Pół roku w piłce nożnej to mnóstwo czasu.
Sytuacja może zmienić się o 180 stopni. Latem nic nie było pewne. Ci bardziej pesymistycznie nastawieni kibice wieszczyli upadłość Lechii i po raz kolejny start od A Klasy.
Wymieniono praktycznie całą kadrę, pozbyto się zawodników, którzy byli zamieszani w spadek. Ostali się nieliczni. I zaczęto budowę. Od sensacyjnego transferu Luisa Fernandeza, co zwiastowało lepsze czasy. Hiszpan dołączył jednak na dziesięć dni przed pierwszym meczem Lechii w Fortuna I lidze.
Odwołano sparing z Olimpią Elbląg, bo nie było wystarczającej liczby piłkarzy. Były problemy ze zorganizowaniem gierki na treningu. Z tygodnia na tydzień zespół coraz bardziej się kształtował, kontraktowano kolejnych zawodników. I na półmetku sezonu Lechia jest na trzecim miejscu w tabeli ze stratą punktu do miejsca dającego bezpośredni awans do PKO Ekstraklasy.
Proces trwał przez następne parę miesięcy. I tak naprawdę budowa dalej się nie zakończyła.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: co za talent! Miss Euro szokuje umiejętnościami
Wylano fundamenty, wykonano najbardziej potrzebne rzeczy, natomiast na efekt końcowy przyjdzie jeszcze poczekać.
Zresztą, spójrzmy na fakty. W takim składzie Lechia zagrała pierwszy mecz tego sezonu z Chrobrym Głogów.
Mikułko - Piła, Brzęk, Neugebauer, Kałahur - Diabate, Szczepański, Biegański, Fernandez, Sezonienko - Zjawiński.
W skrócie: obraz nędzy i rozpaczy. A tak Lechia wygląda dziś:
Sarnawśkyj - Bugaj, Chindris, Olson, Kałahur - Mena, Żelizko, Neugebauer, Kapić, Chłań - Bobcek.
W wyjściowym składzie zostali jedynie Kałahur oraz Neugebauer. Ten pierwszy tylko i wyłącznie przez uraz Conrado (który prawdopodobnie wypada do końca sezonu). Neugebauer na początku z przymusu musiał występować na środku obrony. Prezentował się korzystnie, ale nie jest to jego nominalna pozycja. Byłby jeszcze Fernandez, natomiast on też jest kontuzjowany. Na razie porusza się o kulach i choć optymistyczny scenariusz zakłada, że będzie dostępny podczas obozu w Turcji, to jednak nie jest to przesądzone i raczej należy podchodzić sceptycznie do zagadnienia.
W najbliższy weekend gdańszczanie ponownie zagrają z Chrobrym (bo startuje runda rewanżowa), więc jest to idealna do takich porównań.
Na półmetku Lechia jest trzecia. Traci cztery punkty do Arki Gdynia i punkt do Odry Opole.
- Przed rozpoczęciem sezonu brałbym w ciemno ten wynik, ale na szczęście zostały nam dwa mecze w tym roku i ten dorobek może być jeszcze lepszy - mówi trener Grabowski.
A później przerwa zimowa. Okienko transferowe. Latem Lechia działała z rozmachem. Teraz? Ma być trochę bardziej spokojnie. Prezes klubu Paolo Urfer w wywiadzie dla "Interii" mówił ostatnio, że nie wyklucza sytuacji, w której zimą nie dojdzie do żadnego transferu. Trener Grabowski jest trochę innego zdania. On potrzebuje większej liczby piłkarzy. I to na już.
W zespole jest dwóch środkowych obrońców. Camilo Mena przygasł i też potrzebuje kogoś do rywalizacji, nie mówiąc o napastnikach. Boki obrony? Też szału nie ma. Napastnicy? Tomas Bobcek kosztował sporo (mówiło się o kilkuset tys. euro), a póki co strzelił tylko cztery gole. W wielu meczach był kompletnie niewidoczny, w dodatku cały czas ma problemy ze zdrowiem. Choć z drugiej strony to i tak lepszy wynik niż Łukasza Zjawińskiego, który do siatki rywala trafił raz.
Dwa, może trzy nazwiska są potrzebne tej drużynie. Zdarzają się przecież kontuzje, są kartki (w Lechii łapane w idiotyczny sposób). Często o wynikach spotkań decydują rezerwowi. A w Lechii nie za bardzo jest kim straszyć z ławki.
Tomasz Galiński, WP SportoweFakty