Licznik wstydu Roberta Lewandowskiego bił od 10 grudnia i meczu Gironą (2:4). Potem nie potrafił zdobyć bramki w spotkaniach z Valencią (1:1), Almerią (3:2), Las Palmas (2:1), Realem Betis (4:2), Villarrealem (3:5) i Osasuną (1:0).
Sześć kolejnych ligowych meczów bez gola było jego drugą najczarniejszą serią w karierze. Dłużej, pod względem tzw. "pustych przebiegów", na trafienie czekał tylko raz - w sezonie 2010/11, swoim pierwszym w Bundeslidze i Borussii Dortmund.
Wówczas nie potrafił strzelić gola w 9 kolejnych meczach, łącznie przez 561 minut. Teraz przełamał się w siódmym spotkaniu, ale po 575 minutach. W ujęciu minutowym nigdy nie zdarzyło mu się czekać na ligowego gola dłużej.
W Alaves przełamał trwającą blisko 10 godzin niemoc w ligowych meczach, ale to nie jedyna czarna seria, której kres położył na Estadio de Mendizorroza. Polak pokonał Siverę po prostopadłym podaniu Ilkaya Gundogana - to pierwszy ligowy gol strzelony przez "Lewego" nogą po akcji z otwartej gry od 23 września ubiegłego roku i spotkania z Celtą Vigo (3:2).
Na takie trafienie czekał 133 dni, 14 występów i 1072 minuty. W tym czasie zdobył dla Barcy trzy gole w La Lidze, ale albo z rzutów karnych (2) albo głową po dośrodkowaniu (1).
To dziewiąty ligowy, a 14. ogólnie gol Lewandowskiego w tym sezonie. I piąty w dziesiątym występie w 2024 roku. Polak długo, jak na siebie, czekał na trafienie w lidze, ale trafiał w tym czasie w Pucharze (2) i Superpucharze Hiszpanii (2).
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: piękne sceny tuż przed meczem. Trudno się nie wzruszyć
Kibicuj "Lewemu" i FC Barcelonie na Eleven Sports w Pilocie WP (link sponsorowany)