Pogoń Szczecin i Wisła Kraków powalczyły o Fortuna Puchar Polski po raz pierwszy na PGE Narodowym. Wisła grała poprzednio w finale w 2008 roku w Bełchatowie, a Pogoń w 2010 roku w Bydgoszczy. Biała Gwiazda, choć jest pięciokrotnym zdobywcą pucharu, po raz pierwszy dotarła do finału jako pierwszoligowiec. Z kolei Pogoń walczyła o pierwsze trofeum w historii klubu, który powstał w 1948 roku. Jak na siódmy klub w klasyfikacji wszech czasów PKO Ekstraklasy, pozostaje to wstydliwy fakt.
Oczekiwania były ogromne, a do podniesienia z boiska była jeszcze przepustka do eliminacji Ligi Europy, a to dodatkowa kasa, która powiększała nagrodę pięciu milionów za samo zdobycie Fortuna Pucharu Polski.
Wisła przystąpiła do meczu bez obaw. To drużyna z Krakowa była konkretniejsza w ofensywie, a piłka kilkakrotnie przecięła pole bramkowe Valentina Cojocaru. Najgroźniejsza była akcja w 6. minucie, kiedy to Szymon Sobczak strzelił nieznacznie obok bramki po podaniu Angela Baeny. Potwierdzały się przewidywania Jensa Gustafssona, który nie spodziewał się ostrożnego grania pierwszoligowca i oddania przez niego piłki.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: gola zapamięta do końca życia. Co tam się stało?!
Jeżeli już któraś drużyna była przestraszona, to była to Pogoń. Uderzenie ostrzegawcze Kamila Grosickiego to było zdecydowanie za mało jak na pół godziny grania. Niektóre interwencje w obronie Leo Borgesa, Leonardo Koutrisa, a nawet Mariusza Malca wyglądały tak, jakby ktoś podłączył ich do podszczecińskiej elektrowni Dolna Odra.
Pogoń nie ocknęła się do końca pierwszej połowy, która swoim poziomem przypominała mecz Fortuna I ligi rozgrywany okazjonalnie przy blisko 50 tysiącach kibiców na stadionie. Do przerwy groźniejsi pozostali podopieczni Alberta Rude, którzy mocno żałowali jeszcze jednej, zmarnowanej sytuacji podbramkowej. W 40. minucie Szymon Sobczak główkował z bliska, a piłka została sparowana na słupek przez Valentina Cojocaru.
Drużyny prezentowały się na boisku tak jak ich trenerzy na ławkach. Albert Rude ubrał gustowną marynarkę i to jego podopieczni grali jak na pierwszoligowca na galowo. Jens Gustafsson wybrał t-shirt i dresowe spodnie, a Pogoń była niechlujna w grze.
To jednak Pogoń wyczekała na moment do przeprowadzenia ataku na 1:0. Na bramkę w finale trzeba było poczekać do 75. minuty, w której na bohatera popołudnia wyrastał Efthymis Koulouris. Grek miał nadspodziewanie dużo miejsca w polu karnym Wisły i wykorzystał zgranie Adriana Przyborka po wrzucie z autu. Grek jakby wyłonił się z dymu po racowisku Wiślaków i kompletnie zaskoczył ich defensywę.
Wisła potrafiła odpowiedzieć, choć czasu pozostało mało. W 90. minucie piłkę, zmierzającą do bramki, zatrzymał jeszcze Mariusz Malec, ale w 99. minucie padł gol na 1:1, który przedłużył mecz o dogrywkę. Eneko Satrustegui wykorzystał zgranie Alana Urygi po wrzutce ostatniej nadziei Antona Cziczkana z rzutu wolnego. Napięcie nie malało, ponieważ działał jeszcze VAR, który potwierdził, że spalonego nie było.
W dogrywce nie trzeba było długo czekać na gola na 2:1 dla Wiślaków. Była 93. minuta i drużyna z Krakowa zdobyła prowadzenie po raz pierwszy! Jej akcja była ekspresowa, a wynikła z beznadziejnego wyprowadzenia piłki przez Leonardo Borgesa. Trafiła ona niebawem do Angela Rodado, który w sytuacji sam na sam z Valentinem Cojocaru, oddał strzał w kierunku dalszego narożnika. W ten sposób wprowadził w euforię kibiców Wisły.
Mierna przez cały mecz Pogoń nie odpowiedziała i to klub z Fortuna I ligi zabrał ze sobą Puchar Polski do Krakowa.
Finał bez skandali
Od przedpołudnia w Warszawie zastosowano wzmożone środki bezpieczeństwa. W drodze z centrum miasta na stadion trudno było nie zauważyć przynajmniej jednego radiowozu, gdziekolwiek się przystanęło. Akurat kibice Pogoni, w przeszłości zaprzyjaźnieni z Legią Warszawa, czuli się swobodnie. Na Narodowy zmierzała fala kibiców w bordowych koszulkach. Goście z Krakowa unikali spacerów po mieście w czerwonych barwach.
Zainteresowanie biletami na finał było olbrzymie, więc na trybunach były nieliczne wolne miejsca. Frekwencja wyniosła 47 506 kibiców. Nie doszło do żadnego bojkotu z powodu działania policji.
Kibice obu klubów, zasiadający za bramkami, powitali piłkarzy oprawami składającymi się z sektorówek i kartoniad. W pierwszej połowie mecz został na krótko przerwany z powodu racowiska szczecinian. Po przerwie dwukrotnie nadymili i użyli petard hukowych goście, ale nie były to znaczące incydenty.
Pogoń Szczecin - Wisła Kraków 1:2 pd. (0:0, 1:1, 1:2)
1:0 - Efthymis Koulouris 75'
1:1 - Eneko Satrustegui 90'
1:2 - Angel Rodado 93'
Składy:
Pogoń: Valentin Cojocaru - Linus Wahlqvist (91' Kacper Smoliński), Leonardo Borges, Mariusz Malec, Leonardo Koutris (106' Luka Zahović) - Joao Gamboa (57' Wahan Biczachczjan) - Adrian Przyborek (82' Marcel Wędrychowski), Alexander Gorgon (86' Benedikt Zech), Fredrik Ulvestad, Kamil Grosicki - Efthymis Koulouris
Wisła: Anton Cziczkan - Bartosz Jaroch (69' Eneko Satrustegui), Alan Uryga, Joseph Colley, Dawid Szot - Kacper Duda (84' Patryk Gogół), Marc Carbo - Angel Baena (69' Miki Villar), Angel Rodado, Jesus Alfaro (77' Michał Żyro) - Szymon Sobczak (77' Joan Roman)
Żółte kartki: Gamboa, Koulouris, Wędrychowski, Cojocaru, Przyborek, Biczachczjan, Malec (Pogoń) oraz Jaroch, Uryga, Rodado, Cziczkan (Wisła)
Sędzia: Tomasz Kwiatkowski (Warszawa)
Widzów: 47506
Czytaj także: Minęło 18 lat. Majdan dostał 48 godzin. "Inaczej go zabijemy"
Czytaj także: Pogoń Szczecin podjęła decyzję w sprawie bramkarza