- Jesteśmy w kluczowym momencie historii naszego kraju. Myślę, że nie można być odizolowanym od świata, który nas otacza. Widzimy, że skrajne ugrupowania są dziś u progu władzy - w ten sposób Kylian Mbappe, największa gwiazda francuskiej piłki, starał się przekonać wyborców, by ci nie głosowali w wyborach parlamentarnych na skrajnie prawicową partię Marie Le Pen - Zjednoczenie Narodowe.
To nie jedyny przykład w ostatnim czasie, gdy gwiazdy futbolu starają się wywrzeć wpływ na politykę we własnym kraju. Jak duże korzyści przynoszą jednak tego typu ruchy samym politykom?
- Najpopularniejsi sportowcy mają ogromne możliwości docierania do społeczeństwa. Spójrzmy na social media Kyliana Mbappe, jest tam ponad 100 milionów obserwujących. Oczywiście, wielu z nich to nie muszą być nawet Francuzi, ale na pewno wielu jest też wśród nich potencjalnych wyborców - tłumaczy nam Michał Banasiak z Instytutu Nowej Europy.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: można oglądać w nieskończoność! Cudowne uderzenie w futsalu
Poparcie gwiazd futbolu samo w sobie nie gwarantuje jednak sukcesu. Przekonał się o tym chociażby Jair Bolsonaro, który w 2022 roku nie zdołał wywalczyć reelekcji na stanowisko prezydenta Brazylii.
Kandydaturę Bolsonaro wspierali wówczas topowi brazylijscy piłkarze: Dani Alves, Thiago Silva, Rivaldo czy Neymar. Mocno w kampanię urzędującego wówczas jeszcze prezydenta angażował się zwłaszcza ten ostatni, za co zresztą był krytykowany.
- Mówią o demokracji i wielu innych sprawach, ale gdy ktoś ma inne zdanie, to jest atakowany przez tych samych ludzi, którzy mówią o demokracji - odpowiadał Neymar.
Najczęściej krytyka pod adresem sportowców włączających się w polityczną walkę płynie ze strony zwolenników przeciwnej opcji. Pytanie, czy to właściwe, że sportowcy, mający wielkie rzesze obserwujących z uwagi na to, czym się zajmują, wykorzystują to w innej sferze życia społecznego.
- To generalnie trudny dylemat osób publicznych, nie tylko sportowców, też ludzi na przykład sztuki. Muszą one jakoś w tym balansować - zwraca uwagę Michał Banasiak.
I dodaje, że Mbappe, Dembele czy Thuram mają bardzo konkretne powody, aby faktycznie odradzać francuskim wyborcom głosowanie na partię Marine Le Pen, sami bowiem pochodzą z rodzin imigranckich i polityka Zjednoczenia Narodowego im się nie podoba.
- Natomiast w przypadku piłkarzy, którzy popierali Bolsonaro jak Neymar, Thiago Silva czy Dani Alves, to i owszem, wchodziły tam w grę kwestie światopoglądowe, ale również relacje personalne. To także się zdarza. Zresztą w przypadku Mbappe również wydaje się, że te relacje z prezydentem Macronem są dość dobre, co podkreśla choćby fakt, że niejednokrotnie gościł w Pałacu Elizejskim - podkreśla ekspert.
Wystarczy lajk
Czy jednak angażowanie się piłkarzy w sprawy polityczne to efekt tylko ostatnich kilku lat, gdy w kampanie włączały się naprawdę duże nazwiska?
- Przede wszystkim obecnie piłkarzom czy ogólnie sportowcom znacznie łatwiej jest wyrazić swoje zdanie na temat polityki, bo mają do tego bardzo proste narzędzia w postaci social mediów - zwraca uwagę Banasiak.
- Dziś bardzo łatwo wrzucić post, w którym wyraża się swoje poparcie, podać konkretne powody, dlaczego powinno się poprzeć tę a nie inną opcję. Można to jednak też robić w sposób bardziej zawoalowany. Wystarczy przecież podać jakąś grafikę dalej, czy polubić odpowiedni wpis i już samo to później niesie się szeroko w mediach. Tak więc w taki naturalny sposób jest tego po prostu więcej - dodaje ekspert.
Dlaczego jednak poparcie od gwiazd jest tak istotne?
- Niektórzy ludzie postrzegają znane osoby, nie tylko piłkarzy, ale też aktorów czy muzyków, jako osoby, które są dobrze zorientowane w świecie. To nie musi mieć faktycznego pokrycia w rzeczywistości, natomiast niektórym wydaje się, że gdy ktoś jest celebrytą, to ma też faktyczne rozeznanie i zachowując się tak jak on, będziemy zachowywać się we właściwy sposób. Znane twarze są w stanie przyciągnąć ludzi, którzy na co dzień polityki nie śledzą - tłumaczy Banasiak
Można oberwać z każdej strony
Francuscy zawodnicy walczący ze Zjednoczeniem Narodowym nie są jednak jedynymi na tegorocznym Euro, którzy w ostatnim czasie zaangażowali się politycznie. Podobnie sytuacja ma się również z Gruzinami, którzy w marcu wsparli rodaków protestujących przeciwko kontrowersyjnej ustawie tamtejszego rządu o "zagranicznych agentach", która docelowo miała ograniczyć wpływy zachodu, spychając kraj w ręce Rosji.
"Droga Gruzji wiedzie do Europy. Łączy nas europejski styl! Naprzód do Europy! Pokój dla Gruzji" - pisali w social mediach m.in. Chwicza Kwaracchelia czy Giorgi Mamardaszwili. Co ciekawe jednak, wówczas zawodnicy spotkali się z krytyką... obu stron sporu.
- Gruzinów spotkała krytyka zarówno ze strony rządu, jak i tych, z którymi się identyfikują. Było im zarzucane, że robią za mało, że powinni zabierać mocniejsze stanowiska. Dlatego też gruzińscy piłkarze doszli między sobą do porozumienia, że przynajmniej na czas Euro nie będą się angażować w sprawy polityczne - wyjaśnia nasz rozmówca.
W Polsce na razie cisza
Wydawać się może, że do podobnych wniosków doszła także polska kadra. Od lat bowiem nasi piłkarze unikają jakichkolwiek politycznych deklaracji. Podczas gdy aktorzy, piosenkarze czy różnego rodzaju influencerzy coraz liczniej włączają się w kampanie poszczególnych kandydatów, piłkarze wciąż pozostają temu niechętni.
- Spór w Polsce jest bardzo gorący i ostrożność może to z tego wynikać. Piłkarze mają świadomość, że opowiedzenie się po jednej stronie, automatycznie zrobi z nich wrogów po drugiej, czyli szacując, mniej więcej u połowy społeczeństwa. U nas natomiast społeczeństwo jest na to bardzo wrażliwe. Gdy jakakolwiek znana twarz zabierze głos, natychmiast jest krytykowana. Do głowy przychodzi mi chociażby Zofia Klepacka, która opowiedziała się politycznie po jednej stronie i spotkała się z bardzo mocną krytyką - przytacza Banasiak.
- To jest też ryzykowne z powodów wizerunkowych czy biznesowych. Sponsorom bowiem często nie podobają się sportowcy, którzy jednoznacznie angażują się po jednej ze stron. Poza tym też skoro nikt się do tej pory nie wychylił, to inni też się nie poczuwają. Gdyby bowiem może jeden czy drugi piłkarz zabrali głos, to możliwe, że poszliby za nimi kolejni - podsumowuje nasz rozmówca.
Czytaj także:
- Rok temu był na dnie. Wielkie odrodzenie
- Antonio Conte znalazł nowy klub