Górale objęli prowadzenie po bramce z rzutu karnego Goku w 53. minucie spotkania. To dziewiąta jedenastka podyktowana przeciwko ełkaesiakom w dziesiątym meczu tej wiosny. Pirulo cofał rękę przy strzale właśnie Goku, ale piłka jednak trafiła go w dłoń.
Trener łodzian Kazimierz Moskal na pomeczowej konferencji prasowej przyznał, że sytuacji nie widział na ekranie i jej nie analizował, ale skomentował to w sposób żartobliwy.
- Neverending story. Ale kiedy już zaczyna się sprawdzanie i czekanie, już zwiastuje to kłopoty. Jeśli ta przerwa trwa dłużej niż 15 sekund, kontrowersja jest duża - przyznał szkoleniowiec ŁKS-u Łódź.
Ale to właśnie od tego momentu biało-czerwono-biali ruszyli jeszcze bardziej zdecydowanie na bramkę rywali. Efektem tego były bramki Mateusza Kowalczyka w 69. minucie i samobójcze trafienie Julio Rodrigueza po strzale Dawida Korta w doliczonym czasie drugiej połowy.
ZOBACZ WIDEO: Zaskakujące słowa Santosa na pierwszym zgrupowaniu. "Normalnie byś pomyślał - wariat"
- Zawodnicy bardzo dobrze zareagowali. Roszady, które poczyniliśmy, to było postawienie na frontalny atak. Liczyło się tylko zwycięstwo. Mimo tego, że wyrównująca bramka pewnie może by kogoś satysfakcjonowała, to żaden z zawodników będących na placu w ten sposób nie pomyślał i za to im chwała - podkreślił Moskal.
- Wygrać taki mecz, to naprawdę trzeba było włożyć wiele umiejętności i determinacji. Myślę, że z przebiegu gry byliśmy zespołem lepszym, mecz ułożył się tak, że znów przegrywaliśmy 0:1 po rzucie karnym i nie było łatwo, ale w takich momentach widać prawdziwy zespół zdeterminowany i który wie, jaki ma cel i do końca walczy o jak najlepszy wynik - dodał trener Łódzkiego Klubu Sportowego.
Z kolei szkoleniowiec Podbeskidzia Bielsko-Biała Dariusz Żuraw wydawał się pogodzony z porażką, choć przecież jego piłkarze mieli realną szansę na to, by utrzymać remis i wywieźć z Łodzi punkt.
- Pozostaje pogratulować ŁKS-owi. Na tyle, na ile mogliśmy, próbowaliśmy toczyć równorzędną walkę. W drugiej połowie po strzelonej bramce za bardzo się cofnęliśmy. To spowodowało, że ŁKS przy pomocy kibiców bardzo się napędzał. Zabrakło nam jakości z przodu, utrzymania piłki. Każda grana do przodu wracała z powrotem. Wiemy, gdzie jesteśmy. Walczymy o to, by załapać się na baraże - skomentował.
Ekipa z Bielska-Białej dała się ostatnio poznać jako ta, która lubi grać w piłkę i mieć ją przy nodze. Jednak w piątkowy wieczór na Stadionie Miejskim im. Władysława Króla w Łodzi tego raczej nie zaobserwowaliśmy.
- Oprócz naszego zespołu jest jeszcze drużyna ŁKS-u, która pokazała, że nieprzypadkowo jest na pierwszym miejscu. Mamy duży problem z utrzymaniem piłki z przodu z ekipą, która gra wysoko. Trudno nam prowadzić równorzędną grę, jeśli zbyt szybko tracimy piłkę, a przeciwnik przez to się napędza. Dodatkowo nasze problemy z tyłu powodują, że takich meczów nie wygrywamy lub nawet nie remisujemy - wyjaśnił Żuraw.
W doliczonym czasie gry pierwszej połowy Tomasz Neugebauer po zderzeniu głową z Adamem Marciniakiem padł bezwładnie na murawę i potrzebna była interwencja medyczna. Na razie nie wiadomo, co dokładnie stało się z pomocnikiem Podbeskidzia.
- Tomek pojechał do szpitala, czekamy na informację, jaki jest jego stan. Na pewno stracił przytomność i to wyglądało nie za ciekawie, mam nadzieję, że wszystko będzie ok - powiedział trener bielszczan.
ŁKS dalej prowadzi w tabeli Fortuna I Ligi, a Podbeskidzie spadło na siódmą pozycję. W następnej, 29. kolejce łodzianie zagrają w Sosnowcu z Zagłębiem, a Górale podejmą Bruk-Bet Termalicę Nieciecza.
Sprawdź także: Trzy gole w siedem minut. Szturm Arki Gdynia