Po pierwszym ćwierćfinałowym meczu Ligi Mistrzów pomiędzy Manchesterem City a Bayernem Monachium (3:0), w szatni gości doszło do poważnej kłótni, która zakończyła się rękoczynami. Sadio Mane uderzył w twarz swojego kolegę z drużyny - Leroy Sane, a informacje o skandalu błyskawicznie dotarły do niemieckich mediów.
Efekty starcia były widoczne jeszcze w sobotę. W meczu z Hoffenheim Sane wybiegł w podstawowej jedenastce i już na zdjęciach z rozgrzewki widać wyraźne ślady po uderzeniu na jego twarzy. Reprezentant Niemiec miał spuchniętą i lekko fioletową górną wargę.
Dlaczego doszło do bójki? Według jednego z niemieckich dziennikarzy Sane miał obrazić Mane na tle rasistowskim, nazywając go "czarnym gów***" (więcej TUTAJ). Co ciekawe, sam poszkodowany po całym zdarzeniu wstawił się za Senegalczykiem. Szefów klubu miał zapewnić, że sytuacja jest wyjaśniona i poprosił, aby nie karać surowo byłego zawodnika Liverpoolu.
Ostatecznie zakończyło się na grzywnie w wysokości pół miliona euro i karze jednego meczu dla Mane. Senegalczyk znalazł się poza kadrą we wspomnianym starciu z Hoffenheim (1:1).
Jeszcze przed sobotnim spotkaniem trener Thomas Tuchel zapewnił, że zawodnik wróci do treningów i zagra w kolejnym meczu. - Jestem jego pierwszym obrońcą - podkreślał (więcej TUTAJ).
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Klich w nowej roli. Zobacz, jak sobie poradził