Cud pod Jasną Górą. Za 70 mln zł rocznie

Newspix / JAKUB ZIEMIANIN / Na zdjęciu: Michał Świerczewski
Newspix / JAKUB ZIEMIANIN / Na zdjęciu: Michał Świerczewski

Z budżetem 70 mln zł Raków Częstochowa zdominował PKO Ekstraklasę i sięgnął po pierwsze w historii mistrzostwo Polski. Kolejny cel? - Sprowadzenie europejskiej piłki na stałe do Częstochowy i podniesienie podłogi klubu - mówi prezes Piotr Obidziński.

Mistrzostwo Polski połączone z odejściem Marka Papszuna to koniec ery naznaczonej największymi sukcesami w historii Rakowa Częstochowa. Ale przecież nie koniec świata, klub ma koncepcję na to co dalej - w kontekście sportowym, a przede wszystkim biznesowym, co w długoletniej perspektywie jest istotniejsze. Bo ma zabetonować wysoką pozycję Rakowa w hierarchii polskiej piłki.

Trofeum dla najlepszej drużyny w kraju trafi do Częstochowy - i niedługo później wyruszy w tour po okolicach miasta - dzięki pieniądzom i dobrym wyborom personalnym Michała Świerczewskiego, rozsądnemu prowadzeniu klubu i budowaniu jego pozycji na piłkarskich salonach przez Wojciecha Cygana, natomiast nosić będzie imię przede wszystkim Marka Papszuna.

Prymus

Zmieniali się zawodnicy, dyrektorzy sportowi, zmieniają się prezesi, ta trójka - w komplecie od pięciu lat, kiedy dołączył do klubu Cygan - była nienaruszalna. Natomiast rychłe pożegnanie z Częstochową trenera stawia oczywiste pytania o sportową przyszłość klubu, bo to on zyskał miano człowieka większego od zawodników, a nie jest to w futbolu normą.

ZOBACZ WIDEO: Hiszpanie ocenili Lewandowskiego. Wystarczyło jedno słowo

Medialne deklaracje Świerczewskiego a propos cięcia wydatków tylko podsycają tę niepewność, a i wybór nowego szkoleniowca, Dawida Szwargi, jest ruchem ryzykownym. Podejrzanie dużo tu nakładających się na siebie wątpliwości, w zbyt wielu miejscach łódź może zacząć przeciekać i nie tyle pójść na dno, co z pewnością zboczyć z dotychczasowego kursu.

- Słowa Michała są nadinterpretowane, właściciel klubu nie powiedział, że klub
zmniejszy budżet, powiedział wyłącznie, iż pieniądze będą wydawane racjonalnie - uspokaja wiceprezes Rakowa, Dawid Krzętowski.

W obecnym sezonie Raków dysponuje budżetem na poziomie mniej więcej 70 mln zł, plany mają zakładać, że w kolejnych rozgrywkach będzie on porównywalny. Ekstraklasa SA z tytułu sprzedaży praw mediowych i marketingowych przekaże Rakowowi około 30 mln zł, resztę jednak wypracować będzie musiał sam, tudzież liczyć na hojność Świerczewskiego, który co roku i tak wkłada w klub prywatne pieniądze - nieoficjalnie mówi się, że około 30 mln zł.

Rzecz w tym, że gra na obecnym stadionie właściwie nie generuje przychodu z dnia meczowego - jeśli Raków zarabia, to niewiele. Zdobycie mistrzostwa Polski to z pewnością dobry moment na rozmowy ze sponsorami na temat zwiększenia ich zaangażowania finansowego w klub (w sezonie 2023/24 Raków między innymi ma grać w strojach innego producenta), ale to nie wystarczy.

Dlatego tak istotny z punktu widzenia budżetu jest awans do fazy grupowej europejskich pucharów. Ale nie tylko dlatego, gdyż już na początku trenerskiej drogi silną pozycję może zbudować sobie Szwarga - nie w rozumieniu utrzymania posady, ale w rozumieniu wpływu na cały klub.

Dawid Szwarga przejmie Raków po Marku Papszunie
Dawid Szwarga przejmie Raków po Marku Papszunie

Za nominacją Szwargi stoją niezaprzeczalne argumenty, jest ich nawet całkiem sporo. Był przygotowywany do roli pierwszego trenera od dłuższego czasu. W środowisku uchodzi za jednego z najlepszych kursantów na licencję UEFA Pro w ostatnich latach. Nie ma problemów z porozumiewaniem się w języku angielskim, co usprawni komunikację w szatni wypełnionej obcokrajowcami.

To jego Papszun oddelegował do rozmów z zarządem klubu na temat jakości sportowej przyszłych zawodników, a zatem zmiana trenera nie zmieni kursu polityki transferowej. Ci obecni piłkarze przyjęli jego wybór bardzo pozytywnie. Wreszcie - jest szkoleniowcem świetnie przygotowanym pod względem taktycznym. Tytan pracy. Słowem: prymus.

Ale jak zareaguje na kryzys, który prędzej czy później nadejdzie? Ale czy potrafi być liderem? Ale czy będzie poruszał się sprawnie po klubowych korytarzach, co wcale nie jest bez znaczenia? W oparciu o jakie zasady zbuduje relację z właścicielem klubu? Awans do fazy grupowej europejskich pucharów w każdej z tych kwestii działać będzie wyłącznie na jego korzyść, jego brak - osłabi zaufanie.

Na ten moment jednak Szwarga w teorii nie może rozpocząć nowego sezonu w roli pierwszego szkoleniowca Rakowa. Jest uczestnikiem kursu UEFA Pro, tyle że regulamin PZPN stanowi, iż może otrzymać warunkową licencję, jeśli przejmie zespół w trakcie rozgrywek. W praktyce oznacza to, że mistrzowie Polski musieliby na pierwszą kolejkę zatrudnić trenerskiego "słupa", a następnie na jego miejsce przesunąć Szwargę.

Takie wygibasy nie będą zapewne potrzebne, ponieważ 26 maja zarząd PZPN powinien uchwalić zmianę zapisu w regulaminie, która sprawi, że nie tylko Szwarga, ale także Kamil Kuzera i Adrian Siemieniec będą mogli normalnie pracować jako pierwsi trenerzy od początku kolejnego sezonu.

Ręka na pulsie

- Rano nie spoglądam w lustro z myślą: jesteś mistrzem Polski. Emocje zapewne jednak nadejdą, po ostatnim meczu sezonu, po fecie w Częstochowie, po Gali Ekstraklasy. Ale jeszcze do nas nie dotarły, jeszcze nie jesteśmy do końca świadomi, czego dokonaliśmy - mówi Cygan.

Pierwszoplanowe role w drodze po tytuł odegrali Papszun i zawodnicy, finansował ich grymasy i zachcianki Świerczewski, właściciel firmy X-Kom, jeden z najbogatszych Polaków (78. miejsce na liście "Forbesa") - o ich wpływie na historyczny sukces klubu powiedziano już wiele. Nie należy jednak lekceważyć znaczenia Cygana.

Dziś to przewodniczący rady nadzorczej Rakowa, stał z Papszunem i Świerczewskim na pierwszej linii frontu, nawet jeśli nie przebył całej drogi, bo pojawił się w roli prezesa Rakowa w 2018 roku, gdy klub występował już w I lidze. Dziś działa w cieniu, nie zarządza klubem na co dzień, choć trzyma rękę na pulsie. Niewiele może wydarzyć się bez jego wiedzy, niekoniecznie jednak bez jego zgody w kontekście sportowym, bo jak wiadomo - kciuk w górę bądź w dół w tym temacie pokazywał wyłącznie Papszun.

Siła Cygana w polskiej piłce rosła równomiernie z siłą Rakowa, klub rozpychający się łokciami na salonach był mu tak samo potrzebny, jak on potrzebny był klubowi, który miał ochotę wywrócić porządek w polskiej piłce do góry nogami. Raków rósł dzięki jego zarządzaniu, on rósł w środowisku dzięki klubowi, który z beniaminka przeistaczał się w rewelację ekstraklasowego sezonu, a z niej w kandydata, faworyta i wreszcie mistrza Polski.

Z szalikami: Wojciech Cygan i Robert Graf
Z szalikami: Wojciech Cygan i Robert Graf

Dziś Cygan to nie jest wyłącznie przewodniczący rady nadzorczej częstochowian, to także prężny działacz. Wiceprezes Polskiego Związku Piłki Nożnej do spraw piłkarstwa profesjonalnego, wcale nie tak dawno wymieniany wśród kandydatów na stanowisko prezesa Ekstraklasy SA, członek rady nadzorczej spółki zarządzającej rozgrywkami, a najpewniej już wkrótce przewodniczący tego organu, gdyż funkcja ta przypada przedstawicielowi mistrza Polski.

Ramię w ramię z premierem Mateuszem Morawieckim i Świerczewskim przekazywał informację o nadchodzącej przebudowie obecnego stadionu Rakowa. Całkiem dobre CV, jak na człowieka, który niebawem skończy dopiero 40 lat. Niewiele jest wyższych stanowisk w polskim futbolu, ale jedno z całą pewnością jest...

- Że niby ja prezesem PZPN? Na dziś absolutnie nie mam takich planów - uśmiecha się. - Nie wybiegam tak daleko w przyszłość, interesują mnie najbliższe miesiące, a nie lata. Być może nawet ktoś uważa, iż mógłbym sobie poradzić na tym stanowisku, natomiast wybory w PZPN to nie są wybory powszechne. Trzeba zbudować poparcie w środowisku, później je utrzymać.

- To jeszcze nie ten czas, trwa pierwsza kadencja prezesa Cezarego Kuleszy, jestem wiceprezesem, w tej roli mam kilka tematów do przeprowadzenia. I to też nie tak, że z premedytacją wykorzystałem Raków jako trampolinę w budowaniu pozycji w polityce piłkarskiej. Jestem absolwentem prawa, po odejściu z GKS Katowice planowałem wrócić do wyuczonego zawodu, nie miałem żadnych ambicji względem działalności w PZPN - dodaje.

Z całą pewnością jednak klub, którego głos ma być słyszalny, ma wybrzmiewać i mieć wpływ na kształtowanie polskiego futbolu musi zbudować swoją pozycję w jego strukturach. Raków tego dokonał, dołączył na tym polu do Lecha Poznań czy Legii Warszawa. Zresztą, w zeszłym roku pojawiały się głosy, że przepis o obowiązku gry młodzieżowca w Ekstraklasie został poluzowany pod dyktando klubu z Częstochowy.

I że to Raków na tym przepisie skorzystał, bo młodzieżowcy spędzili najmniej minut z całej ligowej stawki właśnie w barwach nowego mistrza Polski. Już bowiem wiadomo, że klubu nie ominie kara - najpewniej w wysokości 2 mln zł, gdyż zakładać należy, iż w ostatnich kolejkach obecnego sezonu młodzieżowcy zaczną odgrywać większą rolę w zespole, aby zmniejszyć karę o milion złotych.

- Raków stał na stanowisku, iż przepis o młodzieżowcu jest sztuczny, natomiast to nie znaczy, że siłą przepchnąłem zmiany w tej regulacji - przekonuje Cygan. - Gdybym miał taką moc sprawczą, to dopiero oznaczałoby, jak silną zbudowałem pozycję w środowisku. Ale nie mam, tej zmiany chciała większość klubów Ekstraklasy, nie sam Raków.

Premier z wizytą

To również zabiegi Cygana miały pozwolić rozmasować niedawną aferę, kiedy to podczas świętowania wygrania ligi po powrocie z meczu z Koroną Kielce Vladislavs Gutkovskis w nieprzyjemny sposób potraktował prezydenta Częstochowy, Krzysztofa Matyjaszczyka. Piłkarz przeprosił, a co równie ważne z perspektywy klubu - sprawa ma nie mieć wpływu na starania o budowę stadionu.

Bez wątpienia bowiem nowy obiekt jest Rakowowi potrzebny. W ten obecny klub nie inwestuje, poza remontem budynku, w którym znajdują się biura, i trudno się dziwić, gdyż dzierżawiony jest od miasta, więc to ratusz - przy wsparciu finansowym Ministerstwa Sportu i Turystki - doprowadził obiekt do stanu używalności na poziomie Ekstraklasy.

Raków zdobył pierwsze mistrzostwo w historii
Raków zdobył pierwsze mistrzostwo w historii

Tyle że to i tak nie sprawia, że zespół grać będzie w każdej rundzie kwalifikacji europejskich pucharów, o fazie grupowej nie wspominając, w Częstochowie. Przeciwnie, pewne jest, że jeśli będzie kroczył w kierunku Ligi Mistrzów, to nie będzie - wiele wskazuje na to, iż mistrz Polski w części meczów o awans do grupy wystąpi na nowym stadionie, ale w Sosnowcu.

Dwa tygodnie temu do Częstochowy zawitał premier Morawiecki, przywiózł informację, że budżet państwa przeznaczy na modernizację obiektu Rakowa przynajmniej 40 mln zł. Stadion przy Limanowskiego ma bowiem zostać dostosowany do wymogów UEFA tak, by zespół mógł rozgrywać na nim wszystkie mecze w europejskich pucharach.

Oczywiście nie stanie się to szybko, Świerczewski mówił o perspektywie rozgrywek 2024/25, niewykluczone jednak, że na osiągnięcie minimalnych progów UEFA poczekać będzie trzeba dwa lata. Większa rozbudowa (do ok. 8 tys. miejsc) nie jest planowana, gdyż klub nie porzucił starań o budowę zupełnie nowego obiektu o pojemności ponad 10 tysięcy, położonego w centrum miasta, z powierzchniami handlowymi, jakie posiada na przykład stadion Cracovii.

To wieloletnia perspektywa, jeśli jednak dojdzie do jej realizacji, obiekt przy Limanowskiego przekształci się w bazę treningową Rakowa. Zresztą, klub jest na etapie nabywania terenów nieopodal obecnego stadionu, by zbudować na nich dodatkowe boisko.

- Nowy stadion dla Rakowa jest koniecznością, natomiast z punktu widzenia biznesowego, ponoszenia kosztów jego utrzymania, powinien zostać wybudowany bliżej centrum miasta. Ekonomia musi się zgadzać, do utrzymania stadionu nikt nie może dokładać. Czy zarządzać będzie nim miasto, czy klub, obiekt nie może być stojącym kosztem - rozszerza temat od niedawna prezes Rakowa, Piotr Obidziński.

- Cele są jasne: sprowadzenie europejskiej piłki na stałe do Częstochowy i podniesienie podłogi klubu. Biznes sportowy ma to do siebie, że w przypadku wyniku nie ma sufitu, natomiast gdy nadejdzie słabszy moment sportowy, klub będzie mógł się odbić od wyższego punktu. I nie tylko o budowę stadionu chodzi, ale także o rozwój akademii, a co za tym idzie wprowadzanie wychowanków do pierwszego zespołu. Zdobywając mistrzostwo Polski, Raków dokonał rzeczy historycznej, sukces należy jednak zabetonować na możliwie wysokim poziomie - dodaje.

Czerwiec dyrektora

Niejasna jest też przyszłość dyrektora sportowego, Roberta Grafa. W klubie mówią o nim niemal w samych superlatywach, padają wręcz słowa o najlepszym dyrektorze sportowym w Polsce. Rzecz w tym, że jego umowa wygaśnie z końcem czerwca, a Świerczewski temat jego pozostania w Częstochowie przekłada właśnie na koniec tego miesiąca. Dlaczego?

W żadnym wypadku nie chodzi o przygotowanie merytoryczne Grafa - pod tym względem nikt w klubie nie ma niczego do zarzucenia dyrektorowi sportowemu - natomiast można usłyszeć, że to czy Graf pozostanie w Rakowie, jeśli oczywiście taką wolę będzie miał również sam dyrektor, uzależnione jest od tego, jak klub poczynał sobie będzie w najbliższych tygodniach na niwie transferowej, czyli zanim okno się otworzy.

Komunikat z klubu płynie bowiem czytelny, kadra musi być skompletowana na start przygotowań do nowego sezonu. Już po kwalifikacjach do fazy grupowej europejskich pucharów w tym sezonie Papszun wskazywał, że choćby sprowadzenie Bartosza Nowaka nastąpiło zbyt późno, teraz Raków nie chce popełnić tego samego błędu.

A to w dużej mierze zależy od skuteczności działań dyrektora sportowego. Być może dlatego już pojawiły się informacje, że mistrz Polski bliski jest sprowadzenia dwóch zawodników - Maxime'a Domingueza z Miedzi Legnica oraz Łukasza Zwolińskiego, którego kontrakt z Lechią Gdańsk wygaśnie pod koniec czerwca.

Łukasz Zwoliński zagra w Rakowie Częstochowa
Łukasz Zwoliński zagra w Rakowie Częstochowa

To na pewno nie będą jedyne letnie transfery mistrzów Polski. Właściciel klubu zaznaczył, że nie zamierza wydawać pieniędzy na prawo i lewo, a budżet na transfery gotówkowe wyniesie 500 tys. euro. Każdy grosz będzie więc oglądany po trzy razy z każdej strony zanim zostanie wydany, co zostało odebrane przez opinię publiczną jako zapowiedź oszczędności.

To nie do końca tak, w Częstochowie bowiem potrafią wydawać pieniądze mądrze, o czym świadczy choćby wykupienie Stratosa Svarnasa za 800 tys. euro. Ale i w pierwszej dziesiątce najdroższych transferów w historii klubu jest kilka pomyłek, jak chociażby Deian Sorescu, Fabio Sturgeon, Andrija Luković czy Gustav Berggren, który miał stanowić wielkie wzmocnienie środka pola, a na razie jest niewypałem. Do tej listy można byłoby dorzucić jeszcze na przykład Iwo Kaczmarskiego, ale na nim akurat udało się zarobić sprzedając do Empoli.

Transfery przychodzące to jedno, ale przed Rakowem stoi wielkie wyzwanie, aby utrzymać kluczowych piłkarzy na kolejny sezon. A to nie będzie łatwe, bowiem zawodnicy z Częstochowy wzbudzają coraz większe zainteresowanie na rynku. O wyprzedaży nie ma mowy, w kontraktach piłkarzy z reguły również nie ma wpisanych klauzul odstępnego, ale trzeba się liczyć, że dwóch, a może nawet trzech graczy może opuścić klub. Kto jest tego najbliżej? Vladan Kovacević oraz Giannis Papanikolaou, na których klub może zarobić łącznie nawet 10 mln euro.

Zdecydowanie większe pieniądze Raków może otrzymać za Bośniaka, który może zostać najdrożej sprzedanym bramkarzem w historii naszej ligi. A jeśli kwota 7 mln euro zostanie przekroczona, wówczas golkiper będzie też najdrożej sprzedanym obcokrajowcem z Ekstraklasy - do tej pory rekord należy do Ondreja Dudy, za którego Hertha Berlin zapłaciła Legii Warszawa ponad 4 mln euro.

Z ważnych elementów częstochowskiej układanki wypadnie też kilku zawodników, którym wygasają kontrakty wraz z końcem czerwca. Patryk Kun podpisał już umowę z Legią Warszawa, z którą związał się na trzy lata. Ekipę mistrzów Polski opuszczą również Tomas Petrasek (z dużym prawdopodobieństwem) oraz Sebastian Musiolik.

Ci piłkarze nowych pracodawców jeszcze nie znaleźli, ale szczególnie Czech na brak zainteresowania narzekać nie powinien, ponieważ daje odpowiednią jakość nie tylko pod względem piłkarskim, ale także jest bardzo ważną postacią w szatni. To on jest symbolem rozwoju Rakowa - przyszedł do drugoligowego zespołu, a rozkwitł tak, że trafił do reprezentacji Czech.

Raków mógł przed tygodniem przypieczętować tytuł mistrzowski w Kielcach. Częstochowianie musieli co najmniej zremisować z Koroną, by zapewnić sobie złote medale. Tak się jednak nie stało, drużyna ruszyła więc w drogę powrotną do domu, ale nasłuchiwała wieści ze Szczecina. Tam każdy inny wynik niż zwycięstwo Legii oznaczał, że Medaliki są nowym mistrzem Polski.

- Była wielka euforia w autokarze - mówi Patryk Kun. - Każdy na swój sposób śledził wynik meczu w Szczecinie. Jedni odświeżali portale wynikowe, inni oglądali spotkanie w telefonach, ale tam było kilkadziesiąt sekund opóźnienia. Generalnie powinniśmy sami przypieczętować tytuł w Kielcach, zmarnowaliśmy świetną sytuację w ostatniej sekundzie spotkania, a tak musieliśmy poczekać dwie godziny. Jestem jednak przekonany, że euforia byłaby taka sama na boisku, jak miało to miejsce w autobusie. Prawie dla wszystkich zawodników w zespole jest to pierwsze mistrzostwo w karierze, więc trudno w to wszystko było uwierzyć. Zagraliśmy kapitalny sezon, zapewniliśmy sobie tytuł kilka kolejek przed końcem rozgrywek.

Karne z Koszarawą

- Gdybyście mi powiedzieli cztery lata temu, że Raków w 2023 roku zostanie mistrzem Polski, to w taki scenariusz bym nie uwierzył - mówi Iwo Mandrysz, dziennikarz z Częstochowy, na przełomie lat 80. i 90. spiker na meczach klubu. - Gdzieś dwa lata temu taki scenariusz zaczął nabierać realnych kształtów, po dwóch wicemistrzostwach i krajowych pucharach zacząłem brać to całkiem poważnie pod uwagę.

Ostatnie lata to oczywiście era Papszuna, który objął drużynę w trakcie sezonu 2015/16, kiedy Raków znajdował się na piątym miejscu. Na pierwsze zwycięstwo z nowym trenerem też trzeba było chwilę poczekać, udało się dopiero za piątym razem wygrać w Stargardzie, choć to Błękitni strzelili pierwszego gola. To był czas wzajemnego poznawania siebie. W kolejnych rozgrywkach przyszedł spokojny awans na zaplecze Ekstraklasy i pierwsza runda w Fortuna I lidze była dobra. Raków zajął trzecie miejsce i wydawało się, że może pójść na tej euforii po kolejny awans.

Mówi Mandrysz: - Z perspektywy czasu dobrze się stało, iż na Ekstraklasę trzeba było poczekać rok dłużej. Wiosną zespół spadł na siódme miejsce, ale trener Papszun układał klocki po swojemu i drużyna zaczynała funkcjonować coraz lepiej. W sezonie 2018/19 wszyscy byli już świadomi tego, co może się wydarzyć. Raków zdobył aż 70 punktów i można było świętować, choć były obawy, że ta ekstraklasowa przygoda może nie wypalić.

- Wtedy w Częstochowie została napisana także piękna historia w krajowym pucharze. Zwycięstwa z Lechem i Legią w jednej edycji były wydarzeniami spektakularnymi i do dzisiaj wspominam słowa trenera, który mówił, że jeśli awansujemy do Ekstraklasy, to takie spotkania będziemy mieli co tydzień. Obawy jednak były, w głowie siedziała ta pierwsza ekstraklasowa przygoda Rakowa w latach 90 - opowiada Mandrysz.

- Kiedy w drugiej kolejce drużyna Papszuna wygrała 1:0 w Białymstoku po golu Petraska, byłem przekonany, że wcale nie będzie tak źle. Po dwóch wicemistrzostwach i dwóch Pucharach Polski było wiadomo, że jest wielka szansa w tym sezonie, aby postawić kropkę nad "i". No i się udało. Wiem, że wiele osób mówi, że Częstochowa nie do końca jest piłkarska, ale to się zmienia - zapewnia.

Pierwsza ekstraklasowa przygoda Rakowa trwała cztery sezony. W tym czasie w klubie dochodziło do wielu zmian na stanowisku trenera. Zaczynał Zbigniew Dobosz, później był Gothard Kokott, następnie przez chwilę Hubert Kostka, Jan Basiński, Bogusław Hajdas, Adam Zalewski i na koniec ekstraklasowego bytu ponownie Kokott. Rotacji było sporo, a w sezonie 1997/98 Raków wyraźnie odstawał od reszty stawki - do przedostatniego KSZO Ostrowiec Świętokrzyski tracił siedem punktów, a do pierwszej bezpiecznej lokaty, którą zajmowała Pogoń Szczecin aż 26 oczek.

Po spadku z ówczesnej pierwszej ligi, a dzisiaj Ekstraklasy, wydawało się, że dość szybko uda się zespołowi wrócić do elity. Raków przegrał jednak decydujący mecz z Dyskobolią Grodzisk Wielkopolski i to właśnie ten zespół awansował z grupy zachodniej do najwyższej ligi. Rok później Raków spadł na trzeci poziom rozgrywkowy, a było związane to z tym, że doszło do reorganizacji na zapleczu, dwie grupy złączono w jedną i aż osiem zespołów musiało spaść.

W klubie doszło do wielu zmian i po jednym sezonie w trzeciej lidze była kolejna degradacja na czwarty poziom rozgrywkowy. Postawiono na młodzież, zespół stracił aż 139 goli... W czwartej lidze Raków spędził cztery lata, awans do trzeciej przyszedł po horrorze. Medaliki wygrały swoją grupę z wyraźną przewagą nad GKS Tychy, ale do awansu trzeba było zwyciężyć w play-offach z Koszarawą Żywiec.

Pierwszy mecz na wyjeździe zakończył się bezbramkowym remisem, rewanż w Częstochowie również, więc doszło do dogrywki, goli nie było, więc zwycięzcę trzeba było wyłonić po serii rzutów karnych.

Wspomina Mandrysz: - Pierwsi strzelali gospodarze, do ósmej serii jedenastek wszyscy byli bezbłędni po obu stronach. Przy dziewiątym rzucie karnym pomylił się Krzysztof Kowalczyk z Rakowa, który nie trafił w światło bramki. Jedenastkę na wagę awansu dla Koszarawy miał Rafał Jarosz, ale świetnie jego intencje wyczuł Grzegorz Cyruliński. W dziewiątej serii piłkę do siatki posłał Piotr Malinowski, a golkiper gospodarzy obronił kolejny strzał z jedenastu metrów i awans stał się faktem.

- Dzisiaj klub funkcjonuje już zupełnie inaczej. Będąc spikerem, nie miałem dostępu do internetu, nie mogłem więc nawet dobrze się przygotowywać do spotkań. Trzeba było dzwonić po ludziach, pytać, jakie były składy we wcześniejszych meczach, kto strzelał gole. Lubiłem też grzebać w historii meczów pomiędzy zespołami i traciłem na to mnóstwo godzin, ale udało mi się stworzyć obszerne archiwum - chwali się.

- W ostatnich latach niejednokrotnie pomagałem klubowi w tych sprawach, a jak czegoś nie miałem, to wiedziałem do kogo zadzwonić. Nie ma jednak sensu porównywać tamtych czasów do obecnych. Kiedy stanowisko spikera było oddalone od boiska kilkadziesiąt metrów, musiałem oglądać mecze z lornetką, aby dobrze odczytywać numery zawodników i podawać prawdziwe informacje, ale i ten sposób nie zawsze był skuteczny, bo niektóre kluby miały tak niewyraźnie nadrukowane numery, że trzeba było zapisać sobie jakieś charakterystyczne cechy, na przykład opaska na kolanie czy blond włosy - wspomina.

W latach 90. czwarty sezon Rakowa zakończył się spadkiem z elity, a później był jeszcze zjazd przez drugą i trzecią ligę aż do czwartego poziomu rozgrywkowego. Sezon 2022/23 jest czwartym w Ekstraklasie, ale nastroje w Częstochowie są zupełnie inne. Medaliki sięgnęły po mistrzostwo Polski, a za chwilę będą przygotowywać się do eliminacji Ligi Mistrzów.

Ekipa spod Jasnej Góry ma w planach dwa obozy: pierwszy w Arłamowie, a drugi w Austrii, gdzie ma zagrać kilka sparingów - w tym jeden z bardzo silnym rywalem (być może będzie to Red Bull Salzburg). Pierwszą rundę eliminacji Champions League zaplanowano na 11-12 lipca, a rewanże tydzień później. Mistrzowie Polski nie będą rozstawieni, a swojego rywala poznają 20 czerwca.

Jeśli drużyna trenera Szwargi ma dokonać kolejnego postępu względem mijającego sezonu, to awans do fazy grupowej europejskich pucharów jest obowiązkowy. Jeśli częstochowianie odpadną w pierwszej rundzie eliminacji LM, przygodę na międzynarodowej arenie będą kontynuować w kwalifikacjach Ligi Konferencji Europy. Jeśli jednak uda się przejść pierwszą przeszkodę w Champions League, to po ewentualnym odpadnięciu w drugiej lub trzeciej rundzie eliminacji, trafią do Ligi Europy i dopiero odpadnięcie z tych rozgrywek sprawi spadek do LKE.

Paweł Gołaszewski, Przemysław Pawlak - "Piłka Nożna"

Źródło artykułu: WP SportoweFakty