Szaleństwo w Lublinie. Piękny gol w ostatniej akcji pogrążył wicemistrza Polski

Zdjęcie okładkowe artykułu: PAP / Bartłomiej Wójtowicz / Na zdjęciu: Motor Lublin rzutem na taśmę wygrał ze Śląskiem Wrocław 2:1
PAP / Bartłomiej Wójtowicz / Na zdjęciu: Motor Lublin rzutem na taśmę wygrał ze Śląskiem Wrocław 2:1
zdjęcie autora artykułu

Śląsk Wrocław był bardzo blisko pierwszego zwycięstwa w lidze w tym sezonie, ale ostatecznie wraca z Lublina bez choćby punktu. Motor wygrał z wicemistrzem Polski 2:1 po zabójczej końcówce.

W tym artykule dowiesz się o:

Ten mecz toczył się pod dyktando Śląska Wrocław. To znaczy - Motor Lublin rozgrywał piłkę, miał optyczną przewagę, natomiast konkretów zbyt dużo z tego nie było.

Defensywa wrocławskiej drużyny spisywała się nieźle, ale w 83. minucie doszło do fatalnego nieporozumienia pomiędzy Aleksem Petkowem i Serafinem Szotą, w efekcie czego z pięciu metrów gola strzelił Christopher Simon. Senegalczyk przywrócił wiarę drużynie Motoru, która poszła za ciosem. Zepchnęła Śląsk do rozpaczliwej obrony i w ósmej minucie doliczonego czasu ukąsiła po raz kolejny, a bohaterem został Marek Bartos, który popisał się kapitalnym uderzeniem z rzutu wolnego.

Tym samym wicemistrz Polski wciąż pozostaje bez zwycięstwa w lidze w sezonie 2024/25. W Lublinie było blisko, bo Śląsk prowadził po golu wracającego do polskiej ligi Jakuba Świerczoka. Wcześniej miał też dogodną okazję, ale w przekroju całego spotkania trudno powiedzieć, by zespół prowadzony przez Jacka Magierę zasłużył na przynajmniej punkt.

Motor przeważał, wykreował więcej niż wrocławianie i to raczej Mateusz Stolarski mógłby mówić o straconych dwóch punktach, gdyby skończyło się remisem.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Co za strzał! Gol "stadiony świata" w Argentynie

Gdyby Motor miał poważnego napastnika w zespole, to mógłby spokojnie wygrać ze Śląskiem. Problem w tym, że w ataku biegają Kaan Caliskaner i Samuel Mraz, którzy nie mają wiele wspólnego ze strzelaniem goli.

Co innego Jakub Świerczok, który dostał szansę od 1. minuty i pokazał, że nie zapomniał, jak się zdobywa bramki. Piotr Samiec-Talar zagrał mu idealnie, a 31-latek ze spokojem pokonał Ivana Brkicia. Końcówka pierwszej połowy była już lepsza w wykonaniu wrocławian, tak naprawdę na prowadzenie można było wyjść chwilę wcześniej, gdy po dobrym uderzeniu Świerczoka z dystansu dobijał Petr Schwarz, ale trafił tylko w poprzeczkę.

I to by było na tyle, jeśli chodzi o ofensywne popisy Śląska. Motor wyglądał lepiej, ale co z tego, skoro przez ponad 80 minut nie udawało się pokonać Rafała Leszczyńskiego. Wszystko wyglądało dobrze, ale tylko do momentu, gdy trzeba było kopnąć piłkę w kierunku bramki. Tu zaczynały się schody. Mbaye N'Diaye strzelał prosto w bramkarza, wspomniany Mraz kopał się po czole. Sergi Samper dobrze wyglądał w tym spotkaniu, ale mógł się załamać, gdy widział grę swoich kolegów z linii ataku.

W drugiej połowie Motor przyspieszył, zepchnął Śląska do defensywy i raczej ciężko kwestionować to zwycięstwo beniaminka. Wrocławianie zbyt głęboko się cofnęli i zostali za to ukarani.

Motor Lublin - Śląsk Wrocław 2:1 (0:1) 0:1 Jakub Świerczok 44' 1:1 Christopher Simon 83' 2:1 Marek Bartos 90+8'

Składy:

Motor: Ivan Brkić - Paweł Stolarski (73' Filip Wójcik), Arkadiusz Najemski, Marek Bartos, Krystian Palacz (73' Filip Luberecki) - Mbaye N'Diaye (60' Piotr Ceglarz), Sergi Samper, Bartosz Wolski, Kaan Caliskaner (60' Christopher Simon), Michał Król (80' Bradly van Hoeven) - Samuel Mraz.

Śląsk: Rafał Leszczyński - Mateusz Żukowski, Aleks Petkow, Serafin Szota, Jehor Macenko (90+4' Łukasz Bejger) - Piotr Samiec-Talar (87' Sebastian Musiolik), Peter Pokorny, Petr Schwarz, Jakub Jezierski (78' Tommaso Guercio), Marcin Cebula - Jakub Świerczok (87' Arnau Ortiz).

Żółte kartki: Mraz, Bartos, Król (Motor) oraz Cebula, Świerczok (Śląsk).

Sędzia: Marcin Szczerbowicz (Olsztyn).

Źródło artykułu: WP SportoweFakty