W tym artykule dowiesz się o:
Aby w ogóle doszło do badania próbki B, zawodnik musiał w ciągu tygodnia od pierwszego wyniku wysłać wniosek z odwołaniem i wpłacić tysiąc euro. O ile w przypadku reprezentanta Polski pieniądze nie są żadnym problemem, o tyle wielu zawodników innych dyscyplin przyłapanych na dopingu poddaje się już na tym etapie. Procedura badania próbki B różni się nieco od pierwotnego badania, bo tym razem zawodnik ma prawo uczestniczyć jako świadek w całym procesie, a towarzyszyć może mu jedna wskazana przez niego osoba. Bartosz Salamon nie będzie musiał jednak osobiście stawić się w laboratorium, a może wyznaczyć do tego zadania zaufane osoby lub uczestniczyć w procesie zdalnie.
Badania próbki B nie należą do najprzyjemniejszych, a emocje wśród najbardziej zdeterminowanych sportowców są tak duże, że niektóre laboratoria decydują się na wynajęcie agencji ochroniarskiej na czas badania próbki B. Niektórzy bywają bowiem agresywni, a swoją złość wyładowują na badaczach.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Niecodzienne ogłoszenie szczęśliwej nowiny
- Mieliśmy kilka przykrych doświadczeń ze sportowcami, którzy nie mogli się pogodzić z wykryciem substancji zakazanych w ich próbce i podczas badania próbki B zachowywali się fatalnie. Krzyczeli, chodzili krok w krok za naszymi pracownikami i robili wszystko, by ci popełnili błąd. Zgodnie z przepisami taka osoba jest automatycznie wykluczana z procedury badania próbki i za niewłaściwe zachowanie może ponieść dodatkowe sankcje dyscyplinarne - mówiła nam prof. Dorota Kwiatkowska, dyrektor Polskiego Laboratorium Antydopingowego.
Podejrzewani o doping celowo wprowadzają chaos podczas badania próbki B, bo ewentualne błąd pracownika laboratorium, jak choćby wypuszczenie z rąk fiolki, dopuszczenie do jej rozbicia, oznacza zakończenie całej procedury i niemal natychmiastowe uniewinnienie zawodnika. Sportowiec wraz z towarzyszącą osobą może notować ewentualne uchybienia w trakcie całej procedury, a później w ten sposób podważać wynik testu. Szanse na inny wynik badania są jednak znikome. Próbka B zawiera bowiem mocz pobrany od zawodnika w tym samym momencie co próbka A. Sportowiec oddawał mocz do pojemnika, stojąc przodem do nadzorującego go pracownika agencji dopingowej. Później kontroler przelał ciecz do dwóch osobnych ampułek, oznaczających próbkę A i B. Trudno więc uwierzyć, by po badaniu tego samego moczu, wynik mógłby być odmienny. Ale na świecie zdarzyło się już kilka takich przypadków.
Trzeba także dodać, że pozytywny wynik każdej próbki jest analizowany nie tylko przez specjalistę przeprowadzającego test w laboratorium, ale później także przez przynajmniej dwóch ekspertów. Gdy pojawiają się wątpliwości co do interpretacji, zwoływane jest szersze grono. Każdy wynik wychodzący zatwierdzany jest przez dyrektora placówki. Zdarzają się przypadki, które konsultowane są z ekspertami z innych akredytowanych laboratoriów i WADA, ale to zwykle dotyczy bardziej skomplikowanych badań pod kątem erytropoetyny (EPO). - Wyniki z jednej probówki pojawiają się na monitorach po około 25 minutach i podlegają skomplikowanej interpretacji - opowiada prof. Kwiatkowska.
Próbka B nie zamyka jednak drogi do walki o uniewinnienie, bo później badaniom mogą być poddawane także suplementy, które zażywał zawodnik. Jeśli okaże się, że produkt był zanieczyszczony z winy producenta, to zawodnik zostałby uniewinniony. To jednak zajmuje czas i wymusza na otoczeniu sportowca dodatkowe działanie. Trzeba bowiem nie tylko znać numery serii danych suplementów, ale także dostarczyć do laboratorium nieodpakowane produkty z tej samej serii.
Czytaj więcej: 40-latkowie ośmieszyli rywali Betard Sparta rozbiła bank w pierwszym meczu