Dariusz Tuzimek, WP SportoweFakty: Jaki jest pana odbiór meczu z Francją? Z jednej strony cieszymy się, że udało nam się zremisować z tak dobrą drużyną, a z drugiej mamy poczucie żalu, że gdybyśmy inaczej, odważniej zagrali z Austrią, to nie musielibyśmy już na tym etapie odpaść z turnieju.
Marek Koźmiński, były reprezentant Polski i wiceprezes PZPN: Nie mam poczucia, że nas było stać na to, żeby wyjść z tej grupy. Byliśmy ewidentnie słabsi od całej trójki rywali, co oczywiście nie znaczy, że nie mogliśmy z nimi powalczyć. Mogliśmy i jakoś tam powalczyliśmy. Kłopot z oceną meczu z Francją jest taki, że wynik jest bardzo pozytywny i za to brawa, ale szczerze mówiąc to rywale cisnęli nas niemiłosiernie. Mogli spokojnie wygrać i to bardzo wysoko. A mówimy tu o bardzo słabym meczu w wykonaniu Francuzów. Wyglądali na zespół bardzo nieskoncentrowany, jakby nas mocno nie docenili. Pamiętajmy, że wielokrotnie ratował nas Łukasz Skorupski, najlepszy zawodnik tego meczu. Więc cieszmy się z rezultatu, ale go nie przeceniajmy. Wyciągajmy wnioski, uczmy się od innych.
Kogo ma pan na myśli? Austriaków?
Tak, bo czy nas nie stać na to, żeby mieć taką drużynę jak Austria?
ZOBACZ WIDEO: "Prosto z Euro". Bohater meczu z Francją? "Fantastycznie wszedł w buty Wojciecha Szczęsnego"
Jeszcze za kadencji Jerzego Brzęczka wygrywaliśmy z nimi w eliminacjach do Euro 2020, ale od tego czasu oni bardzo rozwinęli swoją drużynę. Szczególnie w dwóch ostatnich latach, odkąd prowadzi ich Ralf Rangnick. Tu nie ma przypadku, że wygrali naszą grupę, bo w poprzednich kilkunastu miesiącach potrafili pokonać Niemców i Włochów, a Turcję zlali aż 6:1!
Tak, Austriacy mieli konkretny plan, konkretnego człowieka, który przebudował ich piłkę. U nas trudno się w ostatnim czasie doszukać jakiejś spójnej koncepcji. Tam jest system, u nas… No, to co u nas, to trudno nazwać systemem czy wypracowaną metodą. Oni mają zespół grający pressingiem, ale też silny fizycznie. Ja nie miałem wrażenia, że reprezentacja Polski jest silna fizycznie. Mamy też sporo innych braków. I też trochę na wyrost oceniamy moc naszej reprezentacji, bo - moim zdaniem - jesteśmy pewnie gdzieś na 20. miejscu w Europie i taka jest nasza realna siła. Moim zdaniem jesteśmy dziś słabszą drużyną, niż byliśmy dwa lata temu, na mundialu w Katarze.
To co jest naszym największym mankamentem?
Obrona. Nie mamy dobrych obrońców, wybór zawodników do tej formacji jest bardzo ograniczony, co jest o tyle dziwne, że przez ostatnich kilkadziesiąt lat mieliśmy znakomitych defensorów. Nawet bywało tak, że jako obrońcy byliśmy - bo mnie też to dotyczyło - na tyle dobrzy, że grywaliśmy w linii pomocy. A teraz to się skończyło, jakby to ktoś brutalnie odciął. Jeszcze w 2016 roku mieliśmy w obronie Łukasza Piszczka, Michała Pazdana, Kamila Glika i Artura Jędrzejczyka. Wszystkich w szczytowej formie. Dziś takich osobowości i liderów nie ma. Pewną pozycję w kadrze ma jedynie Kiwior. Odkąd zadebiutował w kadrze dwa lata temu, gra u trzeciego już trenera wszystkie mecze od dechy do dechy, po 90 minut. Ale obrońca Arsenalu ma etat dlatego, że w ogóle nie ma konkurencji. Ma dobre podanie, wprowadzenie piłki do gry, ale jeśli chodzi o samo bronienie, wygrywanie pojedynków z napastnikami, to ma co poprawiać. Ale nie chcę krytykować Kiwiora, bo co wtedy powiedzieć o jego kolegach? Dla mnie najlepszym obrońcą był Bartosz Salamon, który zagrał tylko w jednym meczu, był lekko zamieszany w utratę dwóch goli w meczu z Holandią, ale - paradoksalnie - sprawiał najsolidniejsze wrażenie.
Po tym Euro mamy chyba jasność co do tego, czego my, polscy kibice, oczekujemy od reprezentacji. Chcemy gry odważnej i ofensywnej.
Jak chcemy szukać pozytywów po tym turnieju, to na pewno były dobre kontrataki i dobre budowanie akcji ofensywnych. Było tego nadspodziewanie dużo, jak na zespół, który dwa mecze przegrał i jeden zremisował. Ale te dobre ataki to jedna strona medalu, drugą jest bronienie. Bez dobrej gry w defensywie całego zespołu nie da się wygrywać.
Dlaczego w meczu z Austrią Michał Probierz się przestraszył tego ofensywnego stylu, jakim zagrał z Holandią?
Przestraszył się agresywności, pressingu i siły Austriaków, jaką oni pokazali w meczu z Francją. Dlatego podparł się zawodnikami do walki, czyli Sliszem i Piotrowskim. I ok, Michał Probierz pomylił się z tym wyborem, ewidentnie nie trafił. Jednak najgorsze, że później na konferencji prasowej szedł w zaparte i twierdził, że nadal dokonałby tych samych wyborów. Kompletnie tego nie rozumiem. Niepotrzebne było zaprzeczanie temu, co wszyscy przecież widzieli. To świadczy o pewnym oderwaniu od rzeczywistości, a to dla każdego trenera jest niebezpieczne.
Absolutnie jestem za tym, żeby Michał kontynuował pracę z kadrą, ale - mam dla niego radę - niech twardo stąpa po ziemi. Pracowałem z kilkoma selekcjonerami i wiem, że w pewnym momencie pojawia się u nich takie poczucie, że wszystko mogą i wszystko najlepiej wiedzą. Niestety, zazwyczaj źle to się dla tych trenerów kończyło.
Nikola Zalewski i Kacper Urbański, z których po tym turnieju jesteśmy tak zadowoleni, to w gruncie rzeczy "produkty" włoskiej szkoły futbolu. Mam wrażenie, że nie mielibyśmy z nich tyle pociechy, gdyby wychowała ich polska myśl szkoleniowa. Mają odwagę, jakiej rodzimy futbol nie uczy.
Dodałbym do tego jeszcze Sebastiana Walukiewicza, który we Włoszech wszedł na ten najwyższy sportowy poziom i Piotra Zielińskiego, który wyjechał do Italii jako 16-latek. W Serie A mamy zresztą kilkunastu piłkarzy z naszej reprezentacji, więc bardzo dużo zawdzięczamy lidze włoskiej. Ale nie patrzmy na ligę włoską tylko na… polską. Bo tu mamy prawdziwy problem, jeśli chodzi o reprezentację. Ilu młodych zawodników dostarczyła Ekstraklasa kadrze na te mistrzostwa? 32-letniego Tarasa Romanczuka, 33-letniego Bartosza Salamona i 36-letniego Grosickiego. Do czego to zmierza? U nas można grać, mając w drużynie samych obcokrajowców i to nawet spoza Unii Europejskiej. Nie ma żadnego limitu. Do czego to nas prowadzi? Czy dzięki temu poziom Ekstraklasy się podniósł? Jakoś tego nie widzę. A gotowej młodzieży do gry w reprezentacji Polski w Ekstraklasie też nie widzę.
We wtorek przed południem, w dniu meczu z Francją, PZPN ogłosił, że Probierz pozostanie selekcjonerem - niezależnie od wyniku w tym ostatnim spotkaniu grupowym. Czas opublikowania tego komunikatu nie był przypadkowy. Związek chciał uniknąć dyskusji i spekulacji na temat trenera, w razie gdyby Francuzi zlali nas jakoś boleśnie i wysoko. Jak pan ocenia taką strategię? Jak pan w ogóle oceni działania związku pod rządami Cezarego Kuleszy? Będzie pan jego kontrkandydatem w przyszłorocznych wyborach do PZPN?
Ja już raz - tuż przed pandemią - popełniłem falstart w wyborach na prezesa związku, więc kolejnego nie mam zamiaru robić (śmiech). Oczywiście, że przyglądam się działaniom PZPN i widzę, że związek bardzo się zmienił. Pewne rzeczy mi się nie podobają i ja układałbym je inaczej. Ale niczego dziś nie deklaruję, bo środowisko piłkarskie samo musi być gotowe na takiego kandydata jak ja. Poczekajmy, w tym temacie nie ma - na dzisiaj - żadnego pośpiechu.
rozmawiał Dariusz Tuzimek, WP SportoweFakty
Czytaj więcej:
Co dalej z Lewandowskim? "Spójrzmy prawdzie w oczy" (OPINIA)