To był po prostu szalony mecz. Wrocławianie do samego końca walczyli o awans do ostatniej rundy eliminacji Ligi Konferencji. Ostatecznie ich misja zakończyła się niepowodzeniem, do czego znacząco przyczyniły się kuriozalne decyzje arbitra.
Lepiej ten pojedynek rozpoczął FC Sankt Gallen, który już w 21. minucie wyszedł na prowadzenie. Gospodarze zdołali się jednak podnieść, doprowadzając do wyrównania w dwumeczu. W końcowej fazie spotkania coraz częściej do głosu zaczął dochodzić arbiter, który nie wahał się sięgać po czerwone kartki. A to z kolei doprowadziło do tego, że ekipa z Dolnego Śląska kończyła mecz w ósemkę.
- Arbiter bardzo chaotycznie prowadził ten mecz. Podjął co najmniej kilka niezrozumiałych decyzji. Do tego rzucało się w oczy jego zachowanie, po którym było widać, że jest bardzo nerwowy. Przełożyło się to także na kontakt z zawodnikami, który stał na bardzo niskim poziomie - stwierdził w rozmowie z WP SportoweFakty były sędzia międzynarodowy Adam Lyczmański.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Thierry Henry dał popis! Zobacz szalony taniec trenera Francji
Zwiastun katastrofy
Zapowiedź sędziowskiej katastrofy miała miejsce w 75. minucie. Arbiter przerwał grę, aby przyjrzeć się sytuacji, w której mogło dojść do przewinienia w polu karnym Sankt Gallen. Wrocławscy kibice przebyli wówczas podróż z nieba do piekła, bowiem ich marzenia o jedenastce szybko zostały rozwiane, a zamiast tego Aleks Petkow zobaczył drugi żółty kartonik za rzekomą próbę wymuszenia faulu.
- Nie każda sytuacja w polu karnym musi kończyć się jedenastką albo próbą jej wymuszenia. Są też takie, które możemy po prostu "puścić" na zasadzie "gramy dalej". W tym przypadku sędzia nie dopatrzył się z perspektywy boiska przewinienia. Był fatalnie ustawiony, więc nie mógł tego widzieć - zwrócił uwagę Lyczmański.
- Następnie został wezwany do monitora w celu zweryfikowania potencjalnego rzutu karnego. A on co robi? Wyciąga drugą żółtą kartkę [...] To była dla mnie pierwsza gruba pomyłka arbitra - dodał.
Sędzia kolejny raz sięgnął po czerwony kartonik w 11. minucie doliczonego czasu gry. Wówczas ukarał agresywne zachowanie Nahuela Leivy.
- Nieodpowiedzialne zachowanie zawodnika Śląska Wrocław. Kibicuję mu, oglądam niemal każdy mecz tego zespołu i nie sądziłem, że będzie on tzw. pistoletem na boisku. Trochę go poniosło. Nie dziwię mu się jednak, bo emocje były przepotężne. Kartka jak najbardziej zasłużona, tym razem zgadzam się z decyzją sędziego - przyznał.
Swój występ przedwcześnie zakończył także Arnau Ortiz, którego sędzia także posądził o próbę wymuszenia rzutu karnego.
- Zwróćmy uwagę, że na murawie podczas tej sytuacji znajdowała się druga piłka. Ciekawe, kto ją rzucił? Powiem szczerze, że nie zdziwiłbym się, gdyby to któryś z rozgrzewających się zawodników Sankt Gallen ją odkopnął. Jeżeli to prawda, to wtedy powinna zostać pokazana czerwona kartka dla tego piłkarza. Ale tego sędziowie nie odwinęli, nie sprawdzili, jak piłka pojawiła się na boisku - przypomniał.
- Wracając do samej decyzji, jest mi bliżej do rzutu karnego niż do "grać dalej". A o próbie wymuszenia, to w ogóle nie dyskutuję, bo to dla mnie totalna abstrakcja - dodał.
Co dalej?
Po tym spotkaniu Duje Strukan spotkał się z falą krytyki. Pytanie więc, czy wobec arbitra zostaną wyciągnięte konsekwencje? - Tego nie wiemy. Może być tak, że obserwator, delegat UEFA, który oglądał ten mecz stwierdzi, że arbiter podjął słuszne decyzje - odpowiedział Lyczmański.
Śląsk nie może też zbytnio liczyć na ingerencje UEFA w rezultat pojedynku. - Nie ma mowy o powtórzeniu spotkania czy weryfikacji wyniku. Na to nie ma jakikolwiek szans - podsumował.
Kamil Sobala, WP SportoweFakty
Czarne chmury nad Goncalo Feio. Taka kara może czekać Portugalczyka
Zaskoczą wszystkich w Premier League? "Są wśród królów transferowego polowania"