W końcu, po tygodniach przekonywania kibiców o tym, że polska reprezentacja gra ofensywnie, ryzykownie i wysokim pressingiem, słowa selekcjonera stały się ciałem. Wszystko to zobaczyliśmy w rzeczywistości. Polscy piłkarze zaczęli mecz z impetem, ich napór trwał znacznie dłużej, niż kilka minut sobotniego spotkania z Portugalią (1:3).
Kacper Urbański swoją postawą w każdym spotkaniu krzyczy do trenera, że to on powinien występować w pierwszym składzie. Młody pomocnik zawsze wnosi na boisko coś pozytywnego. Tak samo było z Chorwacją. Już na samym początku przeprowadził akcję jak z gry na PlayStation. Minął rywala, niespodziewania zagrał w pole karne do Piotra Zielińskiego, a nasz kapitan pięknym strzałem lewą nogą pokonał Dominika Livakovicia.
W grze Polaków był polot, odwaga i agresja. Drużyna Probierza była ustawiona znacznie bliżej bramki Chorwatów. Rywali atakowali już pod ich polem karnym. W pierwszych fragmentach Polacy imponowali determinacją. Nie widać było nawet, że na boisku nie ma Roberta Lewandowskiego, który zaczął spotkanie na ławce rezerwowych z powodu lekkiego urazu.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Messi i spółka świętowali. Mieli ku temu ważny powód
I nagle wszystko runęło. Zupełnie jak w filmie "Kosmiczny Mecz", gdy stwory z kreskówki odebrały moce koszykarzom NBA. Naszym zawodnikom też gdzieś wyparowały umiejętności. Zaczęło się niepozornie od faulu Sebastiana Szymańskiego pod własną bramką. Pomocnik mógł tego uniknąć, zbyt naiwnie przewrócił rywala. Z rzutu wolnego dośrodkował Luka Modrić, a Borna Sosa popisał się genialnym uderzeniem z woleja. Kopnął piłkę bez przyjęcia, bardzo mocno, zza pola karnego. Marcin Bułka rzucił się, ale nie miał prawa zatrzymać tego uderzenia.
Zagubieni dotąd Chorwaci, którzy do tego momentu nie istnieli, którzy tracili piłki na własnej połowie, przypomnieli sobie, że przecież miesiąc wcześniej to oni stłamsili naszą kadrę na własnym stadionie. Za chwilę po ładnej wymianie podań Martina Baturina z Petarem Suciciem ten drugi wbiegł w pole karne i uderzeniem po ziemi pokonał Bułkę.
A zaraz po tym golu fatalnie zachował się Paweł Dawidowicz. Złym podaniem wystawił piłkę Suciciowi, który od razu zagrał do Baturina. Bułka starał się ratować sytuację, ale znów mógł tylko wstać z murawy i wyciągnąć piłkę z bramki.
Nagle, po dobrych dwudziestu minutach, role się odwróciły. Drużyna Probierza "wyłączyła" się z gry na kilkanaście minut. A Chorwaci powinni prowadzić wyżej. Martin Erlić uderzył jednak za mocno i piłka przeszła nad poprzeczką.
Nasi piłkarze ocknęli się dopiero w końcówce pierwszej połowy i na dłużej przejęli inicjatywę. Na prawej stronie uaktywnił się Jakub Kamiński. Najpierw groźnie strzelił. Później zagrał na lewą stronę do Nicoli Zalewskiego. Gracz Romy zachował się niemal tak samo jak Zieliński. Uderzył z lewej nogi w kierunku dalszego słupka i Polacy przegrywali już tylko jedną bramką.
I gdy spiker wykrzykiwał jeszcze nazwisko Zalewskiego, już mógł być remis. Szymański, który znowu rozgrywał przeciętny mecz w narodowych barwach, zagrał świetną prostopadłą piłkę do Kamińskiego. Gracz Wolfsburga wyszedł sam na sam z Livakoviciem, miał dużo czasu, podbiegł do bramkarza, ale Chorwat obronił strzał Kamińskiego.
Po przerwie znowu dużo się działo. Zaczął Zalewski od swojej solowej akcji i zejścia z lewej strony do środka. Gracz Romy uderzył trochę za lekko, ale Livaković miał problemy. Później swoje show miał Bułka. W odstępie kilku minut cztery razy świetnie interweniował.
Fantastycznie odbił strzał z woleja Luki Modricia. Piłka opadała pod poprzeczkę, a Bułka końcówkami palców wybił ją na rzut rożny. Następnie zatrzymał Ivana Perisicia, Igora Matanovicia, ale to, co zrobił po główce Martina Baturina, zasługuje na szczególne wyróżnienie. Bułka zareagował natychmiast, instynktownie odbił piłkę z kilku metrów.
I tak jak przed przerwą, tak i w drugiej połowie obraz gry zmieniał się co kilka minut. Po serii Chorwatów, to Polacy "usiedli" na rywalu. Michał Probierz wpuścił na boisko trzech zawodników w tym Roberta Lewandowskiego. "Lewy" otrzymał precyzyjne podanie od Kamila Piątkowskiego, przyjął piłkę w polu karnym, wycofał do Szymańskiego, a gracz Fenerbahce strzelił inteligentnie, w kierunku dalszego słupka i był remis.
Ten mecz miał wyjątkową temperaturę i zmienne fazy. Raz dominowali Polacy, by za chwilę dać się zdominować Chorwatom. Gdy było już 3:3, doszło do kolejnego zwrotu akcji. Z własnego pola karnego wybiegł Dominik Livaković, by uprzedzić wychodzącego na czystą pozycję Lewandowskiego. Bramkarz wybił piłkę, ale sfaulował naszego kapitana. Rywal za ostre wejście otrzymał czerwoną kartkę.
Do końca spotkania żadna ze stron nie miała już klarownej szansy na gola. Polscy piłkarze pokazali charakter i walkę, jakiej nie widzieliśmy od dawna, dlatego remis z Chorwacją 3:3 może budzić niedosyt. To przełożyło się także na atmosferę na trybunach. Stadion Narodowy przestał przypominać teatr. Stał się areną igrzysk.
Polska - Chorwacja 3:3 (2:3)
1:0 - Zieliński 5'
1:1 - Sosa 19'
1:2 - Sucić 24'
1:3 - Baturina 26'
2:3 - Zalewski 45'
3:3 - Szymański 68'
Polska: Marcin Bułka - Paweł Dawidowicz (38. Kamil Piątkowski), Jan Bednarek, Jakub Kiwior - Jakub Kamiński (62. Michel Ameyaw), Sebastian Szymański, Jakub Moder (62. Maxi Oyedele), Piotr Zieliński (74. Bartosz Kapustka), Nicola Zalewski - Karol Świderski (62. Robert Lewandowski), Kacper Urbański.
Chorwacja: Dominik Livaković- Josip Sutalo, Martin Erlić (80. Nediljko Labrović), Josko Gvardiol - Ivan Perisić, Luka Modrić, Petar Sucić, Borna Sosa - Martin Baturina (80. Luca Sucić), Igor Matanović (60. Ante Budimir), Andrej Kramarić (70. Mario Pasalić).