W pół roku udało się zbudować zespół - rozmowa z Pawłem Hytrym, prezesem Zagłębia Sosnowiec

Przedstawiamy rozmowę z prezesem Zagłębia Sosnowiec Pawłem Hytrym. Sternik klubu opowiada o kulisach budowy drużyny, która po rundzie jesiennej zajmuje miejsce premiowane awansem do I ligi

Piotr Tafil: Jak oceni pan rundę jesienną w wykonaniu Zagłębia?

Paweł Hytry: Uważam, że jeśli chodzi o zdobycz punktową, to jest dobrze, choć mogłoby być lepiej. W każdym razie cel został osiągnięty. Mamy też super atmosferę w szatni co, miejmy nadzieję, zaprocentuje wiosną, gdy będą się ważyły losy awansu.

Atmosfera musi być naprawdę dobra, bo podkreślają to też piłkarze i trener.

- To dlatego, że tutaj nigdy wcześniej nie było dobrej atmosfery. Już za czasów włoskiego sponsora drużyna dzieliła się na grupy, grupki… Nie było w szatni prawdziwego zespołu, a w tej chwili ten zespół powstał. Najfajniejsze jest to, że wszyscy piłkarze mają teraz jeden cel. To nie jest tak, że dwóch piłkarzy chce, trzeci się zastanawia, a czwarty boi się, że jak awansujemy, to go usuniemy. Nie, tutaj celem całej drużyny jest awans. Zawodnicy potrafią się zmobilizować i pokazują, że potrafią grać w piłkę. Są ambitni, uważają, że już teraz byliby w czołówce I ligi. Zobaczymy za pół roku jak będą sobie radzić.

W jaki sposób udało się stworzyć tą atmosferę?

- Pojawił się spokój związany ze stabilizacją finansową. Nie ma opóźnień w wypłatach. Trener Piotr Pierścionek też dorósł, zmienił swoje podejście do chłopaków. To nie jest ten sam Piotrek, który przychodził tu pierwszy raz. Niektórzy mogą powiedzieć, że jest młody, niedoświadczony. A tu rozmawiam z doświadczonymi piłkarzami, którzy niejednego trenera już w Zagłębiu przeżyli i mówią, że ma najlepszy warsztat, świetnie prowadzi treningi i są naprawdę zadowoleni ze współpracy z nim. To wszystko składa się na tą atmosferę. W pół roku udało się zbudować zespół.

W połowie rundy los trenera Pierścionka wisiał jednak na włosku. Właściciel klubu na spotkaniu z radą drużyny pytał, czy piłkarze nadal chcą z nim współpracować.

- Pytanie do rady drużyny było postawione bardziej po to, by sprawdzić reakcję piłkarzy. Powiem szczerze, że my w tej rundzie ani raz nie pomyśleliśmy o tym, by zwolnić Piotrka. Obdarzyliśmy go dużym zaufaniem i spłaca je. Osobiście zdawałem sobie sprawę, że tej drużynie potrzeba czasu. Wystarczy spojrzeć na inne zespoły, każdy miał jakiś kryzysowy moment. Nam taki też się przydarzył, ale szybko z niego wyszliśmy, a liga ułożyła się tak, że pozostaliśmy w czubie tabeli.

Może gdybyście podobny spokój zachowali w poprzednim sezonie i nie zmieniali trenera, to nie trzeba by było do ostatniej kolejki martwić się o utrzymanie?

- Spadliśmy do II ligi z ekstraklasy i zabrakło nam trochę spokoju. Wpływ miało otoczenie, Piotrek coś tam wypalił odnośnie kibiców i powstała na niego nagonka. Z drugiej strony sam zrezygnował z funkcji trenera. Zabrakło nam też doświadczenia. W efekcie tego wszystkiego rozstaliśmy się. Jestem przekonany, że gdybyśmy wtedy postąpili inaczej, gdyby była obustronna chęć współpracy, to poprzedni sezon skończyłby się dużo lepiej. Pomyłką był za to inny trener, ale to już szczegół…

Mowa o Januszu Kudybie, który do Zagłębia przychodził w glorii trenera liderującego lidze Gawina Królewska Wola?

- Nawet gdybyśmy prześledzili opinie kibiców, to wszyscy byli wtedy za tym, żeby go zatrudnić. Myśleliśmy tak samo. Umówiliśmy się, że wyciągniemy z Gawina kilku zawodników, po czym ci najbardziej oczekiwani przez nas nie przyszli. Za to ci, którzy przyszli sprawili, że wyglądało to tak, jak wyglądało. Niestety, człowiek uczy się na błędach.

Po fatalnym poprzednim sezonie, również panu oberwało się ze strony kibiców.

- Obrywa mi się cały czas, a w poprzednim sezonie oberwało mi się bardzo. Niby to prezes odpowiada za cały klub, ale w tym klubie każdy odpowiada za swoją pracę. Jeśli piłkarze nie grają tak, jak powinni, to jaki ja mam na to w trakcie sezonu wpływ? Mogę ich zawiesić, ale płacić i tak muszę. W poprzednim sezonie pokazali w niektórych meczach, że mogą wygrać tą ligę, ale pokazali też, że im na tym nie zależało.

Zapowiadał pan rezygnację z funkcji prezesa. Co wpłynęło na zmianę decyzji?

- Ja zrezygnowałem z tej funkcji, ale pan Szatan stwierdził, że decyzja należy do Rady Nadzorczej. Dostałem od Rady trzy miesiące na dokończenie spraw, które rozpocząłem. Później wyjechałem na dość długie wakacje, wróciłem, a Rada Nadzorcza dała mi kolejną szansę. Ale w każdej chwili mogę odejść. To nie jest tak, że trzymam się stołka. Powtarzam Krzyśkowi Szatanowi, że jeśli znajdzie się ktoś o pół procenta lepszy, to na drugi dzień już mnie w klubie nie będzie.

Latem postanowiliście zbudować drużynę na zawodnikach grających wcześniej w Sosnowcu.

- Bardzo dużo pracy włożyłem w to, by ściągnąć tych konkretnych piłkarzy. Drużyna potrzebowała poważnych wzmocnień. Fajnie zachował się Marcin Lachowski, który podpisał kontrakt jeszcze przed barażami. Nie wiedział, czy przyjdzie mu grać w II, czy III lidze. Dżenana Hosicia i Vladimira Bednara przez rok namawiałem do powrotu, zanim się to udało. Będąc na wakacjach w Hiszpanii, kilka nocy spędziłem na rozmowach telefonicznych z Dżenanem. Ci chłopcy już w naszym klubie byli, poczuli atmosferę trybun i darzyli Zagłębie dużym sentymentem.

Zimą rewolucji już nie będzie, szykują się kosmetyczne zmiany w składzie.

- Nie chcemy robić rewolucji, bo drużynę mamy zbudowaną. Na pewno odejdą dwie - trzy osoby. To zależy od sztabu trenerskiego. Po kontuzji wraca Arek Kłoda i uważamy to za transfer sezonu. Pracujemy jeszcze nad transferem pod pierwszą ligę. Prowadzimy zaawansowane rozmowy, do tygodnia czasu powinny być znane konkrety.

Czy wśród zawodników, którzy odejdą, będzie Krzysztof Myśliwy? Ten piłkarz w poprzednim sezonie uratował dla Zagłębia II ligę, jesień miał jednak fatalną.

- Każdy ma słabość do Krzyśka. Uważamy się jednak za klub profesjonalny. Wszystko zależy od tego, czy trener zdecyduje się go zostawić. Ja osobiście dałbym mu szansę, ale chciałbym, żeby pierwszy raz w życiu przepracował okres przygotowawczy. Dla niego ten okres to jakiś dziwny wymysł i później widać to na boisku. Na dzień dzisiejszy uważam, że powinien zostać. Zobaczymy, jeśli nie będzie przykładał się do treningów, najwyżej podziękujemy mu przed końcem okna transferowego.

Sporą część budżetu stanowią pieniądze od Wisły i Cracovii, które wynajmują Stadion Ludowy. Mówi się o tym, że na wiosnę mogą wrócić do Krakowa. Czy nie będzie to cios dla finansów klubowych?

- Na razie nie mamy od nich żadnych deklaracji. Wiemy na pewno, że zagrają jeszcze w Sosnowcu dwa mecze. Będziemy się zastanawiać nad tym, jeśli dostaniemy sygnał, że rezygnują. Nawet jeżeli tak się stanie, to nasze plany odnośnie awansu nie ulegną zmianie. Nie odczują tego również piłkarze. Wiadomo, że każdy potrzebuje pieniędzy. Gdyby Wisła i Cracovia zostały, to mielibyśmy już zabezpieczone środki na letnie wzmocnienia drużyny.

Jesienią udało się też pozyskać możnego sponsora. Czy istnieją szanse na rozwój współpracy z firmą Cargill?

- Poczyniliśmy pierwszy krok, który jest najważniejszy, a zarazem najtrudniejszy. Umowę podpisaliśmy do maja, będziemy chcieli ją przedłużyć. Firma jest naprawdę potężna i jeśli współpraca by się rozwinęła, to mielibyśmy potężny klub. Na razie się na to nie zanosi, ale będziemy się starali zacieśniać współpracę. Czekają nas też rozmowy z Budeconem. Umowa z nimi kończy się w czerwcu, ale chcemy się spotkać w grudniu i być może już wtedy ją przedłużymy. Cały czas rozmawiamy z innymi firmami. Naprawdę nie rzucamy w nich jakichś astronomicznych kwot. Zależy nam na stworzeniu wokół Zagłębia sieci sponsorów.

W klubie powstał wreszcie dział marketingu, dorobiliście się też oficjalnej strony internetowej…

- Wszystkie działania kierujemy na poprawę wizerunku klubu i pozyskanie sponsorów. Chłopcy tworzą ten marketing od podstaw, mają na to trochę czasu. Powstaje koncepcja marketingowa. Mamy bardzo dużo pomysłów i te najlepsze zostaną zrealizowane.

Planujecie też wprowadzenie karty kibica.

- Rozmawiamy na ten temat z kibicami. Przepisy nakazują nam wprowadzenie kart od czerwca, ale chcemy to zrobić już teraz. W innych klubach takie karty są wydawane na pewien okres czasu, my chcemy, by były dożywotnie. Opłata za nie będzie jednorazowa i prawdopodobnie będzie wynosiła 10 złotych. Nie chcemy aż tak bardzo zarabiać na kibicach

Komentarze (0)