Najstarsi górale nie pamiętają, kiedy po raz ostatni Lechia Gdańsk nie straciła gola. 4 maja 2024 roku i zwycięski mecz z GKS-em Tychy 3:0. Później zespół tracił przynajmniej jedną bramkę na mecz, a zdarzało się, że dwie, trzy, a nawet cztery.
Tę złą serię udało się przerwać w sobotnie popołudnie. Gdańszczanie pokonali Radomiaka Radom 1:0 i wydostali się ze strefy spadkowej.
- Już po meczu z Rakowem [1:2 - red.] widziałem, że idziemy w dobrym kierunku. Ostatnio wygraliśmy w Zabrzu, teraz poprawiliśmy z Radomiakiem. Bardzo się cieszę i myślę, że się nie zatrzymamy - powiedział nam Szymon Weirauch po spotkaniu z Radomiakiem.
- We wcześniejszych meczach straciliśmy trochę bramek i fajnie, że w końcu zagraliśmy na zero z tyłu. Na treningach mocno pracowaliśmy nad grą w defensywie i to zaprocentowało. Jestem pewien, że będziemy tracić coraz mniej goli, a najlepiej, jakbyśmy nie tracili ich w ogóle - komentował bramkarz Lechii.
ZOBACZ WIDEO: Odtworzył legendarny gol z rzutu wolnego. Tylko spójrz na to uderzenie!
Oczywiście z grą w obronie nie było jeszcze idealnie i to delikatnie rzecz ujmując. Bo przecież Weirauch miał ręce pełne roboty. Tylko w końcówce pierwszej połowy aż trzykrotnie ratował zespół przed utratą gola, a jedna z interwencji po strzale Leonardo Rochy była po prostu spektakularna, co zresztą idealnie pokazuje poniższe zdjęcie (zrzut ekranu z Canal+).
- To była dobra interwencja. Bardzo się cieszę, że mogłem pomóc zespołowi, a trochę tej pracy było - przyznał Weirauch.
Przez wrodzoną skromność nie kazał sobie jednak gratulować dobrego występu. - Nie czuję się bohaterem. Uważam, że po prostu wykonałem swoją robotę - dodał.
Lechia wygrała drugi mecz z rzędu i - przynajmniej na jakiś czas - opuściła strefę spadkową. A tymczasem już za tydzień zagra w Białymstoku z coraz mocniej poobijanym mistrzem Polski.
- Jest radość, ale chcemy dalej wygrywać. Mierzymy wysoko - podkreślił bramkarz gdańskiej drużyny.
Tomasz Galiński, WP SportoweFakty