Pierwszy mecz w Warszawie, który Portugalczycy wygrali pewnie 3:1 i plaga kontuzji, jaka przeszła przez naszą kadrę, kazały przypuszczać, że na Estadio Dragao polska reprezentacja będzie w tarapatach. Zwłaszcza że na rozgrzewce urazu doznał kolejny zawodnik - Sebastian Szymański. Ale jakkolwiek irracjonalnie brzmi to po spotkaniu, to gospodarze mogli być zadowoleni z bezbramkowego remisu po pierwszej połowie.
Michał Probierz skupił się przede wszystkim na odcięciu Rafaela Leao, dlatego na prawej stronie boiska postawił na Bartosza Bereszyńskiego. Gracz Sampdorii wrócił do pierwszego składu reprezentacji po ponad roku i zagrał bardzo przyzwoicie. Nie dał rozpędzić się Leao, a w kilku akcjach nieźle ruszył w ofensywie.
Bereszyński miał nawet dobrą okazję bramkową. To była pierwsza składna akcja pod polem karnym Portugalii. Po dobrym rozegraniu Kacpra Urbańskiego z Jakubem Kiwiorem, Bereszyński uderzył głową, ale w środek bramki. Diogo Costa złapał piłkę.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Ależ trafienie w Meksyku! Trafiła z ponad 40 metrów
Polscy gracze grali czujnie w obronie i co jakiś czas wypuszczali się z kolejnymi atakami. Dobrze w środku boiska wyglądał zwłaszcza Taras Romanczuk. Był pewny w odbiorze i precyzyjny w rozegraniu. Pomocnik Jagiellonii po jednym z przechwytów podał prostopadle do Mateusza Bogusza, ale piłkarzowi Los Angeles FC zabrakło precyzji przy dośrodkowaniu.
Później na krótko uruchomił się Nicola Zalewski. Najpierw uderzył mocno zza pola karnego, ale Costa odbił piłkę na aut. Za chwilę ograł rywala, posyłając piłkę między jego nogami, podprowadził pod pole karne i świetnie wypatrzył Bereszyńskiego. Ten znalazł się w polu karnym, podał do środka, ale Portugalczycy znowu w ostatniej uchronili się przed stratą gola.
Dla Bereszyńskiego była to ostatnia akcja w tym meczu. Zawodnik za chwilę padł na murawę, pokazywał na uraz mięśniowy. Obrońca starał się jeszcze wrócić do gry, ale musiał zmienić go Jakub Kamiński.
Przed przerwą Polacy jeszcze raz poważnie zagrozili bramce gospodarzy. Kamiński wygrał pojedynek główkowy, Krzysztof Piątek dobrze się zastawił i z kilkunastu metrów uderzył bez przyjęcia. Piłka leciała szybko, Costa się zawahał, ale bramkarza Portugalii uratował słupek.
Nieoczekiwanie to Polacy kontrolowali mecz przed przerwą. Estadio do Dragao "ożyło" na początku i w końcówce pierwszej połowy. Najpierw, gdy głową uderzał Leao, a później gdy Cristiano Ronaldo otrzymał żółtą kartkę za gestykulacje i pretensje skierowane do sędziego.
Kapitan Portugalii z kilku metrów nie trafił w bramkę, a później wściekł się, że Jan Bednarek ucierpiał w walce o piłkę. Ronaldo nie podobało się, że już któryś z naszych zawodników tak długo leży na murawie. Okazało się, że Bednarek także doznał urazu i nie wyszedł na drugą połowę.
Po zmianie stron Portugalczycy wzięli się do pracy, ale niewiele wynikało z ich przewagi. Kolejny raz odgryźli się natomiast Polacy. Dominik Marczuk uderzył po ziemi zza pola karnego i Costa odbił piłkę na rzut rożny.
Ale po tej akcji drużyna Probierza straciła gola. Najpierw kiwał się Piotr Zieliński, po chwili to samo chciał powtórzyć Kacper Urbański. Nie udało mu się i stracił piłkę. Dopadł do niej Leao i uruchomił wszystkie silniki odrzutowe. Romanczuk jeszcze starał się złapać Leao rękoma, prawie się przewrócił, ale nie dał rady. Leao podał do boku do Nuno Mendesa, który od razu dośrodkował piłkę zawodnikowi Milanu. Leao nie mógł zmarnować świetnej wrzutki Mendesa i z bliska pokonał Marcina Bułkę strzałem głową.
Po tym golu wszystko się w naszej drużynie posypało. Doszło nawet do kuriozalnej sytuacji. Na boisko miał wejść Karol Świderski, ale okazało się, że napastnik nie został zgłoszony w protokole do tego spotkania! Świderski był już przy linii i wrócił na ławkę rezerwowych.
Gospodarze nie mieli dużej przewagi, ale swoje akcje wyciskali jak cytrynę, do ostatniej kropli. Po jednym ze strzałów Jakub Kiwior został trafiony w rękę i sędzia podyktował rzut karny. Ronaldo uderzył w środek bramki, Bułka rzucił się w lewą stronę i Portugalia prowadziła dwoma golami.
Po tym trafieniu, gdy cały stadion krzyczał charakterystyczne "siuu" po bramce Ronaldo, z Portugalii zeszło ciśnienie. Do końca meczu gospodarze bawili się na boisku. A to, co zrobił Bruno Fernandes, było ozdobą tego meczu. Piłkarz Manchesteru United uderzył bardzo mocno z kilkudziesięciu metrów, piłka odbiła się od poprzeczki i wpadła do bramki.
Ale to niestety nie był koniec. Pedro Neto pozazdrościł Fernandesowi, wpadł w pole karne i też postawił na siłę. Bułka nie przypilnował bliższego słupka, a Neto zmieścił piłkę między słupkiem a naszym bramkarzem. Gospodarze urządzili sobie festiwal pięknych goli, bo za chwilę z przewrotki do bramki Bułki trafił Ronaldo.
Na osłodę, już w samej końcówce, Dominik Marczuk po strzale po ziemi zdobył dla Polski honorową bramkę. Polska po dwóch kompletnie różnych połowach przegrała 1:5.
Portugalia - Polska 5:1 (0:0)
Leao 59’, Ronaldo 72’, 88', Fernandes 80’, Neto 83’ - Marczuk 89
Portugalia: Diogo Costa - Diogo Dalot, Antonio Silva, Renato Veiga, Nuno Mendes (88. Nuno Tavares) - Bernardo Silva (77. Samu Costa), Joao Neves (46. Vitinha), Bruno Fernandes - Pedro Neto (74. Francisco Trincao), Cristiano Ronaldo, Rafael Leao (83. Joao Felix).
Polska: Marcin Bułka - Kamil Piątkowski, Jan Bednarek (46. Sebastian Walukiewicz), Jakub Kiwior - Taras Romanczuk - Bartosz Bereszyński (32. Jakub Kamiński), Mateusz Bogusz (46. Dominik Marczuk), Piotr Zieliński, Nicola Zalewski - Kacper Urbański (72. Adam Buksa) - Krzysztof Piątek (81. Antoni Kozubal).