Wejście bułgarskiego smoka - relacja z meczu Ruch Chorzów - Zagłębie Lubin

Na mecz przy Cichej swoich ulubieńców kibice Ruchu czekali 3 miesiące. Jednak nikt nie wyobrażał sobie takiego scenariusza, jaki w sobotni mroźny wieczór miał miejsce w Chorzowie. Gdy sędzia gwizdnął po raz pierwszy z nieba zaczął sypać śnieg, który z każdą minutą padał coraz intensywniej. Dodatkowo w końcówce pierwszej połowy z groźnie wyglądającą kontuzją plac gry opuścił Andrzej Niedzielan.

- Nie możemy zrzucać winy na złe warunki gry. Przegraliśmy i tyle - nie tłumaczyli swojej porażki prostymi wymówkami piłkarze Niebieskich, którzy w pierwszej połowie radzili sobie całkiem nieźle, a goście tylko kilku świetnym interwencjom Bojana Isailovicia zawdzięczali czyste konto bramkowe.

Na losy pojedynku w dużej mierze zaważyła sytuacja z 45 minuty, gdy na plac gry w starciu z Łukaszem Hanzlem padł Andrzej Niedzielan. Piłkarz Zagłębia po spotkaniu tłumaczył, że zderzył się z "Wtorkiem" głową, jednak powtórki pokazały wyraźnie, że zawodnik uderzył napastnika Ruchu łokciem w twarz. W efekcie snajper z Cichej chwiejnym krokiem udał się do karetki, a następnie do szpitala, gdzie przebywa na obserwacji.

Szok piłkarzy Niebieskich wywołany kontuzją swojego zawodnika lubinianie wykorzystali perfekcyjnie. W 60 minucie na placu gry pojawił się Ilian Micanski i cztery minuty później wykorzystał błąd defensywy gospodarzy, w sytuacji sam na sam pokonując Krzysztofa Pilarza. Sześć minut przed końcem meczu Bułgar dobił Ruch wykorzystując kolejne nieporozumienie w szeregach defensywy gości. W drugiej połowie były to jedyne godne odnotowania okazje do zdobycia gola przez obydwa zespoły. Na pewno na postawę drużyn duży wpływ miał padający śnieg, który na kwadrans przed końcem zmusił Huberta Siejewicza do przerwania zawodów i zarządzenia odśnieżania linii.

Duże ciekawiej było przed przerwą, gdzie początek zdecydowanie należał do Niebieskich. Chorzowianie jednak nie potrafili dużej przewagi zakończyć strzałem na bramkę. Pierwsze groźne uderzenie Niebiescy oddali w 20 minucie, gdy ładnie z dystansu strzelił Grzegorz Baran, ale golkiper Miedziowych wybił futbolówkę na rzut rożny. Jedenaście minut później z woleja ponownie strzelił kapitan Ruchu, ale Isailović znowu zademonstrował wysoki kunszt.

Goście w tej odsłonie mieli dwie szanse. W 25 minucie z rzutu wolnego pośredniego z 15 metrów strzelił w mur Michał Stasiak, a kilka minut przed przerwą po strzale z pola karnego jednego z lubinian Pilarz popisał się świetnym refleksem wybijając futbolówkę na róg. Ostrzeżenie to chorzowianie wyraźnie zbagatelizowali, bo po przerwie dwukrotnie dali się zaskoczyć gościom. - Przyjechaliśmy po punkt, a wyjeżdżamy z trzema. Plan na ostatnie dwa mecze zrealizowaliśmy - cieszył się po spotkaniu trener gości Marek Bajor.

Ruch Chorzów - KGHM Zagłębie Lubin 0:2 (0:0)

0:1 - Micanski 64'

0:2 - Micanski 84'

Składy:

Ruch Chorzów: Pilarz - Grzyb, Sadlok, Grodzicki, Nykiel, Zając, Baran, Straka (83' Scherfchen), Janoszka (71' Stefański), Niedzielan (46' Piech), Sobiech.

KGHM Zagłębie Lubin: Isailović - Grzegorz Bartczak, Reina, Stasiak, Costa, Ekwueme, Błąd (61' Micanski), Mateusz Bartczak, Pawłowski (71' Kędziora), Hanzel, Traore.

Żółte kartki: Nykiel (Ruch) oraz Kędziora, Hanzel (Zagłębie).

Sędzia: Hubert Siejewicz (Białystok).

Widzów: 8500.

Ocena meczu: 2.5: Nieustannie padający śnieg i mróz utrudniał piłkarzom grę. W meczu było niewiele emocjonujących momentów. Gościom do zwycięstwa wystarczyło wykorzystanie dwóch katastrofalnych błędów defensywy Niebieskich.

Komentarze (0)