Wielkie cele polskiego skrzydłowego. "Mam to na swojej liście marzeń"

- Nikt mi nie zabroni marzyć o tym, by wejść na poziom Arjena Robbena. Chcę być liderem Wolfsburga i reprezentacji Polski - mówi nam Jakub Kamiński. Skrzydłowy opowiada też o spotkaniu ze swoim idolem - Kubą Błaszczykowskim.

Mateusz Skwierawski
Mateusz Skwierawski
Jakub Kamiński Getty Images / Matthew Ashton - AMA / Na zdjęciu: Jakub Kamiński
Mateusz Skwierawski, WP SportoweFakty: "Grałem tak, jakbym przyszedł za darmo, a nie za 10 milionów euro" - takie myśli przechodziły ci po głowie na początku okresu przygotowawczego w Wolfsburgu. Jak ocenisz premierowy sezon w Bundeslidze?

Jakub Kamiński: W skali niemieckiej (1 - klasa światowa, 6 - występ poniżej krytyki - red.) dałbym sobie "trójeczkę". Gdybym miał więcej goli i asyst, to może nota byłaby wyższa.

Specjalnej ekscytacji w twoim głosie nie słyszę.

Moje cztery gole i trzy asysty w 31 meczach Bundesligi nie odzwierciedlają do końca wkładu w wyniki zespołu. Liczby mogły być lepsze, ale miałem też sporo zagrań kluczowych dla akcji lub tzw. asyst "drugiego stopnia". Mówię o tym, bo doceniał to trener Niko Kovac. Generalnie o moim roku w Wolfsburgu powiem w stylu Niemców: zawsze może być lepiej. Jest jednak szereg rzeczy, z których jestem dumny.

Z jakich na przykład?

Często grałem całe mecze. Im dłużej trwał sezon, tym bardziej się rozpędzałem, zacząłem strzelać gole. Koledzy żartowali, że rozgrywki skończyły się dla mnie w złym momencie, za szybko. Popracowałem nad formą fizyczną, dlatego w spotkaniach Bundesligi praktycznie nie odczuwałem zmęczenia. Poznałem ligę, dowiedziałem się, jak gospodarować siłami. W młodym wieku zaadaptowałem się do silnych rozgrywek i w następnym sezonie nie muszę się już uczyć intensywności, tylko grać tak, by to przeciwnik dostosowywał się do mnie.

ZOBACZ WIDEO:Co za sceny w Niemczech. "Totalna kompromitacja"

Czyli twój pseudonim "maszyna" nadany przez kolegów z Wolfsburga nadal obowiązuje?

W klubie mówią, że chyba uwielbiam biegać, a "laufen" to w Niemczech często powtarzane słowo. Rozpiska od trenerów przygotowania fizycznego też wiele obrazuje. Zaczynałem od progu szybkościowego na poziomie 9-9,5 km/h w normalnym biegu, a sezon kończyłem na poziomie 13,5-14 km/h. Zmęczenie w meczach przychodziło późno, o ile w ogóle. Chcę jednak wskoczyć na jeszcze wyższy poziom.

A wyższy poziom to?

Zrobiłem dobry pierwszy krok, by w przyszłym sezonie stać się liderem zespołu - decydować o losach spotkania, zadawać decydujące ciosy. Chcę być skuteczniejszy pod bramką przeciwnika. Taki mały cel na przyszłe rozgrywki to "wykręcenie" podobnych liczb do tych z Lecha Poznań, gdy zdobywaliśmy mistrzostwo (9 goli, 8 asyst - przyp. red.).

Masz w sobie cechy lidera?

Jestem osobą, która ma predyspozycje, by ciągnąć zespół, nadaje się do tego. I jestem w stanie osiągnąć to w drugim sezonie w Niemczech. Myślę, że prezesi Wolfsburga i trener Kovac oczekują, by każdy z nas wziął na siebie większą odpowiedzialność.

Wolisz pokrzyczeć czy lepiej czujesz się z piłką przy nodze?

W szatni należę może do tych bardziej cichych osób, ale na boisku zdecydowanie częściej się odzywam. Na pewno bardziej "lideruję" postawą na boisku, samą grą. Ale kiedy trzeba wyrazić swoje zdanie, nie mam z tym problemu.

Co poprawiłeś po transferze do Bundesligi?

Szybkość w grze i funkcjonowanie w dużej intensywność, do której nie byłem przyzwyczajony w Polsce. Poprzez częste występy w Bundeslidze zwiększyła się moja pewność siebie, dzięki czemu stałem się bardziej "pazerny" pod bramką rywali. Wiele osób sugerowało, żebym podejmował ryzyko, był nieco bardziej samolubny. Na początku sezonu może za często szukałem podań do kolegów.

Dużo od siebie wymagasz i stale podnosisz poprzeczkę, a Niko Kovac to trener, który lubi podkręcić śrubę. Chyba dobrze się dobraliście.

To szkoleniowiec, u którego nie można zwalniać. Wiem, że ciągle muszę udowadniać wartość. Na początku nie było mi łatwo w Niemczech, musiałem bardzo ostro zasuwać, ale teraz też trener mi nie odpuszcza. Mam świadomość, że nie mogę pozwolić sobie nawet na mały regres. Latem na pewno dojdzie do transferów w klubie i wszystko zacznie się od nowa. W okresie przygotowawczym rozpocznie się nowy rozdział i będę musiał znowu udowodnić, że zasługuję na pierwszy skład.

Jest w tym wszystkim przestrzeń na trochę luzu?

W Niemczech raczej wszystko podporządkowane jest pracy i myśleniu, że coś można jeszcze poprawić. Nauczyłem się już niemieckiej szatni, ale niektórych rzeczy czasami w niej brakuje.

Fantazji?

Tak, też. Jest "ordnung" i każdy chce mieć wszystko dopięte na ostatni guzik - tak jak zostało to wcześniej zaplanowane. Uważam, że czasami jesteśmy za bardzo spięci po meczach. Zamiast na przykład uśmiechnąć się po zwycięstwie, szukamy rzeczy, które można zrobić lepiej. To takie moje spostrzeżenie. Ja nigdy nie byłem wodzirejem w szatni, nie przejmowałem głośnika z muzyką. Myślę, że jeżeli pojawi się balans, trochę spokoju, fantazji, to i nasze wyniki mogą być zdecydowanie lepsze.

Największy kozak przeciwko któremu grałeś w Bundeslidze?

Wymienię graczy z rocznika 2003 - Jude'a Bellinghama z Borussii Dortmund i Jamala Musiale z Bayernu Monachium. Niesamowici zawodnicy. To będą gwiazdy światowego formatu.

Stadion, który zrobił na tobie największe wrażenie?

Signal Iduna Park w Dortmundzie. Ponad 80 tysięcy kibiców, miałem dreszcze. To było niesamowite przeżycie zagrać tam i doświadczyć tej atmosfery.

W Dortmundzie przegraliście 0:6.

Dziwny mecz, bo mieliśmy więcej okazji na gole niż w wygranym spotkaniu z Mainz (3:0). Zawiodła skuteczność, a Borussia wykorzystała praktycznie każdą okazję. Po tym spotkaniu powiedzieliśmy sobie w drużynie, że taki wynik nie może nam się już więcej przytrafić.

A jakie nastroje mieliście po ostatnim meczu sezonu? Strzeliłeś gola z Herthą Berlin, ale przegraliście 1:2 i to z ostatnią drużyną w lidze. Przez to nie zagracie w europejskich pucharach.

To była sobota cudów. Niestety dotyczyło to również nas. Borussia nie zdobyła mistrzostwa, my nie dostaliśmy się do europejskich pucharów. Piłkę kocha się za nieprzewidywalność, ale nie wiem, jak mogliśmy przegrać stwarzając tyle sytuacji?! Puchary były naszym celem, czuliśmy ogromny zawód. Na pożegnalnej kolacji każdy siedział z opuszczoną głową, była wręcz grobowa atmosfera. Liczę na to, że w przyszłym sezonie wywalczymy miejsce w pierwszej szóstce.

Twoje zagranie firmowe już znamy - zejście z lewego skrzydła do środka i strzał prawą nogą w kierunku dalszego słupka. Szykujesz coś nowego na przyszły sezon?

Chcę doprowadzić tę akcję do perfekcji - jak Arjen Robben w Bayernie. Wszyscy wiedzieli, że zejdzie z prawej strony do środka i uderzył po "długim" z lewej nogi, a i tak zdobywał bramki. Zawsze wzorowałem się na Robbenie i Kubie Błaszczykowskim. Ale spokojnie, rozszerzę swój repertuar.

Mówisz zawsze ambitnie, z przekonaniem, ale też skromnie i z pokorą.

Kiedyś nie sądziłem, że zagram w polskiej ekstraklasie. Dziś jestem po pierwszym sezonie w Bundeslidze, a mam dopiero 20 lat. Czasem mówię tacie: może za szybko, za łatwo to przychodzi? Tata odpowiada: Synu, to nagroda za pracowitość i sumienność. Nikt mi nie zabroni marzyć o tym, by wejść na poziom Robbena, grać w Borussii czy Bayernie lub występować w Lidze Mistrzów. Bo występy w Champions League również są na mojej liście marzeń. Jestem ambitną osobą i naprawdę dążę do perfekcji.

Z Kubą Błaszczykowskim spotkasz się za chwilę na zgrupowaniu reprezentacji Polski.

Nigdy nie kryłem, że Kuba był moim idolem i cały czas nim jest. Zasłużył na godne pożegnanie i zwieńczenie pięknej kariery. Dostarczył nam wiele wspaniałych emocji. Dla mnie poznanie go będzie czymś wyjątkowym. Będąc dzieckiem, oglądałem w internecie kompilacje z akcjami Kuby, czekałem na mecze Borussi w telewizji, dorastałem na reprezentacji, której Kuba był kapitanem.

Pamiętam, koledzy z podwórka mówili mi: w przyszłości to ty będziesz naszym nowym Kubą. Robiło mi się miło, ale kto wtedy o tym myślał. Nawet nie śmiałem tak marzyć. Na pewno cieszyłbym się jak dziecko, gdybym zagrał w kadrze tyle spotkań, co Kuba, i doszedł do podobnego poziomu piłkarskiego. Mam nadzieję, że zamienimy z Kubą Błaszczykowskim kilka zdań.

O coś konkretnego chciałbyś go zapytać?

Może o to, jak utrzymać tyle lat formę na najwyższym poziomie? Wiadomo - zależy to również od zdrowia, szczęścia. Ale na pewno warto posłuchać, jaki krok trzeba postawić, jaką barierę złamać, by tak jak Kuba wejść na szczebel, który pozwoli ci dojść do finału Ligi Mistrzów i być gwiazdą Bundesligi.

W reprezentacji dochodzi obecnie do zmiany pokoleniowej. Nie ma już w niej liderów z ostatnich lat: Grzegorza Krychowiaka, Kamila Glika, Kamila Grosickiego. Drużynie nie zabraknie charakteru?

Ja nie kryję się z opinią, że młodzi zawodnicy powinni zdecydowanie więcej dawać reprezentacji. Jak każdy zacznie od siebie i powie sobie w duszy, że to ja będę liderem, to na boisku znajdziemy jedenastu kozaków, plus jeszcze rezerwowych. Zdecydowanie to nie czas "chowania" się za starszymi, bo to my, młodzi, musimy wymagać od siebie więcej. Ci nowi liderzy muszą się wykrystalizować.

Nawiązuję do sytuacji, która miała miejsce w meczu z Czechami w eliminacjach Euro 2024. Drużyna przegrywała od trzeciej minuty 0:2 i się poddała.

W szatni musi być zawodnik, który odpowiednio zareaguje na takie momenty, jakie były choćby w Pradze. Myślę, że w przeszłości były spotkania, których kadra też nie zaczynała dobrze, ale potrafiła odwrócić sytuację. Liczę na to, że młoda gwardia wraz ze mną na czele może poprowadzić drużynę w dobrym kierunku.

To na pewno trudne zadanie dla całej naszej reprezentacji, ale zmiana pokoleniowa siłą rzeczy musiała nadejść i właśnie staje się faktem.

Znowu wracamy do tematu liderowania. Ta rola jest ci chyba pisana.

W Lechu szybko znalazłem się w radzie drużyny, zostałem doceniony za dojrzałość. W reprezentacji do lat 21 u trenera Stolarczyka pełniłem funkcję kapitana i nie czuje się z tym najgorzej. Ale oczywiście w kontekście pierwszej reprezentacji jest za wcześnie, by ubiegać się o taką rolę. W kadrze są bardziej doświadczeni gracze do pełnienia tej funkcji. Ja muszę najpierw pokazać na boisku, że mogę być liderem, a później ewentualnie możemy mówić o takim docenieniu przez kolegów i trenera. Ale mam marzenia i opaska w dorosłej kadrze jest jednym z nich.

Po ostatnim zgrupowaniu reprezentacji mówiłeś dużo dobrego o pracy Fernando Santosa.

To trener, który zdecydowanie zna się na swoim fachu. Ma pomysł, żeby utrzymywać się przy piłce, rozgrywać akcje, kreować sytuacje i atakować większą liczbą zawodników. Dla nas to coś fajnego.

Santos jest też konkretny. W ostatnich wywiadach, dla TVP Sport i Canal+, nie bał się powiedzieć publicznie, że bywają sytuacje, w których zawodnicy grają w reprezentacji bardziej "pod siebie", mniej dla drużyny.

Na pewno trener Santos pokazuje, że jest wymagający. To mi się bardzo podoba - daje zawodnikom wolność i za wszystko bierze odpowiedzialność. Ale zgadzam się - odpowiedzialność każdego z nas powinna być większa na boisku. Musi nas cechować odwaga, a priorytetem powinna być drużyna.

Kuba Kamiński dziś już czuje się jak zawodnik za 10 milionów euro z górką?

Tak, dokładnie. Oby to wszystko cały czas szło do przodu.

rozmawiał Mateusz Skwierawski, WP SportoweFakty

Nadszedł zmierzch liderów. Fernando Santos się nie cofa

OGLĄDAJ MECZE REPREZENTACJI W PILOCIE WP (link sponsorowany)

Czy Kuba Kamiński to przyszły lider reprezentacji?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×