Skrytykowali Marciniaka. "Pamiętam ich, sami nie byli orłami!"

Materiały prasowe / Getty Images/DeFodi Images / Contributor + WP SportoweFakty/Michał Czarnecki / Na zdjęciu: Szymon Marciniak i Michał Listkiewicz (w kółku)
Materiały prasowe / Getty Images/DeFodi Images / Contributor + WP SportoweFakty/Michał Czarnecki / Na zdjęciu: Szymon Marciniak i Michał Listkiewicz (w kółku)

- Myśmy w interpretacji przepisów piłkarskich absolutnie zwariowali. Za daleko to wszystko poszło, zaczynamy w futbolu szukać kwadratowych jaj. Wylewamy dziecko z kąpielą - mówi WP SportoweFakty Michał Listkiewicz.

W tygodniu Szymon Marciniak wraz ze swoim zespołem sędziowskim znów znalazł się na ustach całego piłkarskiego świata. Tym razem jednak nie - jak po finale mundialu i Ligi Mistrzów - z uwagi na dobry występ, lecz na kontrowersje. Te wywołała decyzja polskiego arbitra z doliczonego czasu gry meczu Ligi Mistrzów PSG - Newcastle United (1:1) o podyktowaniu rzutu karnego dla gospodarzy.

Na głowę Marciniaka posypały się gromy. Na razie jedynym, który odczuł konsekwencje, jest Tomasz Kwiatkowski. Był w tym spotkaniu szefem sędziów VAR i został odsunięty od pracy przy rozegranym dzień później meczu Ligi Mistrzów. Więcej TUTAJ.

Dariusz Tuzimek, WP SportoweFakty: Po przyznaniu przez Szymona Marciniaka bardzo kontrowersyjnego rzutu karnego dla PSG zrobiła się wielka afera.

Michał Listkiewicz, były sędzia międzynarodowy (prowadził m.in. finał MŚ 1990), później delegat i obserwator FIFA i UEFA: No tak, ale to bardziej natura dzisiejszych mediów - także tych społecznościowych - które zwielokrotniają przekaz, uwielbiają emocje, żywią się konfliktem. Chcą budzić zainteresowanie i tak naprawdę wtórne jest, czy decyzja Szymona była właściwa czy nie. Jak widzę, że piekli się Alan Shearer, to ja rozumiem jego emocje, bo jest legendą Newcastle. Ale gdyby to był karny w drugą stronę, to Shearer by się przecież nie odezwał.

ZOBACZ WIDEO: Co Polacy myślą o reprezentacji Polski i Michale Probierzu? "Oglądałem. Źle zrobiłem"

Czytam mocne wypowiedzi zagranicznych arbitrów, takich jak Manuel Graefe z Niemiec czy Eduardo Iturralde z Hiszpanii o błędzie Marciniaka i tylko mogę się uśmiechnąć pod nosem. Bo dobrze pamiętam tych sędziów z ich pracy na boisku. Orłami nie byli. Gdzie im tam do Szymona! Jego decyzja była kontrowersyjna, ale moim zdaniem - nie popełnił błędu. Bo ręka zawodnika Newcastle była odchylona, powiększony był obrys ciała, w sposób trochę nienaturalny. Efekt był taki, że podana piłka, na skutek zagrania rękę nie dotarła do partnera, który przecież stał w polu karnym i...

...o nie, nie, nie. Muszę panu przerwać. Na to mnie pan nie namówi. Przecież pan mi to wyjaśnia przez zagmatwanie! I kto się ma w tym połapać? O co tu chodzi? Czemu przepisy zrobiły się nagle takie skomplikowane?

Sedno problemu leży w interpretacjach przepisów. To tutaj jest pies pogrzebany. Jeden arbiter ma takie zdanie, drugi odmienne i co najgorsze, obaj się jakoś - w świetle przepisów - wybronią. Mam wrażenie, że zaczynamy w futbolu szukać kwadratowych jaj. Bo ja przepisy gry w piłkę znam na pamięć, ale za kolejnymi, coraz nowszymi, interpretacjami, które obowiązują arbitrów, nie nadążam.

To skoro Michał Listkiewicz nie nadąża, to co dopiero ma powiedzieć zwykły kibic przed telewizorem. Przecież wy - przepraszam, że mówię do pana tak personalnie, ale w gruncie rzeczy mam na myśli międzynarodowe środowisko piłkarskie, FIFA, UEFA, IFAB (organizacja zajmująca się tworzeniem i nowelizacją przepisów piłki nożnej - przyp. red.) - doprowadziliście do tego, że teraz nikt nie wie kiedy jest zagranie ręką, a kiedy go nie ma. Bałagan z przepisami jest taki, że dzisiaj nikt już nic nie wie. Nawet sędziowie wydają różne opinie. Czy myśmy z tymi interpretacjami nie zwariowali?

Zgadzam się z panem. Absolutnie zwariowaliśmy! Za daleko to wszystko poszło. Mam świadomość, że popularność piłki nożnej na świecie jest tak duża także dlatego, że jest dla każdego zrozumiała, że przepisy są jasne. Kolejne interpretacje i wytyczne spowodowały, że wylaliśmy dziecko z kąpielą. Intencje były dobre, ale wyszło jak wyszło. Niestety, ten problem narasta i uderza w sędziów, także tych najlepszych. Przydałaby się jakaś refleksja w tym temacie, może rozsądny krok wstecz.

Co by się stało, gdybyśmy wrócili do zasady z meczów podwórkowych, że każda ręka w polu karnym to karny?

Dla klarowności przepisów to byłoby dobre, ale boję się, że najlepsi zawodnicy potrafiliby to wykorzystać - celowo trafialiby rywali w rękę. Zajmuję się teraz teqballem i jestem pewien, że mistrzowie Polski np. Adrian Dusza czy Marek Pokwap są w stanie trafić tam, gdzie sobie zaplanują. W rękę przeciwnika także. Takie zachowania mogłyby kompletnie wypaczyć futbol, bo zawodnicy polowaliby przed bramką rywala na rzuty karne zamiast na gole.

Na podwórku istniała także zasada, że ręką nastrzelona z bliska, niespodziewanie, jednak się nie liczy. Może to uratowałoby by sprawę?

To była dobra zasada, ale tu też mógłby się pojawić problem z różnymi interpretacjami. Dla jednego arbitra ręką nastrzelona byłaby wówczas, jeśli rywal kopnął piłkę z odległości jednego metra z prędkością 100 km/h, a dla innego wystarczyłyby dwa metry i 80 km/h. Nie ma rozwiązań idealnych.

Broni pan decyzji o karnym naszych sędziów, a tymczasem UEFA nagle odsunęła Tomasza Kwiatkowskiego od środowego meczu Real Sociedad - Red Bull Salzburg, na którym Polak też miał być VAR-owcem. Czyli reakcja UEFA jest jednoznaczna: decyzja Polaków o karnym dla PSG była błędem.

A ja reakcji UEFA nie odbieram jako kary. Raczej chodziło o chronienie Tomasza Kwiatkowskiego. Bo wiadomo, że po takim szumie medialnym arbiter jest pod wielką presją i ma głowę zajętą tym całym zamieszaniem. Więc to w sumie dobrze, że się go od razu - dzień później - nie wsadza na konia, bo to dodatkowy olbrzymi stres, łatwo wtedy o zrobienie błędu. Wiem, że dzisiaj sędziowie czytają i chłoną wszystko, co się o nich pisze i mówi. To do nich dociera. Są tacy, którzy zaglądają do telefonu nawet w przerwie meczu i czytają co o nich piszą. Moim zdaniem to nie pomaga, ja bym odradzał takie praktyki. Bo w mediach społecznościowych raczej się ludzi nie chwali, tylko jest jazda po bandzie.

Pamiętam jacy wszyscy byliśmy dumni z Szymona Marciniaka i całego naszego zespołu sędziowskiego, który poprowadził finał mundialu w Katarze. No i byliśmy dumni z Szymona... przez tydzień. I jeszcze później, też przez tydzień, po finale Ligi Mistrzów. A potem doszła do głosu jakaś nasza przywara narodowa, żeby ściągać w dół, do polskiego piekiełka tych, co polecieli zbyt wysoko.

Mam wrażenie, że zbyt łatwo przychodzi ludziom w naszym kraju kpina i szyderka, albo wypowiadanie się publiczne bez znajomości tematu. Brakuje życzliwości, jakby tylko czekano, żeby ktoś się potknął. Ale tak naprawdę rzeczywistości to nie zmieni, a ona jest taka, że Marciniak i cały polski zespół to są znakomici sędziowie, jedni z najlepszych na świecie. Kto uważa inaczej niech się przyjrzy co wyczyniają arbitrzy w Hiszpanii, a przecież La Liga jest bardzo bogatą ligą. Więc jeśli krytykujemy naszych - bo przecież im też zdarzają się błędy, jak każdemu z nas - to zachowajmy w tym trochę umiaru i właściwych proporcji.

Dariusz Tuzimek, WP SportoweFakty

Źródło artykułu: WP SportoweFakty