Stanowcza deklaracja prezydenta Napoli. "Nie sprzedamy go latem"

Getty Images / Tullio Puglia - UEFA / Na zdjęciu: Aurelio De Laurentiis
Getty Images / Tullio Puglia - UEFA / Na zdjęciu: Aurelio De Laurentiis

SSC Napoli w ostatnich dniach oficjalnie zdobyło wyczekiwanie mistrzostwo Włoch. Zespół do upragnionego tytułu poprowadziło kilku kluczowych graczy, a w tym ci, których przyszłość nie jest jasna.

Pomimo zdobytego mistrzostwa SSC Napoli w rankingu siły wciąż znajduje się pod sporą liczbą klubów, które przez lata budowały swoje majątki i pozycje w europejskim futbolu. To też sprawia, że mimo wygrania Scudetta ekipa spod Wezuwiusza często nie jest docelowym punktem w karierach piłkarzy.

Oczywiście tak świetny sezon sprawił, że wielu graczy Azzurrich pojawiło się na radarach bogatszych zespołów. Na największe zainteresowanie z pewnością mogą liczyć Victor Osimhen i Chwicza Kwaracchelia, którzy w ubiegłych miesiącach regularnie zachwycali opinię publiczną swoimi zagraniami.

Nigeryjski napastnik jest łączony z przenosinami zarówno do Paris Saint-Germain, jak i do Bayernu Monachium, a przecież nie można też wykluczyć, że najbardziej skuteczni będą przedstawiciele Manchesteru United. Jednak czy 24-latek w ogóle zostanie sprzedany latem? Prezydent Napoli nie ma co do tego wątpliwości.

Dotychczas wydawało się, że gdy przyjdzie zadowalająca klub oferta finansowa, Nigeryjczyk będzie mógł odejść. Aurelio De Laurentiis w rozmowie z Rai Uno kategorycznie zaprzeczył takim rewelacjom. - Czy sprzedamy Osimhena? Nie, nigdy. Na pewno nie sprzedamy go latem. Nie ma takiej możliwości - stwierdził wprost.

W związku z tym można mieć wątpliwości co do tego, czy Osimhen faktycznie będzie mógł zmienić barwy klubowe. De Laurentiis widzi w nim zawodnika niezbędnego do tego, aby taki sezon jak ten, nie był dla Napoli tylko pewnego rodzaju anomalią, a stał się czymś normalnym.

Czytaj też:
Bajeczny rajd i wygrana Milanu
Przewidują, co stanie się z "Lewym"

ZOBACZ WIDEO: Nieprawdopodobne sceny. Cieszył się z gola ze środka boiska, a po chwili...

Źródło artykułu: WP SportoweFakty