Parafrazując klasyczne powiedzenie, Puchar Polski rządzi się swoimi prawami. Każda edycja tych rozgrywek obfituje w niespodzianki oraz spektakularne wyniki. W czwartkowe popołudnie sympatycy polskiego futbolu obejrzeli spotkanie, które na długo wpisze się do niechlubnej historii poznańskiego Lecha.
Gdy ostatni raz "Kolejorz" mierzył się z Resovią w ramach krajowego pucharu, drużyna pod wodzą Dariusza Żurawia zwyciężyła gładko aż 4:0. Mając na uwadze ostatnią formę niebiesko-białych i ofensywną taktykę Nielsa Frederiksena, można było spodziewać się co najmniej powtórki tamtego spotkania.
Kibice Lecha Poznań, którzy przejechali niemal całą Polskę, by dopingować swoich ulubieńców, przecierali oczy ze zdumienia oglądając pierwszą połowę meczu z aktualnym drugoligowcem.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Co za strzał! Gol "stadiony świata" w Argentynie
Już w pierwszych minutach spotkania Filip Bednarek zmuszony był ratować swój zespół, gdy znalazł się niespodziewanie w sytuacji sam na sam z Danianem Pavlasem. Skrzydłowy Resovii sprawnie urwał się środkowym obrońcom Lecha, ale nie miał pomysłu na skuteczne wykończenie akcji.
"Kolejorz" dość łatwo pozwalał rywalom na dalekie zagrania prostopadłe za linię obrony. W ten sposób sensacyjnie gospodarze wyszli na prowadzenie. Gracjan Jaroch zabrał się z piłką z lewej strony boiska, przytomnie zgrał do środka do niepilnowanego Maksymiliana Hebla, a ten uderzył tak, że golkiper Lecha nie miał żadnych szans.
Po zdobytej bramce Resovia całkowicie zamknęła się na własnej połowie, czekając na kolejne okazje do wyjścia z kontratakiem. Drużyna trenera Jakuba Żukowskiego doskonale przesuwała się w kierunku piłki, zamykając dostęp do własnego pola karnego aż do przerwy.
Po zmianie stron szkoleniowiec poznaniaków zdecydował się na wzmocnienie jedenastki podstawowymi piłkarzami, którym początkowo chciał dać odpocząć w dzisiejszym meczu. Jak się okazało, nie przyniosło to żadnych konkretnych rezultatów, a druga część meczu rozpoczęła się dodatkowo od mocnego uderzenia Resovii.
W bardzo dobrej sytuacji znalazł się niepilnowany w polu karnym Danian Pavlas, który skorzystał z podania Radosława Adamskiego i oddał strzał na bramkę Kolejorza. 24-latek pomylił się tylko odrobinę, kierując piłkę wprost na poprzeczkę.
Lechici również obili poprzeczkę bramki Michała Gliwy za sprawą Joela Pereiry, ale to jedyne na co stać było lidera PKO BP Ekstraklasy w drugiej połowie tego spotkania. "Kolejorz" rzecz jasna stwarzał sobie więcej sytuacji do wyrównania, ale w każdej z akcji brakowało drużynie egzekutora w postaci bramkostrzelnego napastnika.
W końcówce meczu gospodarze musieli przeorganizować się na boisku po czerwonej kartce dla Radosława Adamskiego. Rzeszowianie całym zespołem stanęli na własnej połowie i nie pozwolili swoim przeciwnikom na stworzenie jakiejkolwiek klarownej sytuacji. Mecz ostatecznie kończyli w dziewięciu, gdy w doliczonym czasie gry wykluczony został Danian Pavlas.
Lech Poznań dołączył zatem do grona pozostałych ekstraklasowych drużyn, które pożegnały się z tegoroczną edycją Pucharu Polski już na etapie 1/32 finału tych rozgrywek.
Resovia - Lech Poznań 1:0 (1:0)
1:0 - Maksymilian Hebel 16'
Resovia: Michał Gliwa - Radosław Bąk (70. Radosław Kanach), Krystian Szymocha, Hlib Buchał, Radosław Adamski - Bartłomiej Wasiluk, Kornel Rębisz (60. Bartłomiej Eizenchart) - Gracjan Jaroch, Maksymilian Hebel (75. Marcin Urynowicz), Danian Pavlas - Filip Mikrut (60. Maciej Górski)
Lech: Filip Bednarek - Ian Hoffmann (46. Joel Pereira), Alex Douglas, Antonio Milić, Maksymilian Pingot (77. Michał Gurgul) - Stjepan Loncar (46. Radosław Murawski), Antoni Kozubal - Ali Gholizadeh, Filip Jagiełło (61. Afonso Sousa), Bryan Fiabema (56. Patrik Walemark) - Filip Szymczak
Żółte kartki: Adamski, Pavlas (Resovia) - Pingot, Jagiełło, Sousa, Gurgul (Lech)
Czerwone kartki: Radosław Adamski, Danian Pavlas (Resovia)
Sędzia: Tomasz Kwiatkowski (Warszawa)