Adrian Mierzejewski to 41-krotny reprezentant Polski, uczestnik mistrzostw Europy w 2012 roku i zawodnik takich drużyn jak Polonia Warszawa czy Trabzonspor. Występował także w Arabii Saudyjskiej, Zjednoczonych Emiratach Arabskich, Australii i Chinach.
Bartosz Białkowski niemal dwadzieścia lat spędził w angielskich klubach. Był bramkarzem między innymi Southampton, Ipswich czy Millwall. Z kadrą Adama Nawałki pojechał na mistrzostwa świata w Rosji w 2018 roku, ma jeden występ w towarzyskim meczu z Nigerią.
Po karierze na dużym boisku obaj dołączyli do reprezentacji Polski w "socca" - piłce sześcioosobowej. Obecnie grają w mistrzostwach świata w Omanie. Nasza kadra jest jednym z faworytów do wygrania turnieju. Po trzech meczach grupowych awansowała do fazy pucharowej. Pokonała Francję (3:1), Haiti (4:1) i Turcję (7:0). W czwartek ostatnie spotkanie grupowe z Pakistanem.
Mateusz Skwierawski, WP SportoweFakty: Naprawdę dojechaliście do Omanu autokarem?
Adrian Mierzejewski: Wyszło, że najtaniej będzie polecieć z Polski do Abu Dhabi i stamtąd autokarem do Omanu. Mapa w internecie pokazywała pięć godzin, ale wyszło osiem. Na granicy przeciągnęła się kontrola paszportowa, autokar jechał w takim tempie, że gdyby po ulicy chodziły wielbłądy, to by nam w szybę pukały. Hotel jest OK, nie narzekamy. Jeszcze miesiąc temu nie było pewne, że w ogóle tu przyjedziemy. Wszystko finansują sponsorzy, których mamy na koszulkach, a oni też muszą liczyć każdą złotówkę. Mamy frajdę z tego, że możemy grać na takim turnieju, a sprawy organizacyjne schodzą na dalszy plan.
ZOBACZ WIDEO: Tego nie powstydziłby się nawet Ronaldo. Co za bramka!
Bartosz Białkowski: Ludzie jeszcze nie znają tej dyscypliny, ale może coś się zmieni po tym turnieju. Liczymy na sukces w Omanie i to też może pomóc w przyszłości. Takie osiem godzin w autokarze na pewno zapamiętamy. Młodsi nie będziemy, kości bolały, a na drugi dzień graliśmy mecz. Ale fajnie zaczęliśmy turniej od wygranej 3:1 z Francją.
A dzień później ograliście Haiti 4:1. Choć rywal długo nie pojawiał się na boisku.
A. M: Czekaliśmy na nich, mogliśmy wziąć walkower. Pisali nam co parę minut, że za chwilę przyjadą. I tak minęła prawie godzina.
B. B: Rozgrzewaliśmy się dłużej niż trwał mecz. Oni dojechali do Omanu dopiero o 5 rano. Mieli problemy z wizami. Jeszcze w poniedziałek byli w Madrycie. Podobno nawet nie spali przed meczem z nami.
A. M: Mieli jeszcze białe koszulki, tak jak my, i musieli zagrać w rezerwowym komplecie bez numerów na plecach.
Jak wygląda organizacja turnieju?
A.M: Jest OK. Trochę słabo, że turniej odbywa się w Omanie, bo ludzie niekoniecznie interesują się tu piłką, na trybunach jest garstka kibiców. Nie ma atmosfery turnieju o mistrzostwo świata. Na zawodach w Essen w zeszłym roku fajnie to wyglądało.
Ale ty w Omanie czujesz się jak w domu.
A.M: No ja się czuje jak u siebie, chociaż ostatnio przyzwyczaiłem się do polskiego klimatu, bo mieszkam w Olsztynie. Musiałem udzielić kilku wskazówek chłopakom odnośnie tutejszej kultury. Byli zdziwieni, dlaczego nie mogą wejść do windy, gdy jest w niej kilka Arabek. Zasady obowiązują, trzeba ich przestrzegać.
Adrian dowiedział się o "socca" na początku tego roku, a ty Bartek?
B.B: Mniej więcej w tym samym okresie. Zobaczyłem "Mierzeja" na turnieju w Kaliszu w kwietniu. Zadzwonił do mnie na początku października, czy chciałbym spróbować. Pomyślałem: czemu nie? Pojawiłem się na konsultacji w Warszawie, rozmawiałem z trenerem i przekonałem się. Dla mnie to całkowicie inne granie. "Mierzej" to technik, świetnie radzi sobie z piłką. Nawet główki wygrywa. Ale ja uczę się od naszych bramkarzy, to dla mnie nowe realia.
Przyjechałeś z plaży? Po karierze zamieszkałeś z rodziną w Hiszpanii.
B.B: Tak można powiedzieć. Mój plan był taki, że kończę z piłką definitywnie. Natomiast po paru miesiącach pojawił się mały głód. Spodobała mi się atmosfera i ogień w oczach chłopaków. Taka ich dziecięca miłość do futbolu. Potrzebowałem takiego środowiska, bo po latach kariery byłem wypalony. A tu na nowo pokochałem piłkę, miłość wróciła.
Potrzebowałeś dystansu?
B.B: Zatraciłem radość z gry. Przez ostatnie miesiące oglądałem tylko mecze reprezentacji. W poprzednie lato zastanawiałem się jeszcze, czy wrócić Polski. Miałem oferty z ekstraklasy, ale rodzina nie chciała wyjeżdżać z Hiszpanii, syn się popłakał i stwierdziłem, że nie potrzebuję tego. Wybrałem plażę. Na pewnym etapie kariery, po wielu latach gry, wykonujesz po prostu robotę na boisku.
A teraz jesteście w zupełnie innych realiach.
B.B: Chłopaki z drużyny mają inne życie poza piłką.
A. M: Przede wszystkim wykonują normalną pracę. Jeden rozkłada kafelki, drugi jest wojskowym. Inny chłopak na tirach jeździł w Anglii. Wszyscy przyjeżdżamy na zgrupowania z wielką chęcią. Nie czekają na nas żadne bonusy, nawet za mistrzostwo świata. Chyba że premier coś dorzuci... Nikt nie zwraca nam kasy za paliwo. Zapewnili nam bilety lotnicze do Omanu, hotel. Ale my się chcieliśmy pokazać, posłuchać hymnu przed meczem, wyjść na boisko i wygrać. Chłopaki mówili, że mieli dreszcze podczas hymnu.
B.B: Mnie też lekkie "ciary" przeszły.
A na boisku jesteście skuteczni, zgrani, efektowni. Bardzo przyjemnie ogląda się wasze mecze.
A. M: Nie jesteśmy kelnerami tylko trzecią reprezentacją w rankingu i faworytem praktycznie w każdym spotkaniu.
Z Francją miało być trudno, a poszło gładko.
A.M: To oni bardziej się nas obawiali. Czekaliśmy na moment, w którym na boisko wejdzie Djibril Cisse. Wtedy mogliśmy zrobić przewagę. Cały czas ma mocne uderzenie, ale nie biega, nie pomaga kolegom w obronie. Ludo Obraniak też grał na "stojanowa", trochę przytył.
Obraniak się z wami przywitał? W Omanie występuje dla kadry Francji, ale w czasie kariery rozegrał 34 spotkania dla naszej reprezentacji na dużym boisku.
B.B: Przed meczem siedzieliśmy na trybunach, "Ludo" przechodził obok naszej kadry, myśleliśmy, że chociaż podniesie rękę do góry, machnie, jak to Polak... Nawet nie spojrzał. Z "Mierzejem" trochę pogadał. Z szacunku mógłby się chociaż przywitać. Stał metr od nas.
A.M: Pogadaliśmy na luzie, po angielsku. Kilka meczów razem rozegraliśmy. Po jego wrzutce strzeliłem gola z Czarnogórą w eliminacjach mistrzostw świata. "Ludo" zrobił sobie zdjęcie z kilkoma osobami z naszej ekipy ze sztabu, ale chętny do pogawędek nie był. Nawet nie byłem zaskoczony. Podczas zgrupowań kadry mówił zazwyczaj "cześć" i szedł do pokoju. Zawsze żył w swoim świecie.
W środę ograliście Turcję aż 7:0. W czwartek ostatnie spotkanie z Pakistanem.
A. M: Mamy sztab, dostajemy analizę rywali. Patrzymy też na innych. Mocni są Niemcy, Brazylia, Kazachstan, Chorwacja, Meksyk. Zobaczymy, jak ułoży się drabinka po fazie grupowej. Ale jak chcemy grać do ostatniego meczu, to ze wszystkimi zamierzamy wygrać.
To musi być nowe uczucie dla reprezentanta Polski w piłce nożnej. Powiedzcie to wprost: gracie o mistrzostwo świata.
A. M: Tak, po to tu jesteśmy. Piłka ma się uśmiechać, ma nas cieszyć.
B. B: Ja na pierwszym zgrupowaniu przecierałem oczy ze zdumienia, jak ta kadra się prezentuje. Nie ma co się czarować. Jesteśmy w Omanie po to, żeby wygrać turniej.
A.M: Dlatego dołączyłem do tej reprezentacji. Widziałem, że chłopaki zdobywali medale w poprzednich mistrzostwach. Jeśli miałbym dostawać tylko w "czapkę", to nie brałbym się za to.
Taka sytuacja. pic.twitter.com/SJCjwfpLeT
— Hubert Bugaj (@HubertBugaj) December 2, 2024
Rozmawiam z dwoma piłkarzami, którzy są ustawieni do końca życia? Tak o sobie stwierdził ostatnio Bartek.
B.B: Troszkę się pograło, zainwestowało pieniądze. O przyszłość nie trzeba się martwić. Oby tylko zdrowie było, a reszta jest OK.
A. M: Ja o sobie tak nie mówię! Ale jak zadzwoniłem do Bartka i powiedział mi, że jest w Hiszpanii i nic nie robi, odpowiedziałem: brawo. O to chodzi. Po to się dwadzieścia lat krążyło po świecie, opuszczało święta, uroczystości, rodzinę, żeby później odpoczywać. To najlepsze podsumowanie naszych karier.
Bartek mieszka w Costa Blanca w Hiszpanii, a ty Adrian w Olsztynie. Aż tak stęskniłeś się za Polską po latach gry za granicą?
B.B: Cały świat zwiedził, ale jest zakochany w Olsztynie!
A. M: Kończę robić papiery trenerskie. Zrobiłem już licencję agenta. Przede mną jeszcze kurs na dyrektora sportowego, jestem po pierwszym zjeździe. Za rok pomyślę, co dalej. Córka akurat skończy ósmą klasę i przyjdzie czas na następne kroki.
rozmawiał Mateusz Skwierawski, WP SportoweFakty