Ostatnie pół roku to okres wielkich zmian w Stalowej Woli. Silna, zbudowana przez Władysława Łacha kadra rozpadła się. Sam szkoleniowiec postanowił odejść i odpocząć od futbolu. Pół składu drużyny, która wiosną zadziwiała ligę również odeszła. Zatrudniono młodego trenera Przemysława Cecherza, który miał dorównać osiągnięciom Łacha. Może i mu się to udało, gdyż za byłego opiekuna Stali również był kryzys i zielono-czarni nie potrafili wygrać 10 spotkań w lidze. Tyle tylko, że za Władysława Łacha Stalowcy odnieśli na początku kilka wygranych, co pozwoliło im w lepszych nastrojach patrzeć na wiosnę. Teraz jest zupełnie inaczej. Dziesięć punktów, jedna wygrana, siedem remisów i przedostatnie miejsce w tabeli. Po prostu dramat. A wystarczyło zrobić tak niewiele - zostawić wszystko tak jak to było na wiosnę. - Jeśli zespół się zgrał, a widać było to wtedy, że jesteśmy mocni kadrowo i wyglądaliśmy dobrze na boisku i poza nim, to należało to utrzymać. Niestety są problemy finansowe, które dotknęły przede wszystkim klub. Było więc ciężko utrzymać taki sam skład osobowy - powiedział w rozmowie z portalem SportoweFakty.pl obrońca i drugi trener Stalówki Jaromir Wieprzęć.
Problemy finansowe w Stalowej Woli zaczęły się w połowie lat 90-tych, kiedy zaczął się kryzys w Hucie Stalowa Wola. Stal przez kilka sezonów grała na zapleczu ekstraklasy, a potem spadła do ówczesnej trzeciej ligi. W pewnym momencie niewiele zabrakło, a spadłaby jeszcze niżej. To był wstrząs, gdyż w kolejnych rozgrywkach zielono-czarni zajęli drugie miejsce, które premiowało grą w barażach o drugą ligę. Te okazały się szczęśliwe. Na zapleczu ekstraklasy Stalowcy prezentowali się w miarę dobrze. Raz udało się szczęśliwie utrzymać, kolejnym razem było nieco spokojniej. Ostatni sezon był ponownie dramatyczny, gdyż do ostatniej kolejki trwała walka o zachowanie ligowego bytu. Świetna gra na wiosnę przyniosła jednak zamierzony cel.
Latem doszło do radykalnych zmian. - Przyszedł nowy trener, sprowadził nowych graczy, którzy niestety w większości się nie sprawdzili. Trzeba sobie to jasno powiedzieć - skwitował te roszady asystent Janusza Białka, który przejął stery w Stali po Przemysławie Cecherzu. W Stalowej Woli mają nadzieję, że nowy szkoleniowiec w zimie dokona nie tyle rewolucji, co cudu. - Miejmy nadzieję, że z trenerem Białkiem jakoś się uda to poukładać. Na pewno będę jakieś roszady w składzie. Dopóki jest światełko w tunelu, a my je widzimy, to w kolejnej rundzie będziemy walczyć o to żeby utrzymać się w lidze. Mamy 2-3 miesiące, aby tchnąć wiarę w drużynę, że można wygrywać i utrzymać Stalówkę w pierwszej lidze - mówił z nadzieją w głowie Jaromir Wieprzęć.
Co może być kluczem do utrzymania? Na pewno dobry start i pomoc kibiców. Stalówka zagra najpierw w Ostrowcu z miejscowym KSZO, a potem u siebie z Wisłą Płock - Na pewno będą to dwa istotne mecze. Te spotkania będą pierwszymi w lidze po okresie przygotowawczym. Na pewno te pojedynki będą kluczowe. Jak my zaczniemy wygrywać, to i kibice zaczną przychodzić na stadion. Na początku fani przychodzili, ale my swoją postawą na boisku chyba ich do siebie zraziliśmy. Mam nadzieję, że kibice w nowej rundzie od początku będą nas wspierać już od wyjazdowej potyczki z KSZO i spotkania u siebie z Wisłą Płock - kontynuuje wychowanek Stali, który pamięta jeszcze czasy gry zielono-czarnych w ekstraklasie 14 lat temu.
Piłkarze jedynego przedstawiciela Podkarpacia w pierwszej lidze zdają sobie sprawę, że spadek może być bardzo bolesny i może pozostawić Stal na długie lata w niższych ligach. Stalowcy liczą, że pomoc finansową zaoferują władze miejskie i wojewódzkie, dla których sport to duża promocja. Bez pieniędzy nie uda się zbudować drużyny, która wyciągnie Stal z dołka. - Druga liga to praktycznie takie same wyjazdy. Zrobimy wszystko, aby utrzymać Stalówkę na zapleczu ekstraklasy. Mecze z pierwszej ligi są pokazywane w ogólnopolskiej telewizji. To jest reklama dla klubu i miasta. Liczymy na jakąkolwiek pomoc i obojętnie jaka by ona nie była. Każda złotówka się liczy i na pewno się przyda - stwierdza Wieprzęć.
Kibice Stalówki wywiesili w 2007 r. podczas drugiego meczu barażowego z Kolejarzem Stróże transparent o treści: "Jeśli wiara czyni cuda, my wierzymy że się uda". Wydaje się, że to hasło będzie modne również wiosną. Mówi się, że nadzieja umiera ostatnia. Zapewne do momentu, kiedy będzie możliwość utrzymania będzie się ona tliła w sercach kibiców i zawodników Stali. Ekipa z hutniczego miast pokazała nie raz, że jest znana ze stalowowolskiego charakteru i jesień była tylko malutkim potknięciem. - Nie składamy jednak broni i mamy jeszcze nadzieję. Wiosną chcemy pokazać, że słaba runda to był tylko wypadek przy pracy - zakończył Jaromir Wieprzęć.