Manifest trenera Lechii. Jaśniej się nie da

WP SportoweFakty / Agnieszka Skórowska / Na zdjęciu: Szymon Grabowski
WP SportoweFakty / Agnieszka Skórowska / Na zdjęciu: Szymon Grabowski

Lechia Gdańsk rozegrała bardzo słaby mecz w Lublinie, jeden z najgorszych w ostatnich tygodniach i zasłużenie przegrała z Motorem 0:1. Trener Szymon Grabowski został po raz drugi w tym sezonie pokonany przez Goncalo Feio.

Jeszcze trochę i będzie można zacząć mówić o jakiejś klątwie. 0:1 w Gdańsku, 0:1 w Lublinie. Beniaminek zdobył w meczach z Lechią komplet punktów.

A trzeba też dodać poprzedni sezon i rywalizację Szymona Grabowskiego z Goncalo Feio w drugiej lidze. Wtedy Grabowski prowadził jeszcze Stomil Olsztyn. Przegrał dwukrotnie, 0:1 w Lublinie i w finale baraży o awans (po konkursie rzutów karnych).

W sobotnim spotkaniu na Arenie Lublin Lechia nie miała zbyt wielu argumentów i jej przegrana jest całkowicie zasłużona.

- Gra z Motorem jest nie lada wyzwaniem i nauką dla mnie, jak i moich zawodników. Jesteśmy po tym spotkaniu dużo mądrzejsi. Wynosimy stąd cenną lekcję, będzie nam ona służyła i procentowała w przyszłości. Na pewno nie tak chcieliśmy zakończyć ten bardzo dobry dla nas rok - komentował na gorąco trener Grabowski.

ZOBACZ WIDEO: Rzadki widok. Messi wszedł do sklepu i się zaczęło

Lechia zakończyła rundę jesienną poza dwoma czołowymi lokatami w Fortuna I lidze, ale ma tylko dwa punkty straty do prowadzącej Arki. Biorąc pod uwagę zawirowania latem, spadek, zmianę właścicielską i wymianę praktycznie całej kadry, to wynik i tak powyżej oczekiwań.

Wracając jednak do spotkania w Lublinie, to dużym zaskoczeniem był fakt, że w ostatnim meczu w 2023 roku trener Grabowski skorzystał tylko z trzynastu zawodników, choć do Lublina pojechali wszyscy, którzy byli zdrowi. Dokonał zaledwie dwóch zmian, z czego jedna była wymuszona jeszcze w pierwszej połowie. Po przerwie wpuścił na boisko Łukasza Zjawińskiego, który nie wniósł jednak nic do gry. Na ławce pozostali za to Dominik Piła, Jakub Sypek, Kacper Sezonienko, a przecież wynik od 68. minuty był niekorzystny. Nie było żadnej reakcji ze strony Lechii, nie podjęto próby odwrócenia losów rywalizacji.

- Cały czas liczyłem, że Camilo Mena i Maksym Chłań będą potrafili stworzyć akcję w bocznym sektorze, po której wrzucimy piłkę w pole karne, oddamy strzał. Tego kompletnie nam zabrakło. Jeśli rozpatrujemy grę naszego zespołu, to zupełnie nie jestem zadowolony z liczby dośrodkowań. Za dużo było prób koronkowej gry na skrzydłach. To tyle w kwestii decyzji personalnych, które nie za bardzo się obroniły - wyjaśnił nam trener Lechii.

Można to jednak interpretować jako manifest trenera Grabowskiego. Chciał za wszelką cenę udowodnić, że zimą potrzebuje wzmocnień, bo bez nich nie uda się wywalczyć upragnionego awansu do Ekstraklasy. Wobec kontuzji Luisa Fernandeza, Conrado i mającego coraz większe problemy zdrowotne Jana Biegańskiego ławka Lechii prezentowała się dość ubogo. Mówiąc kolokwialnie - nie było kim straszyć.

A czy zimą będą wzmocnienia w Gdańsku? Mają być. Priorytetem pozostaje środek obrony, skrzydła (bo Camilo Mena był w Lublinie i generalnie w ostatnich meczach fatalny) oraz napastnik. Być może Tomas Bobcek ma w sobie wielki talent i kiedyś go ujrzymy, natomiast w tym momencie bardzo dobrze go ukrywa. Ale zanim transfery, to trzeba uregulować zaległości finansowe, bo wbrew informacji "Interii" piłkarze i sztab nie otrzymali jeszcze ostatniej pensji, choć termin płatności już upłynął. Poza tym trzeba uporządkować sytuacje w sztabie szkoleniowym, bo i w tej materii skład może się kosmetycznie zmienić już zimą.

Tomasz Galiński, WP SportoweFakty

Źródło artykułu: WP SportoweFakty