Ruch Chorzów i GKS Tychy ostatnich tygodni w Betclic 1. lidze nie zaliczą do udanych. Niebiescy z czterech wyjazdowych meczów z rzędu przywieźli dwa punkty, a powinni kilka więcej. Z kolei piątkowy rywal na zapleczu PKO Ekstraklasy nie zwyciężył od sierpnia. W tabeli gospodarze mieli od przeciwnika sześć punktów więcej.
Przed spotkaniem 15. serii poprawiła się sytuacja kadrowa drużyny prowadzonej przez Waldemara Fornalika. Po meczu... uległa ponownemu pogorszeniu. Plac gry z urazami opuszczali Patryk Szwedzik i Dominik Preisler. W efekcie w końcówce chorzowianie grali w dziesiątkę.
Po wszystkim powinno być już po 1. połowie. Ruch od początku dominował i szukał gola. Sytuacji sam na sam nie wykorzystał Marko Kolar, który na bramkę rywala biegł przez niemal pół boiska. Od 19. minuty Niebiescy prowadzili. Preisler dośrodkował z rzutu rożnego, piłka przypadkowo odbiła się od Marcela Błachewicza i przy słupku wpadła do siatki.
Gospodarze szukali kolejnego gola. Znaleźli go jeszcze przed przerwą, kiedy swoje premierowe trafienie w Ruchu zaliczył Shuma Nagamatsu. Japończyk precyzyjnie uderzył sprzed pola karnego.
ZOBACZ WIDEO: Kołecki jasno o polskiej piłce. "Trudno mi znaleźć klub, któremu mógłbym kibicować"
Po zmianie stron przez niemal kwadrans Niebiescy mieli spotkanie pod kontrolą. Gracze GKS-u niewiele potrafili zdziałać. Po godzinie gry tyszanie niespodziewanie złapali kontakt bramkowy. Po stracie pod polem karnym piłka trafiła do Juliana Kelbingera, A ten płaskim uderzeniem pokonał Bartłomieja Gradeckiego.
Przyjezdni poczuli, że mogą wrócić do domu z co najmniej punktem i zaatakowali. Piłkarze Ruchu zaczęli grać zachowawczo. Brakowało lidera, który byłby w stanie dłużej przytrzymać piłkę czy ją rozegrać. Do tej roli absolutnie nie nadaje się kapitan zespołu Szymon Szymański, który kolejny raz popełnił mnóstwo prostych błędów.
Tyszanie wyrównać mogli w 79. minucie, kiedy z pola karnego przestrzelił Keiblinger. Na trzy minuty przed końcem strzał głową Jakuba Tecława zdołał odbić Gradecki. Tą interwencją bramkarz uratował Ruchowi punkt.
Chwilę przed drugą wspomnianą sytuacją, plac gry z urazem opuścił Dominik Preisler. Waldemar Fornalik chwilę wcześniej wykorzystał trzecie "okienko" do dokonania zmian i po czterech roszad, piątej nie mógł przeprowadzić.
Chorzowianie wygrali, ale po raz kolejny swoim minimalizmem i podejściem, przede wszystkim w ostatnich dwóch kwadransach, irytowali kibiców. Wiele wskazuje na to, że jeszcze sporo czasu będzie musiało minąć, aby ten zespół zaczął grać na miarę oczekiwań. Być może w tym składzie personalnym nigdy do pewnego poziomu nie będzie w stanie dojść.
A tyszanie? Wciąż się nie przełamali. Posada Artura Skowronka jest podobno bezpieczna, ale w polskiej piłce nic nas już nie zdziwi.
Ruch Chorzów - GKS Tychy 2:1 (2:0)
1:0 - Marcel Błachewicz (sam.) 19'
2:0 - Shuma Nagamatsu 39'
2:1 - Julian Keiblinger 60'
Składy:
Ruch Chorzów: Bartłomiej Gradecki - Martin Konczkowski, Nikodem Leśniak-Paduch, Andrej Lukić, Dominik Preisler - Mohamed Mezghrani (80' Jakub Sobeczko), Mateusz Szwoch, Szymon Szymański, Shuma Nagamatsu (89' Denis Ventura), Patryk Szwedzik (56' Maciej Żurawski) - Marko Kolar (80' Tomasz Bała).
GKS Tychy: Kacper Kołotyło - Krzysztof Machowski, Kasjan Lipkowski, Oliver Stefansson (58' Jakub Tecław), Marcel Błachewicz - Damian Kądzior, Jakub Bieroński (58' Marcel Kalemba), Marcin Szpakowski, Mamin Sanyang (58' Tobiasz Kubik) - Julian Keiblinger, Maksymilian Stangret (68' Daniel Rumin).
Żółte kartki: Bała (Ruch) oraz Lipkowski (GKS).
Sędzia: Piotr Rzucidło (Warszawa).
Widzów: 10 368.