Jakub Błaszczykowski zakończy w sobotę trwającą blisko 20 lat zawodową karierę. Przed meczem ze Stalem Rzeszów pożegna go komplet ponad 30 tys. widzów. Na szerokie wody wypłynął właśnie z krakowskiej Wisły, do której trafił jako 19-latek z IV-ligowego KS-u Częstochowa.
Na Reymonta 22 znalazł się za sprawą Grzegorza Mielcarskiego, który zdał się na rekomendacje Jerzego Brzęczka. Z okazji przejścia "Kuby" na emeryturę nie ma zatem lepszego rozmówcy niż człowiek, który otworzył przed późniejszym kapitanem reprezentacji Polski drzwi do kariery.
Dariusz Tuzimek: W sobotę Jakub Błaszczykowski oficjalnie zakończy piłkarską karierę. To pan w 2005 roku, jako dyrektor sportowy Wisły Kraków, sprowadził go na Reymonta. Będzie pan na tej uroczystości? Pojawi się łezka wzruszenia?
Grzegorz Mielcarski: Na pewno, bo ja byłem bardzo wzruszony już wtedy, gdy w czerwcowym meczu z Niemcami Kuba żegnał się z reprezentacją Polski. Miałem okazję obserwować to z bliska. Trener Santos poprosił, by przed meczem Kuba powiedział do chłopaków kilka słów. I to co on mówił było bardzo poruszające.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: ma "młotek" w nodze! Tak strzela syn Zinedine'a Zidane'a
Zresztą tak samo jak moment, kiedy Robert Lewandowski przekazywał Kubie opaskę, by po raz ostatni wyprowadził drużynę na mecz w roli kapitana. Przez głowę przelatywały mi wówczas różne myśli. Przypomniałem sobie, jak on pierwszy raz wchodził do szatni Wisły. Był wtedy trochę onieśmielony, nikt by wtedy nie powiedział, że właśnie wszedł zawodnik, który przez wiele lat będzie kapitanem kadry i w sumie zostanie jednym z ważniejszych piłkarzy w historii polskiej piłki.
Niech pan opowie o początkach, o tym jak pan poznał Błaszczykowskiego?
Od wielu lat przyjaźnie się z jego wujkiem - Jerzym Brzęczkiem, z którym spędziliśmy razem ponad 10 lat w jednym pokoju na zgrupowaniach Olimpii Poznań, Górnika Zabrze czy reprezentacji olimpijskiej. Byłem też świadkiem na ślubie Jurka i właśnie tam, po raz pierwszy spotkałem Kubę. Był jeszcze dzieciakiem, ale już wtedy biegał za piłką. Nikt nie mógł nawet przypuszczać, że chłopak z maleńkich Truskolasów zrobi tak wielką karierę.
Na pewno przykład Jerzego Brzęczka mocno zmotywował Kubę, by iść w ślady wujka, ale myślę, że Kuba ma swoje cechy charakteru, które pozwoliły mu sięgnąć po sukcesy: upór, chęć do pracy, nieustępliwość, zdolność koncentrowania się na określonych celach itp. Czasem zastanawiam się dokąd on by w futbolu zaszedł, gdyby nie miał tylu kontuzji. Niestety, właśnie zdrowie nie pozwoliło mu rozwinąć się na poziom światowego topu. Szkoda, bo potencjał na pewno miał.
Proszę przypomnieć, w jaki sposób Błaszczykowski trafił do Wisły Kraków?
Wracaliśmy z ówczesnym trenerem Białej Gwiazdy Wernerem Liczką z obserwacji jakiegoś zawodnika w Portugalii i czekaliśmy na lotnisku. Zadzwonił wtedy Jurek Brzęczek i przekonywał, że Kuba, który wtedy był zawodnikiem KS Częstochowa, jest już na tym poziomie, że Wisła - wówczas najsilniejsza drużyna w kraju - powinna się mu przyjrzeć. Ufałem Jerzemu, wiedziałem, że mnie nie naciąga i że nawet jeśli są z Kubą rodziną, to ocena mojego kolegi jest obiektywna, merytoryczna.
Poprosiliśmy, żeby Błaszczykowski przyjechał do nas na trening, to się mu w czasie zajęć przyjrzymy. I tak się właśnie stało. Po zajęciach ja byłem na tak, trener Liczka też był na tak. Podpytałem jeszcze o ocenę kilku starszych zawodników, chyba Radka Sobolewskiego, Arka Głowackiego i Marcina Baszczyńskiego. Wszyscy byli na tak. Kuba pojechał wtedy z nami na obóz, który zaczynał się już następnego dnia. Musiał więc szybko wrócić do Częstochowy po paszport, bo nie miał go ze sobą. Przecież nie mógł się spodziewać, że sprawy się potoczą w takim tempie.
Więc to z miejsca było jasne, że trafił się wam piłkarz wybitny?
Ja w niego od początku wierzyłem, ale nie dla wszystkich było to takie oczywiste. Gdy wracaliśmy z obozu samolotem, rozmawiałem z ówczesnym właścicielem Wisły, prezesem Bogusławem Cupiałem. I on do mnie mówi: "Ale tego Błaszczykowskiego to bierzesz na własne ryzyko!". A ja chwilę się zastanowiłem i nieco przyparty do ściany mówię: "Ale co to w gruncie rzeczy oznacza?". Na co Zdzisław Kapka, siedzący obok prezesa Cupiała, powiedział z uśmiechem: "No co? Będziesz musiał zwrócić kasę, jeśli to będzie niewypał". Przystałem wtedy na to, choć nie było to zbyt rozsądne. Ale to jeszcze bardziej pokazuje, że byłem do Kuby od początku bardzo przekonany. Zresztą trener Liczka też. Bez jego zgody ten transfer by nie przeszedł.
A ile wtedy Wisła zaryzykowała finansowo?
Z tego, co pamiętam, było to 70 tysięcy złotych i władze klubu z Częstochowy dostały karnety na mecze Białej Gwiazdy. Może jeszcze jakiś komplet strojów był w rozliczeniu. A klub zarobił na Błaszczykowskim ok. 3 mln euro. A chyba mógł zarobić jeszcze więcej, gdyby Wisła zabezpieczyła się odpowiednimi klauzulami na wypłatę bonusów za konkretne osiągnięcia sportowe przy transferze do Borussii Dortmund. Mnie już na Reymonta wtedy nie było, ale pamiętam jak Juergen Klopp przyjeżdżał na Wisłę obserwować Kubę. W Dortmundzie dokładnie wiedzieli kogo kupują.
A przypomnę, że gdy Błaszczykowski do nas trafił, jego pierwszy kontrakt był naprawdę niewysoki. I my w tym pierwszym jego sezonie w Krakowie, zdobyliśmy mistrzostwo kraju, za które była specjalna premia. Tyle, że piłkarze mieli różne wysokości nagród wpisane w kontrakty. Jedni mieli np. 5 tys. złotych, jak Kuba właśnie, a inni np.100 tysięcy. Poszedłem wtedy do zawodników, którzy wtedy grali mało - na pewno mniej od Kuby - i poprosiłem, żeby zrezygnowali z jakiegoś procenta tego, co się im należało. Chodziło o to, żeby tę premię odczuli także ci, którzy mniej zarabiali. I miałem tu na myśli nie tylko Kubę, ale także pracowników klubu. Między innymi panią sekretarkę, pana, który dbał o buty zawodników, panie sprzątające, kierowcę i jeszcze kilka osób. I to było świetne, że piłkarze Wisły naprawdę zrzekli się tych pieniędzy, za co byłem im bardzo wdzięczny. Oni rozumieli czym jest team spirit.
[b]Mówiło się, że Kuba był pana pupilkiem. Trudno się panu komentowało mecze, w których grał słabo? Pamiętam, że klęskę reprezentacji Leo Beenhakkera z Finlandią w Bydgoszczy 1:3. Tam Kuba zawalił jedną z bramek i na drugą połowę już nawet nie wyszedł. Nie zawahał się pan wówczas poświęcić jego postawie kilku gorzkich słów.
[/b]
Tak, też pamiętam tamten mecz. Ale ja nie miałem problemu z rzeczową krytyką. Przecież nie mogłem, mimo oczywistej sympatii, mówić w telewizji, że wszystko co robi na boisku Kuba jest dobre, prawda? Ale taż miałem świadomość, że to jest jeszcze bardzo młody chłopak, a w jego życiu wszystko dzieje się bardzo szybko. No i warto zdawać sobie sprawę z faktu, że nie ma piłkarzy, którzy nie popełniają błędów. Tyle, że w przypadku Kuby to było tak, że jeśli przytrafił mu się błąd, to on za chwilę dawał z siebie wszystko, żeby to odrobić. On nie pozostawiał po sobie złego wrażenia. Nie pamiętam jakichś jego totalnie beznadziejnych spotkań. On się bronił charakterem, walką, zaangażowaniem. I właśnie za to kochają go kibice.
Jak pan widzi przyszłość Błaszczykowskiego w polskim futbolu? Wiadomo, że jest obecnie współwłaścicielem Wisły, ale wielu kibiców widziałoby go np. w roli prezesa PZPN. Myśli pan, że to rola dla Kuby?
Nie wiem czy będzie prezesem PZPN, ale na pewno będzie ważnym człowiekiem w polskiej piłce, co do tego nie mam wątpliwości. Jest pracowity, ambitny i niezależny finansowo. Więc dla niego będą się liczyły nie pieniądze, ale cele do osiągnięcia. I proszę popatrzeć jak jego historia zatoczyła piękne koło. Przychodził do Wisły z IV ligi jako zawodnik niepierzony, z Krakowa ruszył w wielki świat, zrobił karierę i postanowił ją zakończyć właśnie w tej samej Wiśle, której stał się współwłaścicielem. W tzw. międzyczasie musiał ratować swój ukochany klub własnymi pieniędzmi. Niesamowita historia, prawda? Czy można sobie wymarzyć piękniejsze okoliczności na ostateczne rozstanie z piłką w roli zawodnika?
Rozmawiał Dariusz Tuzimek
***
Jakub Błaszczykowski to 109-krotny reprezentant Polski, były kapitan drużyny narodowej (2009-2014). Uczestnik Euro 2012 i 2016 oraz MŚ 2018. Był związany z KS-em Częstochowa, Wisłą Kraków, Borussią Dortmund, Fiorentiną i VfL Wolfsburg.
Jego dorobek w polskiej ekstraklasie to 19 goli i 17 asyst w 99 meczach. W Bundeslidze natomiast wystąpił 235 razy, zdobył 28 bramek, a przy 46 asystował. Rozegrał też 46 spotkań w europejskich pucharach, w tym w finale Ligi Mistrzów (2012/13).
Ma w CV mistrzostwo Polski (2005) i dwa mistrzostwa Niemiec (2011, 2012) oraz Puchar (2012) i dwa Superpuchary (2008, 2013) Niemiec.