Były reprezentant Brazylii trafił do aresztu 20 stycznia pod zarzutem napaści na tle seksualnym w nocnym klubie "Sutton" w Barcelonie. Prokuratura żąda dla byłego piłkarza FC Barcelony 9 lat pozbawienia wolności. To mniej niż chciał obrońca młodej kobiety. Ten chciał, by Dani Alves trafił za kratki na 12 lat.
Dodatkowo prokuratura chce, by Alves zapłacił rzekomej ofierze 150 tys. euro tytułem odszkodowania. Ponadto - jeśli okaże się winny - ma zostać nałożony na niego zakaz zbliżania się do kobiety na odległość kilometra.
Kiedy poznamy wyrok? Tutaj dla Alvesa nie ma dobrych wieści, wszak sportowca - niezależnie od werdyktu sądu - czeka jeszcze długa odsiadka. Otóż rozprawy zaplanowano na 5, 6 i 7 lutego. Do tego czasu Brazylijczyk pozostanie za kratkami.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: niespodzianka na treningu Bayernu. Zobacz, kto odwiedził piłkarzy
Trudno mu też liczyć na zwolnienie za kaucją. Wcześniejsze takie próby podejmowane przez jego obrońców były odrzucone przez wymiar sprawiedliwości. Powód: według sądu istnieje duże ryzyko ucieczki.
Były gwiazdor FC Barcelony od samego początku nie przyznawał się do winy i wielokrotnie zarzekał się, że do stosunku z kobietą doszło wyłącznie za jej zgodą. Co innego wynika jednak z zeznań rzekomej ofiary, które na podstawie protokołów prokuratury ujawniły hiszpańskie media. Z niepublikowanych wcześniej szczegółów wynika, że postawa piłkarza była "agresywna i pogardliwa".
"Zaczął ją obmacywać z lubieżnym i wyraźnym zamiarem zaspokojenia swoich pragnień seksualnych. Ofiara czuła się zszokowana i nie była w stanie zareagować. Miała wrażenie, że brakuje jej tchu, biorąc pod uwagę przerażenie z powodu sytuacji, której doświadczyła" - czytamy w "Mundo Deportivo".
Zobacz też:
#dziejesiewsporcie: Nie mogła sobie tego odmówić. Miss Euro zrobiła show na plaży
Powiedział, że Swoboda wygląda jak potwór. Papież Franciszek ostro zareagował