Dlaczego Lech nie został jeszcze ukarany za butelkę rzuconą z trybun? Wyjaśniamy

PAP / Jakub Kaczmarczyk / Na zdjęciu: kibice Lecha Poznań
PAP / Jakub Kaczmarczyk / Na zdjęciu: kibice Lecha Poznań

W meczu Lecha Poznań ze Śląskiem Wrocław doszło do skandalu, z trybun została rzucona szklana butelka. Dlaczego klub nie został jeszcze ukarany, skoro dwa tygodnie wcześniej w analogicznej sytuacji Śląsk poznał werdykt następnego dnia?

Przypomnijmy, 11 lutego w końcówce meczu Śląska Wrocław z Pogonią Szczecin doszło do nieprzyjemnego incydentu. W kierunku bramkarza drużyny gości Valentina Cojocaru została rzucona z trybun butelka. Rumun padł na murawę niczym rażony piorunem, a kiedy dostrzegł to sędzia Szymon Marciniak, niemal natychmiast przerwał spotkanie i zaprosił piłkarzy do tunelu.

W poniedziałek odbyło się nadzwyczajne posiedzenie Komisji Ligi (mecz odbywał się w niedzielę). Śląsk został ukarany karą finansową w wysokości 50 tys. złotych. Ponadto nałożono zakaz organizacji wyjazdu grup kibiców na jeden mecz. Dodatkowo klub zobowiązany został do zamontowania siatki ochronnej za bramką do 31 marca 2024 roku.

Dwa tygodnie później doszło do podobnego zdarzenia przy okazji spotkania Lecha Poznań ze Śląskiem Wrocław, na który kibice z Wrocławia akurat przyjechać nie mogli w związku z powyższą karą.

W kierunku piłkarzy Śląska poleciały dwie butelki. Mecz odbywał się w sobotę, mamy poniedziałek, a w dalszym ciągu nie pojawił się żaden komunikat o ewentualnej karze dla Lecha. Kibice Śląska zaczęli doszukiwać się teorii spiskowych, pojawiły się głosy, że są równi i równiejsi. WP SportoweFakty przyjrzały się całej sprawie.

ZOBACZ WIDEO: Barcelona ma kolejny wielki talent. Po tym golu komentator aż krzyczał

Wbrew pozorom nie są to bliźniacze sytuacje.

Przede wszystkim we Wrocławiu zawodnik został trafiony butelką, a w Poznaniu nie. Na całe szczęście, bo tym razem mieliśmy do czynienia ze szklaną butelką, a nie plastikową. Po drugie mecz w Poznaniu nie został przerwany przez sędziego i po chwili gra była kontynuowana. We Wrocławiu było inaczej - tam piłkarze zeszli do tunelu na kilka, kilkanaście minut.

W przypadku Śląska doszło do nadzwyczajnego posiedzenia Komisji Ligi w pierwszy dzień roboczy, ponieważ wrocławianie już parę dni później rozgrywali kolejny mecz przed własną publicznością i decyzja mogła mieć wpływ na organizację spotkania. Ostatecznie stanęło na grzywnie (50 tys. złotych), natomiast KL mogła równie dobrze zamknąć trybunę, z której została rzucona butelka, a nawet cały stadion.

Teraz nie było potrzeby nadzwyczajnego posiedzenia, bo Lech najbliższy domowy mecz w Ekstraklasie rozegra dopiero 15 marca.

- Komisja Ligi zbiera się w środę o godz. 15 i wtedy Lech pozna decyzję - przekazał nam Dominik Mucha z biura prasowego Ekstraklasy.

Jedno jest pewne - kary nie uniknie. Żadna trybuna prawdopodobnie nie zostanie zamknięta, natomiast klub może spodziewać się kary finansowej i zakazu wyjazdu kibiców na najbliższe spotkanie wyjazdowe, czyli podobnie do Śląska. Wszystko zostało skrupulatnie odnotowane przez sędziów oraz delegata. Na tej podstawie Komisja Ligi wyda orzeczenie.

Tomasz Galiński, WP SportoweFakty

Źródło artykułu: WP SportoweFakty