Tym samym końca dobiegła seria meczów czerwono-biało-czerwonych bez wygranej. Gdyby nie gol Dominika Kuna w 87. minucie, sięgnęłaby ona dziesięciu meczów. Więcej o spotkaniu przeczytasz TUTAJ.
- Gratuluję zespołowi, bo wykonał kawał dobrej pracy i zasłużenie wywozimy trzy punkty. Na nas wszystkich ciążyło to, że nie wygrywamy. Długo czekaliśmy na to zwycięstwo. Mieliśmy lepsze i gorsze momenty, ale nie punktowaliśmy. Dzisiaj nadeszło przełamanie, które, mam nadzieję, doda piłkarzom dodatkowej wiary, że to, co robimy, jest skuteczne i możemy wygrywać - powiedział na konferencji prasowej po meczu szkoleniowiec łodzian.
- Cieszymy się ze zwycięstwa, bo nie było go przez ostatnie tygodnie. Zdobyliśmy bardzo ważne punkty, które przede wszystkim gwarantują nam utrzymanie, czyli ten podstawowy cel postawiony przed sezonem. Zaczniemy teraz myśleć w inny sposób, żeby nie obawiać się tego, co za nami, a patrzeć z podniesioną głową w przód - dodał Janusz Niedźwiedź.
Trener Widzewa Łódź w ostatnim czasie sporo rotował składem wyjściowym. Zdarzało się, że wyjściowy skład między następującymi po sobie meczami różnił się nawet czterema lub pięcioma piłkarzami.
ZOBACZ WIDEO: Sensacyjna oferta dla Polaka? "Ktoś go proponuje"
- Szukaliśmy różnych rozwiązań wcześniej. Tak naprawdę w każdym tygodniu ostatnim coś się u nas działo. Niektóre rzeczy robimy konsekwentnie, a innych korekt dokonujemy na bieżąco. Cieszę się, jak drużyna zareagowała, tym bardziej gratulacje dla piłkarzy za energię, która od nich biła. Zabrakło mi w pierwszej połowie częstszego grania przez linie, bo z tyłu dobrze wyprowadzaliśmy akcje, ale w drugiej fazie brakowało mi przyspieszenia gry poprzez odważne podania. No i w końcu nie straciliśmy bramki - podkreślił Niedźwiedź.
Czy z drugiej strony wprowadzenie Dominika Kuna, który zdobył decydującą bramkę, jest dowodem na tzw. trenerski "nos" szkoleniowca łódzkiej ekipy?
- To pytanie, które zadajemy sobie na ławce. Czasem wstrzymujemy się ze zmianami, ale czasem czujemy, że są one nieuniknione. Czuliśmy, że to był ten moment. Uważam, że oprócz jedenastki, która nie zawiodła, zawodnicy dawali bardzo dobre zmiany. Nawet Bożidar Czorbadżijski wywiązał się ze swojego zadania, a wszedł na kilka minut, także Dominik Kun czy Łukasz Zjawiński, który wyłożył piłkę Hansenowi - odpowiedział szef sztabu szkoleniowego.
Niedźwiedź zapytany został też o słupki i poprzeczki, w które widzewiacy ostatnio trafiają regularnie.
- Wszystko jest do wytrenowania, ale nie mamy wpływu na pewne rzeczy - po prostu obijamy słupki i poprzeczki. W pierwszej połowie nie strzeliliśmy bramki, ale nie miało to znaczenia. Ja zawsze powtarzam, że w piłce trzeba zdobywać gole i nie tracić. Wywiązaliśmy się z tego założenia. Jesteśmy zespołem, który chce zdobywać bramki w każdym momencie. Zawodnicy, którzy weszli, mieli do tego dążyć, a nie czekać na to, co zrobi przeciwnik - przyznał.
A w Legnicy raczej wielkiego entuzjazmu nie ma. Choć trzeba przyznać, że jak na poniedziałkowy wieczór, frekwencja na poziomie blisko 4,5 tysiąca widzów, gdy przesądzone jest, że spadasz z PKO Ekstraklasy, nie jest wynikiem złym.
- Chciałem podziękować kibicom za doping i za dzisiejszą frekwencję, bo nie jest nas łatwo wspierać. Ten mecz jest idealnym podsumowaniem całego tego sezonu. Gramy jak równy z równym, mamy swoje sytuacje - w pierwszej połowie słupek, w drugiej słupek i poprzeczka - ale ich nie wykorzystujemy. A gola tracimy w końcówce - uważa Grzegorz Mokry, trener Miedzi Legnica.
Jego drużyna dobrze wyglądała w pierwszym i ostatnim kwadransie. To właśnie wtedy była najgroźniejsza.
- Wiedzieliśmy, że Widzew to w ostatnim kwadransie najsilniejsza drużyna w stawce, lecz dzisiaj to my mieliśmy nasz najlepszy fragment w tym spotkaniu. Ten gol to była kopia straconej bramki w Krakowie, a błąd kosztował nas bardzo dużo. Musimy się z tego podnieść i w Szczecinie zagrać lepiej - podsumował szkoleniowiec.
Wspominany wyjazdowy mecz z Pogonią czeka Miedź w niedzielę 14 maja o 15:00. Dzień wcześniej o 20:00 Widzew podejmie Górnika Zabrze.