Legia Warszawa świętowała zdobycie Pucharu Polski we wtorek. W finale długo walczyła w osłabieniu i pokonała Raków Częstochowa w konkursie rzutów karnych. W niedzielę czekał na nią hit PKO Ekstraklasy i w Szczecinie nie poradziła sobie równie dobrze jak na PGE Narodowym.
- Na pewno było widać, że czujemy w nogach mecz pucharowy. Ten finał kosztował nas nie tylko fizycznie, ale również psychicznie. Pogoń wykorzystała naszą gorszą dyspozycję - mówił Maciej Rosołek po meczu w Szczecinie.
- Zabrakło nam trochę spokoju. Tym charakteryzowaliśmy się w ostatnich meczach. Pogoń dobrze pracowała w pressingu i nie było nam łatwo rozgrywać piłkę od tyłu - dodał Rosołek.
ZOBACZ WIDEO: Nieprawdopodobne sceny. Cieszył się z gola ze środka boiska, a po chwili...
Napastnik wszedł na boisko w przerwie zamiast Tomasa Pekharta i nie potrzebował dużo czasu na strzelenie gola Pogoni. W sytuacji sam na sam ominął uderzeniem Dantego Stipicę, a piłka trafiła do niego po przechwycie oraz podaniu prostopadłym Maika Nawrockiego.
- Ta bramka była dla mnie bardzo ważna. Wiedziałem, jak mam się ustawić. Przed wejściem na boisko trenerzy pokazali mi, że za obroną Pogoni jest dużo miejsca. Rywale grali wysoko i chcieliśmy to wykorzystać. Od samego początku, po wejściu z ławki, czaiłem się na podanie za linię defensywy. Bardzo cieszę się, że wykończyłem akcję z zimną krwią - opowiadał Rosołek.
- Po golu na 1:1 był moment, 10-15 minut, w których czułem, że strzelimy drugiego gola. Zabrakło dokładniejszego podania i wykończenia akcji. Nie chcę szukać wytłumaczenia, bo bardzo chcieliśmy wygrać. Cały czas pozostało nam do zdobycia dziewięć punktów - podsumował 21-letni piłkarz Legii.
Czytaj także: Klub z PKO Ekstraklasy pokazał nietypową dla siebie koszulkę
Czytaj także: Minęło 18 lat. Majdan dostał 48 godzin. "Inaczej go zabijemy"