Oba zespoły przed rokiem awansowały do elity. Już wiadomo, że ekipa z Dolnego Śląska z niej spadnie i to "z hukiem", jak można było przeczytać na transparencie przygotowanym przez kibiców Miedzianki. Łodzianie z kolei są bliscy utrzymania, ale mogliby pomóc matematyce i szczęściu, gdyby na przykład na Stadionie im. Orła Białego wygrali. Tyle, że od blisko trzech miesięcy czerwono-biało-czerwoni trzech punktów nie zgarnęli.
- Chcemy godnie pożegnać się z rozgrywkami PKO Ekstraklasy, dając chociaż trochę radości naszym kibicom. Mamy przed sobą bardzo ciekawe spotkania, z wielkimi firmami, bo gramy nie tylko z Widzewem, ale też derby ze Śląskiem Wrocław, wyjazdowy mecz z Pogonią Szczecin, która ciągle jest w walce o medale, czy na pożegnanie z elitą spotkanie z Górnikiem Zabrze - mówił przed meczem szkoleniowiec legniczan Grzegorz Mokry.
No cóż, po pierwszej połowie tego spotkania, można było odnieść wrażenie, że pogodzeni ze swoim losem są jedni i drudzy. W grze Widzewa było bardzo dużo niedokładności, nie tylko przy długich podaniach, ale nawet przy tych kilkumetrowych. A potem tą niechlujnością zaraziła się też Miedź.
ZOBACZ WIDEO: "Ręce opadają". Skandaliczne obrazki w Częstochowie
Z bramkowych, które można zakwalifikować jako "groźne" mieliśmy w 10. minucie wrzutkę Dimityra Wełkowskiego, po którym piłka odbiła się od słupka bramki Henricha Ravasa, a także strzał z rzutu wolnego w poprzeczkę Bartłomieja Pawłowskiego w minucie 29. W tej drugiej akcji jeszcze o dobitkę na pustą bramkę głową pokusił się Mateusz Żyro, lecz strzelił nad poprzeczką.
W pierwszym kwadransie drugiej połowy zanosiło się na to, że będzie nieco lepiej. W 53. minucie uderzał Pawłowski, ale uderzenie zostało zablokowane, a przy dobitce Ernesta Terpiłowskiego z ostrego kąta dobrze stanął Maxime Dominguez i to zablokował. Dwie minuty później zagranie z prawej strony boiska zamykał Jordi Sanchez, lecz nie sięgnął piłki lewą nogą.
Z kolei na finiszu tej "piętnastki" z rzutu wolnego minimalnie chybił Pawłowski. A później mieliśmy bardziej zdobywanie terenu niż atakowanie bramek. Ale jak już przetrwaliśmy kolejne 15 minut, to na otwarcie ostatniej tercji drugiej połowy mieliśmy zagrożenie pod bramką Widzewa.
W 77. minucie Angelo Henriquez uderzał z rzutu wolnego z 25 metrów przez dziurę w murze, a piłkę wybił klatką piersiową stojący na linii bramkowej Patryk Stępiński. Pomógł mu jeszcze słupek, a gdy kilka sekund później Andrzej Niewulis dobijał, trafił w poprzeczkę.
Miedzianka była coraz bliżej zdobycia bramki, a gola zdobył Widzew. Rezerwowy Dominik Kun przejął piłkę w okolicach linii środkowej, pobiegł z nią w pole karne, ograł przy tym trzech obrońców i z dziesięciu metrów strzałem tuż przy słupku pokonał Mateusza Abramowicza. W ten sposób czerwono-biało-czerwoni zakończyli serię meczów bez porażki i zapewnili sobie utrzymanie w PKO Ekstraklasie.
Miedź Legnica - Widzew Łódź 0:1 (0:0)
0:1 - Dominik Kun 87'
Składy:
Miedź: Mateusz Abramowicz - Levent Gulen, Nemanja Mijusković, Andrzej Niewulis - Jurich Carolina - Damian Tront (90' Koldo Obieta), Maxime Dominguez, Chuca (63' Kamil Drygas), Dawid Drachal (63' Michael Kostka) - Angelo Henriquez (90' Olaf Kobacki), Dimitar Velkovski (75' Luciano Narsingh).
Widzew: Henrich Ravas - Patryk Stępiński (90+2' Bożidar Czorbadżijski), Serafin Szota, Mateusz Żyro - Paweł Zieliński, Juljan Shehu (78' Kristoffer Normann Hansen), Marek Hanousek, Mato Milos (86' Łukasz Zjawiński) - Ernest Terpiłowski, Bartłomiej Pawłowski (86' Martin Kreuzriegler), Jordi Sanchez (78' Dominik Kun).
Sędziował: Grzegorz Kawałko (Wyszowate).
Żółte kartki: Carolina (Miedź) - Żyro (Widzew).
Widzów: 4 407
Czytaj tez: Więcej takich ludzi. To on zbudował wielki Raków [OPINIA]