Zmierzająca wówczas pewnie do zaplecza ekstraklasy Cracovia mogła świętować awans po pojedynku przy ul. Ptaszyckiego, jeśli pokonałaby Hutnika. Pamiętna drużyna Wojciecha Stawowego do przerwy w pełni zrealizowała plan - po dwóch golach Krzysztofa Hajduka Pasy prowadziły 2:0. - Pamiętam, że ostatnio mieliśmy tu schłodzone szampany. Wygrywaliśmy do przerwy 2:0. W 43. lub 44. minucie doznałem pęknięcia nosa i pojechałem do szpitala. Tam przyjechał odebrać mnie dziś grający w Legii Piotrek Giza. Pytam go ile było i w odpowiedzi na to, że 5:2, spytałem go o to, jak to się stało, że straciliśmy dwie bramki, a on powiedział, że przegraliśmy - wspominał po piątkowym meczu z Legią Arkadiusz Baran. W spotkaniu 18. kolejki ekstraklasy z warszawskim zespołem scenariusz był identyczny. Występująca w roli gospodarza na stadionie Hutnika drużyna Oresta Lenczyka przez ponad godzinę była zespołem lepszym od faworyzowanej Legii i prowadziła 1:0 po bramce Dariusza Pawlusińskiego, by przegrać ostatecznie 1:2.
- Pamiętam dobrze ten mecz. Wtedy jednak byliśmy gośćmi, a teraz jesteśmy gospodarzami. Byliśmy faworytem w meczu z Hutnikiem, prowadziliśmy w tabeli. Ale w meczu z Legią byliśmy faworytem? Chyba nie - przytomnie zauważa Marcin Cabaj, który podobnie jak dziś, w czerwcu 2003 był pierwszym bramkarzem Cracovii.
- Graliśmy w piłkę, kontrolowaliśmy to, co dzieje się na boisku, aż do momentu utraty bramki. Potem widać było załamanie w naszych szeregach. Pewnie jeszcze myślenie o utracie tej bramki, spowodowało stratę kolejnej. Śmiało można jednak powiedzieć, że w dwumeczu z Legią powinniśmy mieć komplet punktów. W jesiennym meczu na Legii mieliśmy sytuacje, po których po kwadransie powinniśmy prowadzić. Podobnie było teraz. W pierwszej połowie powinniśmy prowadzić dwa, trzy zero - analizował mecz z Legią golkiper Pasów.
We wspomnianym meczu z Hutnikiem koszmar Cracovii rozpoczął się wraz z brakiem na boisku Arkadiusza Barana. Tak samo było w piątek przeciwko Legii. Kiedy trener Lenczyk zdecydował się w 64. minucie na ściągnięcie Barana, wprowadził za niego ofensywnego Mateusza Klicha. Młody pomocnik Cracovii w 69. minucie nie nadążył za wbiegającym w pole karne krakowian Sebastianem Szałachowskim, który po chwili doprowadził do wyrównania. - Tak samo mogło być, gdybym ja przebywał na boisku. Nie widziałem drugiej bramki. Kiedy schodzę z boiska, nie wytrzymuję nerwowo i nie oglądam. Po meczu możemy gdybać, czy trener zrobił dobrze czy źle zmieniając mnie - przegraliśmy - przyznaje Baran. - Zrobiliśmy teraz wszystko, by mówić, że stadion Hutnika jest dla nas pechowy. Sami dążyliśmy do tego, bo mieliśmy praktycznie wygrany mecz. Nie pamiętam kiedy ostatni raz w meczach z Legią mieliśmy tyle sytuacji. Grając w przewadze mogliśmy te sytuacje nawet marnować, bo prowadziliśmy jedną bramką, ale nie powinniśmy dopuścić, żeby Legia oddała choć strzał na bramkę - dodaje lider Cracovii.
- Mogliśmy rundę zacząć z rozmachem od zwycięstwa z Legią i z podniesioną głową jechać do Poznania. Nie możemy się jednak teraz poddać. Musimy wierzyć, że w Poznaniu coś ugramy - puentuje Baran.