Choć Niels Frederiksen pracuje w Poznaniu już od kilku tygodni, to wciąż brakowało mu „prawej ręki”. Umowa między władzami Lecha a Duńczykiem była tak, że rewolucji w sztabie szkoleniowym nie będzie, ale obie strony zgadzały się co do tego, że nowy trener musi mieć zaufanego, wskazanego przez siebie człowieka.
Szwedzkie media już jakiś czas temu napisały, że najprawdopodobniej będzie nim 34-letni Norweg Sindre Tjelmeland, pracujący obecnie jako asystent w IFK Goeteborg. Potem jednak nastąpiła cisza w tej sprawie.
Jako że sprawy z Tjelmelandem zaczęły się przeciągać, Frederiksen miał też na oku kilka innych opcji. W sumie cztery, w tym jednego asystenta pracującego w klubie 1. Bundesligi i jednego z zaplecza Bundesligi. Koniec końców z naszych informacji wynika, że udało się jednak wrócić do opcji pierwszego wyboru, czyli Tjelmelanda.
ZOBACZ WIDEO: "Prosto z Euro". Cristiano Ronaldo pokazał ludzką twarz. "Jest w porządku gościem"
Z tego, co słyszymy wynika, że Lech Poznań wykupił go z IFK Goeteborg. To ciekawy szczegół, bo być może po raz pierwszy w historii polskiego futbolu klub wykupuje nie pierwszego trenera, a asystenta.
Z takiego obrotu sprawy Frederiksen jest bardzo zadowolony. Wolał zaczekać na Norwega, o którym w Skandynawii mówi się, że to jeden z najzdolniejszych trenerów w regionie. Lubiący analizy, opierający się na wielu danych, słowem, człowiek z otwartą głową.
Poza pracą asystenta w IFK, przez moment był też tymczasowym pierwszym trenerem w tym klubie, a wcześniej, przez niemal trzy lata, samodzielnie prowadził norweski klub IK Start (97 meczów).
Z naszych informacji wynika, że Tjelmeland jeszcze dziś wieczorem wyląduje w Poznaniu i będzie już do dyspozycji Lecha i Frederiksena w sobotnim sparingu z Dundee United.
Piotr Koźmiński, dziennikarz WP SportoweFakty