W najbliższy weekend rusza runda wiosenna Fortuna I ligi. Arka, która przystąpi do rozgrywek jako lider tabeli, w pierwszej tegorocznej kolejce zagra na wyjeździe z Polonią Warszawa. Gdynia czeka na powrót do PKO Ekstraklasy od czterech lat. - Pozycja wyjściowa jest bardzo dobra. Przed sezonem mówiłem, że nie ważne jak, ważne by awansować - mówi nam Wojciech Łobodziński.
Tomasz Galiński, WP SportoweFakty: W Gdyni była raczej spokojna zima. Nie szaleliście na rynku transferowym.
Wojciech Łobodziński, trener Arki Gdynia: Chciałbym, żeby każdy przychodzący zawodnik walczył o wyjściową jedenastkę. Rzeczywiście było spokojnie, chociaż to wcale nie musi być koniec transferów. Chciałbym, żeby kadra ewoluowała, a nie była rewolucją.
Wasz najnowszy transfer, Alassane Sidibe. 21 lat, przeszłość w Atalancie.
Trenuje z nami od niedzieli i wygląda całkiem nieźle. Zresztą on cały czas był w treningu z pierwszą drużyną Atalanty. To zawodnik, który jest gotowy do gry, natomiast oczywiście będzie musiał poznać nasze metody pracy.
Plan na wiosnę to przede wszystkim niczego nie popsuć? Pierwsze miejsce w tabeli, mieliście też świetną serię zwycięstw.
Jestem pewien, że wiosna będzie znacznie trudniejsza, bo kandydatów do awansu jest wielu. Chcemy jednak pozostać na tym miejscu, na którym jesteśmy. Pozycja wyjściowa jest bardzo dobra. Przed sezonem mówiłem, że nie ważne jak, ważne by awansować. Jeżeli by się to wydarzyło po barażach, to też nie będziemy płakać. Z drugiej strony wolałbym, żeby ten awans udało się przyklepać jak najszybciej.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: kopnął spod własnej bramki. Zdobył wymarzonego gola
Możemy doszukać się jakiejkolwiek analogii do sezonu 2021/22 z Miedzią Legnica? Z tego, co pamiętam, to wtedy po rundzie jesiennej przewaga nad resztą stawki była trochę większa niż obecnie.
Przede wszystkim wtedy nie mieliśmy żadnych zawirowań. Przez cały sezon graliśmy równo i punktowaliśmy. Doznaliśmy tylko trzech porażek. Co ciekawe dwie ze Stomilem Olsztyn, który spadł z ligi (śmiech). Raczej nie doszukiwałbym się tu porównań, bo zdeklasowaliśmy ligę.
Jeśli mówimy o zawirowaniach. Wiem, że w trakcie meczu piłkarz skupia się na boisku, ale nie uwierzę, że bojkot kibiców nie wpływał na waszą postawę. Nawet jeśli finalnie przegraliście tylko raz u siebie.
Nie da się ukryć. Powiem więcej, że my się nawet do tej sparingowej atmosfery trochę przyzwyczailiśmy, dlatego podczas derbów był duży szok. Nie będę kręcił, że przeszliśmy nad tym do porządku dziennego i powiedzieliśmy sobie "teraz będą kibice, super". To miało ogromne znaczenie, jeśli mówimy o psychologii. Trzeba było odpowiednio przygotować piłkarzy. Oni sami musieli się przygotować. Jasne, że początek rundy nam nie pomagał. Kibice mają ogromne znaczenie dla samej otoczki meczu. Po to się trenuje i gra w piłkę.
Dochodziły do pana głosy, że kibice w jakimś momencie rundy byli niezadowoleni z pana pracy? Oddzielmy internet, bo tam wypisuje się różne rzeczy. Była wysoka przegrana w Krakowie, potknięcie w Głogowie czy wpadka z Polonią Warszawa u siebie.
Nie, wręcz przeciwnie. Jestem w szoku, jak pozytywny jest odzew w stosunku do mojej osoby. Tak na początku sezonu, jak i teraz nie spotkałem się z negatywnymi opiniami. To tylko pokazuje, że w Gdyni jest ogromny potencjał kibicowsko-społeczny. Wiadomo, że kiedy przyjdą negatywne głosy, to trzeba będzie się z nimi zmierzyć. Przez 20 lat grałem w piłkę, teraz jestem trenerem, więc i na to jestem gotowy.
Był taki moment w trakcie rundy jesiennej, w którym pomyślał pan sobie, że obrana ścieżka jest niewłaściwa i to zmierza w złym kierunku?
Trudny moment mieliśmy po meczu z Wisłą Kraków, gdzie dostaliśmy piątkę. Powiedziałem, że musimy przewartościować pewne rzeczy. Ponadto wiemy, że sytuacja w klubie nie była łatwa. Kibice i cała otoczka. Wszystko, co złe, przytrafiło się na to jedno spotkanie w Krakowie. Ale z drugiej strony, patrząc z perspektywy czasu, dobrze że to tylko jeden mecz. Musieliśmy nisko upaść, żeby później się z tego odbić.
Brak awansu będzie katastrofą?
Chciałbym, żeby nie był. W sporcie wszystko jest możliwe i zakładamy, że nasz plan się powiedzie, ale nie może tak być, że klub jest ukierunkowany tylko na jeden cel. Trzeba brać różne opcje pod uwagę. Klub będzie istniał jeszcze wiele lat. To chore, gdyby osiemnaście drużyn w lidze tak myślało.
Nie raz i nie dwa powtarzał pan, że w Polsce jest duże ciśnienie na wynik.
Nie dziwię się. Patrzymy na to, co tu i teraz. Brakuje cierpliwości. Z jednej strony rozumiem działaczy, ale z drugiej to niewiele daje. Jeśli spojrzymy statystycznie, to drużyna osiąga lepsze efekty z trenerem, który pracuje dłużej. Cóż, nie mnie to oceniać i decydować za działaczy.
Kiedy u pana po raz pierwszy zakiełkowała myśl, że warto spróbować pracy jako trener?
Bardzo szybko zrobiłem kursy trenerskie. Pracowałem w akademii, byłem asystentem w trzeciej lidze. Łączyłem te obowiązki z grą w piłkę jako zawodnik. Nie było łatwo, ale dzięki temu sporo się nauczyłem i przygotowałem do pracy w roli trenera. Później byłem jeszcze asystentem trenera Kościelniaka, Skrobacza. Nie było to łatwe, bo grając w Ekstraklasie jednocześnie jeździłem na kursy trenerskie.
Już jako piłkarz widziałem u siebie cechy trenera. Czasami mi to pomagało, bo robiąc kurs UEFA A moim trenerem był Ryszard Tarasiewicz, który bardzo ułatwił mi cały proces, wspierał mnie. Pomógł mi przejść przez pierwszą ścieżkę kursu. Później jednak był kolejny kurs i niestety trafiłem na Dominika Nowaka, który już mi nie pomagał (śmiech). Trzeba było zderzyć się i z taką opcją. Tu i tu sobie poradziłem.
Czego pana nauczyła praca w Miedzi? Bezdyskusyjnie wywalczony awans do Ekstraklasy, a później weryfikacja? Zbyt radosny futbol?
Trochę tak, już nie raz o tym opowiadałem. Mam do siebie pretensje, jeśli mówimy o samej grze. Jakościowo różnie bywało, ale graliśmy wyrównane mecze. Często wychodziliśmy na boisko z szablą, chcieliśmy walczyć jak równy z równym. Natomiast ja nie chcę zmieniać swojego DNA, chciałbym dalej grać w piłkę w ten sposób. Wydaje mi się, że w Arce widzimy już trochę więcej pragmatyzmu, choć wciąż jesteśmy zespołem grającym ofensywnie.
Dalej pan wchodzi do gierek z zawodnikami czy człowiek już po takim czasie trochę zadrzewiał?
Coś tam próbuję, ale pociąg już trochę odjeżdża. Gra zrobiła się dużo bardziej dynamiczna. Czasem trochę pobawimy, ale jestem za mało zwrotny.
A jeśli chodzi o karierę piłkarską? 217 meczów w Ekstraklasie, cztery mistrzostwa Polski, reprezentacja, udział w Euro 2008. Brakuje mi tylko zagranicznego transferu.
Były momenty, kiedy rzeczywiście byłem blisko zagranicznego klubu, natomiast i tak uważam, że ze swojego potencjału piłkarskiego wyciągnąłem bardzo dużo. Dobrze się prowadziłem, profesjonalnie podchodziłem do obowiązków. Nie oszukujmy się, było dużo lepszych piłkarzy ode mnie. Nie byłem wybitny. Dobry, solidny. Dziś jest dużo łatwiej wyjechać, a przy tym zarabia się dużo więcej.
Praca w Wieczystej Kraków to w jakimkolwiek stopniu pana osobista porażka? Duże pieniądze, ciśnienie, a na koniec brak awansu i decyzja klubu o niekontynuowaniu współpracy.
Dałem się namówić, ale nie żałuję. To kolejne doświadczenie trenerskie. Bardzo chciałem sprofesjonalizować ten klub. Moim zdaniem oprócz pieniędzy nie był to klub sprofesjonalizowany. Widzę, że teraz idzie to w takim kierunku. Być może również dzięki mnie, bo zostawiłem po sobie jakieś plany. Do wyniku potrzebna jest praca od podstaw, a nie tylko liczenie na to, że odniesie się sukces, gdy ściągnie się zawodników z nazwiskiem. W klubie był pewien pomysł, ja miałem inny i nasze wizje trochę się rozjechały.
Sławomir Peszko to lepszy trener niż pan?
Wykonuje bardzo dobrą pracę, ale też trzeba powiedzieć, że dostał świetnych piłkarzy. Z takim materiałem ludzkim brak awansu byłby jakąś masakrą. Z takimi transferami oni muszą zjeść tę ligę. Sławek jest dopiero na początku drogi. Ma duże doświadczenie piłkarskie, natomiast jako trener cały czas musi się uczyć. Wydaje mi się, że bardzo dużą robotę robi tam cały sztab.
Jak pan podchodzi do tej krytyki, która spadła na Michała Trąbkę? 26 lat, miał pewne miejsce w Stali Mielec, a zdecydował się na przenosiny do Wieczystej. I sam nie ukrywał, że chodziło o pieniądze, bo dostał od Wojciecha Kwietnia ofertę życia.
Jest w takim wieku, że po prostu odpowiedział sobie na kilka pytań, czy jest w stanie zrobić kolejny krok do przodu i zagrać jeszcze wyżej. Nie zabierajmy zawodnikom podejścia do piłki nożnej, jak do pracy. Jeśli ktoś ma jakieś wartości, a piłka nożna jest jego pracą, to mu tego nie zabierajmy. Nie każdy musi lubić swoją pracę. Ja mam inne podejście, ale nie krytykuję Michała, nie osądzam go. Zrobił tak, jak uważał.
Przychodzi do pana jutro Paweł Lenarcik i mówi, że dostał podobną propozycję z Wieczystej. Co pan na to?
Oczywiście to trochę inna sytuacja, bo Paweł ma ważny kontrakt z Arką i najpierw klub musiałby wyrazić zgodę. Ale jeżeli tak by się wydarzyło, to nikt by nie zablokował takiego transferu. Życie.
rozmawiał Tomasz Galiński, WP SportoweFakty