Ten mecz miał pokazać, czy Lechia Gdańsk jest gotowa na Ekstraklasę. Sportowo dostaliśmy potwierdzenie, że kategorycznie nie. Mecz beniaminków był okropny z perspektywy kibica biało-zielonych, zawodnicy poruszali się w zwolnionym tempie. Obecny na trybunach selekcjoner reprezentacji Polski Michał Probierz raczej nie zanotował w swoim zeszycie zbyt wielu nowych nazwisk.
Motor wygrał zasłużenie. Był zespołem lepszym, bardziej dojrzałym, potrafił wykorzystywać swoje momenty, o czym zresztą mówił na pomeczowej konferencji prasowej trener Mateusz Stolarski.
Gra Lechii była tożsama ze stanem murawy. To znaczy tych zielonych elementów, po których biegali zawodnicy jednej i drugiej drużyny. Bo z murawą, na której powinno uprawiać się piłkę nożną nie miało to wiele wspólnego. Warunki dla jednych i drugich były fatalne. Nawierzchnia została wymieniona po niedawnym koncercie Eda Sheerana i nie zdążyła się dobrze przyjąć. Sam kolor to pół biedy, ale w wielu miejscach były po prostu nierówności, co dodatkowo utrudniało grę.
Spotkanie było koszmarne, tragiczne, beznadziejne. Można wstawić różne synonimy tych słów i każde będzie adekwatne.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Tornado podczas meczu. Zawodnicy starali się kontynuować grę
Tego wieczora na trybunach obecnych było 14 223 kibiców. I pewnie część z nich już nie wróci po tym, co zobaczyli. Chyba, że chodzą na mecze, żeby w pierwszej kolejności chłonąć atmosferę trybun. Wtedy to co innego, bo akurat atmosfera podczas meczu była pierwszorzędna. I to pomimo tego, co działo się na boisku.
Kibiców z Lublina było kilkuset. Można ich było usłyszeć wielokrotnie. Zabawa od 1. do ostatniej minuty.
Swoją drogą, spotkanie zostało zakwalifikowane jako mecz podwyższonego ryzyka. Decyzja wprost absurdalna, kompletnie nie mająca przełożenia na rzeczywistość, bo nie trzeba być po kilku fakultetach, by dowiedzieć się, że w ostatnim czasie między kibicami jednej i drugiej drużyny nie ma żadnej wrogości.
A co do organizacji. Ponad 14 tys. ludzi na meczu, a tymczasem zorganizowano dosłownie jedną kolejkę SKM, która kursuje ze stadionu na Dworzec Główny. JEDNĄ. Oczywiście była "wypchana" ludźmi do granic możliwości.
Na koniec jeszcze jedna kwestia. Wiadomo, że dziennikarze są tutaj najmniej ważni, natomiast jest to akurat coś, co nie może pozostać bez echa. Pewnie zastanawiacie się dlaczego po meczu w Gdańsku nie zabrał głosu żaden przedstawiciel Motoru (oczywiście oprócz obowiązkowej konferencji prasowej trenera Stolarskiego). Otóż mimo wielu próśb i apeli nikt nie wpadł na pomysł zorganizowania tzw. strefy mieszanej.
To znaczy ona teoretycznie istnieje, ale przechodzą przez nią wyłącznie piłkarze Lechii. Goście wychodzą ze stadionu innym wyjściem i dziennikarze nie mają do nich dostępu. Tak jest od czasów pandemii i nie zostało to zmienione do dziś. Kontaktowaliśmy się z Ekstraklasą i problem został zgłoszony, bo strefa mieszana jest obowiązkowa.
Poniżej odpowiedni punkt regulaminu z PODRĘCZNIKA EKSTRAKLASY NA SEZON 2024/25.
A niestety w Gdańsku wyglądało to tak. Można było czekać i czekać, a i tak nie pojawiłby się tam żaden zawodnik z Lublina. Jak usłyszeliśmy: nie da się tego rozwiązać logistycznie.
Słabo. Tak jak na boisku. Jakby to powiedział kolega "Wąski": moim zdaniem, według mnie, kilka niedociągnięć jest.
Tomasz Galiński, WP SportoweFakty