Mateusz Skwierawski, WP SportoweFakty: Jak smakuje mistrzostwo Polski?
Zenon Martyniuk, lider zespołu Akcent, kibic Jagiellonii: Cudownie. Pamiętam czasy, gdy Jaga była jeszcze w drugiej lidze. A po historycznym awansie w 1987 roku zawsze w poniedziałek biegłem do kiosku po gazetę, by sprawdzić wynik. Weekendy miałem zazwyczaj zajęte graniem na weselach czy zabawach, ale wieści z meczów drużyny robiły wrażenie. Od kiedy pamiętam, całe miasto żyło Jagiellonią. Kiedyś chodziło się na stadion jak na Adama Małysza.
To znaczy?
Przyjaciel z Jagiellonii Jarek Michalewicz opowiadał taką sytuację: jechali autokarem na mecz ligowy, a w mieście pustki. Zastanawiali się z chłopakami, czy jest jakieś święto i ludzie nie musieli iść do pracy. Okazało się, że 40 tysięcy czekało na nich na stadionie, a kilkanaście tysięcy kibiców wisiało na słupach czy drzewach dookoła.
Dlatego porównałem to do małyszomanii, bo sam pojechałem do Zakopanego z kolegami i synem w 2001 roku. Poszliśmy na samą górę. Siedzieliśmy tam, gdzie skoczkowie odlatywali z progu. Pytaliśmy organizatorów, czy możemy tam wejść. Na wszystko pozwalali. Dobra, idźcie - odparł ochroniarz. To było bardzo niebezpieczne, ale przeżycie niesamowite.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: jak się żegnać, to z przytupem. Klopp nieźle zaszalał!
Takie jak teraz, bo przecież długo czekaliście na mistrzostwo w Białymstoku.
Sto cztery lata! W ubiegłym roku Jagiellonia była przecież krok od spadku, a tu takie osiągnięcie! Widać u wszystkich ogromną radość. Specjalnie na fetę przyleciał mój kolega z Nowego Jorku, kibic Jagi. Cała nasza społeczność świętowała tytuł.
Czuliście napięcie przed ostatnią kolejką ligową?
Oj tak, był stres. Jak mawiał Kazimierz Górski: mecz można wygrać, przegrać lub zremisować. Taka jest nasza liga, kompletnie nieprzewidywalna. Przy remisie... różnie mogło być. Ale super wyszło. W pierwszej połowie wszystko się rozstrzygnęło. Powiem panu, że nasi chłopcy grali przez cały sezon pięknie. Bardzo dokładnie, zapobiegawczo.
Nie baliśmy się atakować, Jagiellonia szła do przodu i tak naprawdę wszyscy piłkarze prezentowali wyrównany poziom. Wiadomo, mamy Jesusa Imaza, gwiazdeczkę naszą, Pululu, bardzo energicznego gracza, czy Wdowika i te jego rogale lewą nóżką w okieneczko z rzutów wolnych. Oglądałem każdy mecz Jagiellonii. W ubiegłym roku byłem miesiąc w USA, od listopada do grudnia też śledziłem skróty. Grali przepięknie, jak Brazylia.
Dla pana to szczególny dzień?
Chodziłem do jednego ogólniaka z Darkiem Czykierem. A nasz Jarek Michalewicz strzelił w ekstraklasie pierwszego gola, w meczu z Widzewem Łódź, na wagę remisu 1:1. To moja stara gwardia, przyjaciele - również Mariusz Lisowski, Darek Bayer i inni. Im się nie udało, ale wszyscy bardzo pragnęli tego tytułu.
Widziałem na wideo, że świetnie bawił się pan na stadionie.
Na trzy, cztery godziny przed meczem zaczęliśmy próby. Wszystkie przyśpiewki na stadionie śpiewałem. Powiedziałem, że skoro jestem na meczu, to dżingiel "Przez twe bramki, brameczki strzelone, oszalałem" sam zaśpiewam, niech go nie puszczają z głośników. W 2016 roku z zawodnikami Jagi napisaliśmy utwór specjalny, zmieniając słowa tekstu "Przez twe oczy zielone oszalałem" i ten piłkarski refren puszczany jest po golach zespołu na stadionie w Białymstoku. No i trzy razy zaśpiewałem go w sobotę z Wartą Poznań (3:0). Intonowałem też dodatkowe przyśpiewki. Nie miałem okazji w taki sposób uczestniczyć wcześniej w meczu.
Zenek Martyniuk na stadionie Jagielloni. pic.twitter.com/uBbfM5ehXt
— Wąski (@josearcadio88) May 26, 2024
Co działo się dalej, podczas fety?
Nie wiem, co było poza stadionem, bo nie wybrałem się pod ratusz. Do szatni też nie wchodziłem. Poruszałem się w środku, po murawie, ale świętowanie było cudowne. U mnie bez alkoholu, bo raczej go nie pijam, ale i bez niego świetnie się bawię.
Kto był na stadionie większą gwiazdą, pan czy drużyna?
To było święto drużyny, klubu, choć przyznam, że nie byłem w stanie wyjść ze stadionu. Kibice zatrzymywali mnie co pół metra. Zrobiliśmy trochę zdjęć... myślę, że z tysiąc to co najmniej. Dzieciaki cały czas skandowały: "Zenek, Zenek". W trakcie meczu kibice zapraszali na trybunę. Atmosfera była niesamowita. Dostałem podziękowania z klubu za to, że pojawiłem się na meczu. Dla mnie to była przyjemność, nie trzeba było mnie prosić.
Jagiellonia przeszła metamorfozę od czasów pana dzieciństwa. Klub ma piękny stadion, zdobył pierwsze mistrzostwo i co dalej, Liga Mistrzów? Wyobraża pan sobie taki scenariusz?
No kurczę, dobrze by było! Na boisku występuje jedenastu piłkarzy na jedenastu, a nasz trener Adrian Siemieniec fajnie zmobilizował drużynę. Bardzo dobrze psychologicznie podszedł do chłopców. To młody trener, trzy lata młodszy od mojego syna, aż się nie chce wierzyć! W młodzieży siła!
Będzie hit specjalnie dla nowego mistrza Polski?
Tak, myślę, że napiszemy coś fajnego związanego z Białymstokiem i naszą Dumą Podlasia. Pewnie stworzę piosenkę o barwach, tradycjach drużyny, kibicach i ich miłości do Jagiellonii.
W przypadku awansu podejmuje się pan zaśpiewania hymnu Ligi Mistrzów?
Chyba za poważne wyzwanie, chociaż... kto wie? Musiałbym już teraz powolutku uczyć się tego utworu, żeby opanować go do perfekcji. Ale to są za poważne sprawy. Na razie niech jak najczęściej rozbrzmiewa: "Przez twe bramki, brameczki, strzelone oszalałem". Bo gwarantuję, Białystok po tym mistrzostwie oszalał!
rozmawiał Mateusz Skwierawski, WP SportoweFakty