnęło z ulgą"
Marciniak nie chciał wprowadzić w błąd mniej doświadczonego sędziego Kuźmę i ma poważne wątpliwości, czy ostatecznie podjęto właściwą decyzję. Po końcowym gwizdku 42-latek odbył rozmowę z trenerem Johnem van den Bromem.
- W tych okolicznościach decyzja z boiska musiała zostać. Siedzi we mnie ta sytuacja, bo nie wiem jak było, a tego nienawidzę. Nie mam do siebie pretensji. Zrobiłem wszystko, co mogłem. Nie chciałem młodego chłopaka wsadzać na minę, kazać mu stać przed monitorem - tłumaczył Marciniak.
Czytaj także:
Pięć bramek w sparingu Warty Poznań. Przegrała z II-ligowcem
Duże szczęście Legii w Gliwicach