Pod koniec września wydawało się, że Górnik przełamał tę niezbyt chlubną passę, gdyż pokonał Znicz Pruszków 2:1. W minioną niedzielę jednak znów podzielił się punktami z Stalą Stalowa Wola, choć wygrywał już 2:0. Mimo wielu okazji łęcznianie nie podwyższyli wyniku, a kiedy rywal zaatakował bardziej zdecydowanie, to mieli ogromne problemy z składną grą. - To są ludzie i w momentach zagrożenia zaczęli zachowywać się jak juniorzy. Pojawił się strach przed odpowiedzialnością, przed przyjęciem piłki, wyprowadzeniem jej. Może jest to związane z odpowiedzialnością za wynik. Bardzo chcieli, a tu okazało się, że Stalowa Wola postawiła tak wysokie warunki w drugiej połowie - analizuje Tadeusz Łapa.
Łęczyńska drużyna na ogół traci bramki tuż po strzeleniu gola. Wskazuje to na brak koncentracji w jej szeregach. Przeciwko Stali było nieco inaczej, lecz z takim samym efektem. Szkoleniowiec ze względu na kontuzje musiał zestawić nieco eksperymentalny skład. Na środek obrony powrócił Veljko Nikitović, ale nie wpłynęło to na uspokojenie poczynań zespołu. - Jeżeli drużyna zaczyna popełniać błędy i błąd goni błąd, to trudno wskazać na tego, który miałby to wszystko trzymać. Ja byłem przekonany, że w tych trudnych warunkach zrobi to Veljko Nikitović. Na początku stawiałem na Klajdę, ale mówiłem sobie, że ten który tym zespole jest wyrocznią, bo jest kapitanem i jest odpowiedzialny za zespół na boisku poradzi sobie, ale niestety właściwie każdy z czwórki obrońców ma na swoim sumieniu jakiś błąd - przyznaje Łapa.
Trener wskazuje na brak zdecydowanego lidera, który skierowałby drużynę na właściwe tory w trudnych momentach, przez co przeciwnikom zazwyczaj udaje się odrobić straty. - Jak drużynie wychodzi to wszyscy są dobrzy. A jak zaczyna się dziać źle, wtedy brakuje tego jednego chłopaka, który naprawdę wziąłby to w swoje ręce i spróbował poustawiać. Kolejny mecz wykazał tę naszą słabość - nie ukrywa szkoleniowiec.